1.

24 1 0
                                    

-To jak, widzimy się dziś w Merido Beach o 19? - wyceciła Beth

-Um, no nie wiem.. Przecież pamiętasz, że pracuję nad książką. Jeśli mój szef nie zobaczy pliku kartek na biurku do przyszłego czwartku to mogę pomarzyć o pracy w jakimkolwiek wydawnictwie - tłumaczyłam.

Co prawda dokładnie 6 miesięcy i 21 dni temu skończyłam liceum, to już dostałam ofertę pracy
z jednym z lepszych wydawnictw w Nowym Jorku. Duża presja ciążyła na moim jakże przepracowanym umyśle jednak dobrze wiedziałam jak sprawy się mają. Patrick, mój szef, postawił warunki bardzo jasno. 'Albo napiszesz połowę powieści w 48 dni, albo możesz zapomnieć o szansie wybicia swojego nazwiska.' Witamy w NYC Jane. Jednak skończyło się kolorowe życie licealistki, teraz czas zacząc na siebie zarabiać, zacząc żyć jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.

-Jane, ślęczysz całymi dniami nad tą książką, czy ty w ogóle masz czas na siku? - zapytała jasnowłosa ironicznie unosząc ręcę ku górze.

-Moje potrzeby fizjologiczne to moja sprawa, dziękuję. - wystawiłam język przyjaciółce.

Znałyśmy się od pierwszej klasy liceum. Już w pierwszym dniu szkoły średniej złapałyśmy bardzo dobry kontakt ze sobą. Beth wiedziała o mnie wszystko, dosłownie wszystko, zresztą tak ja o niej. Nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic.

Patrzyła na mnie z jedną z jej teatralnych min, które przybierała, gdy chiała mnie do czegoś przekonać. Pamiętam jak kiedyś w drugiej klasie poprosiła mnie, bym pożyczyła jej swój stanik, by mogła go wypchać bawełnianymi skarpetkami i założyć, ponieważ miała iść na randkę
z niejakim Marcusem Holdenem, drugim najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Pierwsze miejsce zajmował Ben, moja pierwsza, prawdziwa miłość. Co, czekaj.. To było dawno i nie prawda, pomysłałam. W każdym bądź razie, gdy moja przyjaciółka i ciacho wszech czasów byli na romantycznej kolacji, ta nachyliła się za mocno przez co zawartość jej stanika dosłownie wysypała się na stół. Często wspominamy nasze 'małe' wpadki z czasów liceum. 
Miło byłoby wrócić do tamtych czasów, tamych ludzi.

-Oj no dobrze już dobrze, punkt 19 w Merido Beach, tradycyjnie stolik nr 7 - powiedziałam przeciągle, wiedziałam, że nie wygram z resztą, na dobre mi wyjdzie poszerzenie horyzontów nieco dalej niż trasa kuchnia-pokój-łazienka w moim skromnym mieszkaniu. Masz się nie spóźnić Bethany. Jeśli nie będzie cię max o 19:03 przy stoliku obiecuję, że wyjdę - dodałam, celując w nią palcem. Zawsze się spóźniała.

-Tak! W konću ruszysz swe cztery litery i zaczerpniesz trochę życia i korzyści z mieszkania w Nowym Jorku. - powiedziała unosząc kąciki ust ukazując śnieżnobiały, idealnie prosty zgryz.

Beth była naprawdę piękną dziewczyną. Była zaledwie dwa miesiące i sześć dni ode mnie starsza. Ja byłam z marca, ona ze stycznia. Jej zdecydowanym atutem są długie, proste blond włosy, zielone jak idealnie przystrzyżona w lecie trawa tęczówki i te białe jak śnieg zęby. Jeśli chodzi o figurę, była wysoka, wyższa ode mnie o jakieś 15 centymetrów, a jej proporcje idealnie współgrały ze wzrostem. Nawiasem mówiąc, była po prostu piękną młodą kobietą.
Nagle wyrwały mnie z zamyślenia słowa, których się nie spodziewałam.

-Dołączą do nas Christopher, Rose, Marcus i Ben - oznajmiła dokładnie mi się przyglądając, gdy wypowiadała ostatnie imię jednego z naszych niezapowiedzianych gości.

Czyżby Ben był w NYC? Ale po co? Przyleciał tak na chwilę? A może się tu przeprowadza. A może przyleciał tutaj dla kogoś? Może kogoś ma? Czemu miałabym interesować się tym, co się u niego teraz dzieję? Przecież między nami wszystko skończone, prawda?
Tęskniłam za nim. Jane przestań! - skarcłam się w myślach.

-Oo, będzie więcej ludzi do pogadania - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.

-Przepraszam, dzwonili jakieś dwie godziny temu, chcięli się wszyscy spotkać jak za dawnych dobrych czasów. Wiesz..- mówiła przeciągając, jeśli nie chcesz..

-Beth - przerwałam jej, łapiąc dłoń zielonookiej w geście zrozumienia. Za nic mnie nie przepraszaj, słyszysz? Przecież wszyscy byliśmy kiedyś paczką, a to co było.. ja i Ben, to przeszłość. Um, nie pakuję się w miłość, nie pamiętasz? - patrzyłyśmy sobie w oczy przez krótki czas i nagle obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.

Owszem, może dawne uczucia odżyją gdy go zobaczę, ale hej, to moi dobrzy znajomi ze szkoły, chcę ich zobaczyć, dowiedzieć się co u nich. Chcę zobaczyć Bena, w końcu kiedyś byliśmy naprawdę blisko. Był pierwszym, którego do siebie dopuściłam.
Tak czy siak pierwszej miłości się nie zapomina, tak powiadają.

-Kocham cię - usłyszałam ciche wyznanie i nagle poczułam jak coś miękkiego zderza się z moją twarzą. Zaczęła się walka na poduszki. Pomimo tego, że miałyśmy po dziewiętnaście lat często zachowywałyśmy się dziecinnie, ale takie już byłyśmy, dlatego też tak dobrze się dogadywałyśmy.
Też cię kocham, bubu - uderzyłam bordową poduszką prosto w tył głowy Beth.

Zapowiada się ciekawy wieczór Jane.







No i jest pierwszy rozdział! 

Mam nadzięję, że Was zachęciłam do dalszego czytania. Jest to moje pierwsze opowiadanie więc proszę, bądźcie wyrozumiali. Postaram się rozdziały dodawać w miarę w regularnych odstępach czasu.Piszcie komentarze, chcę wiedzieć Wasze opinie na temat losów naszych bohaterów.

A tym czasem dobrej nocy życzę, do następnego

"Um, nie pakuję się w miłość, nie pamiętasz?"Where stories live. Discover now