Podróże małe i duże #1

174 12 0
                                    

 Jestem dorosłą osobą, posiadam 22 wiosny i jedynym moim hobby są podróże. Ludzie w moim wieku upijają się do nieprzytomności i co tydzień zmieniają partnerów. Kiedy ja znajdę na to czas, myślę sobie, kiedy przyjdzie czas na założenie rodziny, studia, normalne życie? Aktualnie można zapisać mnie jako człowieka bez domu. Wracam z lotniska, tydzień przesiaduję pod dachem i znowu na samolot. Jestem już tym przemęczona, ale czuję, że nie mogę przestać, po kilku dniach odczuwam nostalgię do podróży, do poznawania nowych miejsc i osób.

Czy jestem inna?

 Ta Paulina nie może być normalna, wytrzymała już 16 lotów ze mną. Moja droga pani rezydent, dzięki Tobie piszę to i rozwijam się w dużej mierze. Nigdy nie zapomnę naszych wyjazdów, w szczególności tego do Grecji. 
 Pan Kazimierz z żoną Elżbietą głodni przygód (nie tylko przygód), co dzień narzekający na słabe jedzenie wytykając błędy obsłudze, która starała się na wszelkie możliwości spełniać ich zachcianki. To była piękna para, ciekawi mnie jedynie, ile ze sobą wytrzymali. Ela spokojna kobieta, przyjechała do tych Aten chyba tylko do zwiedzania i wypoczynku, za to pan Kazimierz... Przez długi czas, myślałam, że jest on ukrytym pracownikiem sanepidu. Pedant, na każdy szczegół zwracał uwagę. Z prysznica woda leje się krzywo, na jadalnię wpuścili nas 3 minuty po ustalonym czasie, dlaczego wszystko tu jest takie drogie, ludzie są zbyt leniwi, tamtej nocy ktoś nam pukał w okno (sąsiedzi świętowali urodziny z fajerwerkami, wyjaśnienie słynnego ,,pukania do okna''), łóżka są twarde, a poduszki zbyt miękkie - nieliczne skargi słyszane od jednego z naszych ulubionych turystów. Dziwicie się, że w ciągu dnia wyjeżdżałyśmy na przeróżne wycieczki w mieście? Wytrzymaj z kimś takim 12 godzin, a dostaniesz ode mnie medal. 

 Kolejną osobą zasługującą na odznakę honorowego podróżnika jest pan, którego imienia zapomniałam. Rzecz miała miejsce 3 lata temu, kiedy moja pasja zaczęła się rozwijać tl;dr zwiedziłam wtedy najwięcej miejsc, poznałam najwięcej ludzi, których imion nie zdążyłam zapamiętać. Po prostu, załóżmy, że miał na imię Krzysztof. Na lotnisku widząc tego osobnika wiedziałam od początku, że będzie ciężko. 3 walizki na 5 dni. Po co? Podczas lotu sam zaczął się chwalić - większość jego ekwipunku stanowiły świeczki, zapałki i inne przyrządy do odprawiania ,,oczyszczenia'' jak to sam autor ujął. Ciekawiło mnie zarówno jak i samych sprawdzających, że na lotnisku przy bramkach go nie zatrzymali, i po prostu nie kazali opróżnić zawartości. 
 Gdy dotarliśmy na miejsce, każdego dziwiła pewna odporność, jaką Krzysztof okazywał co do słońca. Gorące Maroko, 35 stopni Celsjusza a ten ubrany w długie, ciemne spodnie zarówno jak i koszulę. ,,Może to zakonnik?'' - myśleli towarzysze. Podczas gdy on usłyszał cokolwiek związanego z religią, robił się wręcz czerwony ze złości. Najlepsza akcja zaczęła się, gdy Krzysiu, wyznawca szatana (o zgrozo!) zaczął odprawiać rytuały. Puentą całego tego wydarzenia jest moment, kiedy włączyły się alarmy przeciwpożarowe, przyjechała nawet policja myśląca, że w hotelu jest atak terrorystyczny. Namiarów niestety nie podam, ale kierowałabym się do niego myśląc, jak wywołać panikę w miejscu publicznym. No shit Sherlock.


















W następnej części dopiero zaczynam swoją brazylijską przygodę, tu postanowiłam umieścić krótkie streszczenie moich dotychczasowych przeżyć.


Pistolety, (nie) te na serio. BrazyliaWhere stories live. Discover now