1.7

3K 205 11
                                    

Chłopak zmrużył brwi patrząc na nią. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się w jego stronę. Jak mógł. Niby nic. Jednak dla niej znaczyło to wiele. Posłała mu ostatnie spojrzenie wbiegając po schodach na górę. Weszła do sypialni, a potem do łóżka okrywając się szczelnie kołdrą. Zgasiła światło, a książkę odłożyła na szafkę nocną znajdującą się koło łóżka. Zamknęła oczy. Był jej aniołem stróżem, kimś kto obiecał jej, że zawsze będzie przy niej. Kimś kto mówił, że nigdy nie będzie musiała się o niego martwić. A dzisiaj? Po raz pierwszy okłamał ją, chociaż zapewne bardzo tego nie chciał.

-Rose?-nie odezwała się, leżała skulona na łóżku mając zamknięte oczy. Usłyszała zgrzyt drewnianych paneli. Wiedziała, że wszedł do pokoju.-Rose?-ponowił swoje pytanie, lecz ona nadal pozostawała obojętna. Chłopak bezsilnie rozłożył się na podłodze, wcześniej ściągając swoją białą bluzkę i spodnie. Szatynka odwróciła się w jego stronę, podnosząc powieki. Widziała jego, co chwila zmieniającego pozycję. W końcu uspokoił się, leżąc z zamkniętymi oczyma. Nie była na niego zła. Była trochę zawiedziona, ale raczej nic poza tym. Pogrążyła się w swoich myślach. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, ile to trwało, a usłyszała jak z ust Harry'ego wydobywało się ciche pomrukiwanie. Sama zamknęła oczy, by po chwili odpłynąć w krainę marzeń, tam gdzie nikt nie ma kłopotów.

***

Przekręciła się na drugi bok poprawiając przy tym samym poduszkę.

-Zostaw ją! Nie ruszaj! Zostaw! Rozumiesz zostaw! Nieeee!-dziewczyna podniosła się przerażona, rozglądając się po pokoju wcześniej zapalając lampkę. Spojrzała na szatyna, który poruszał się na podłodze jak dżdżownica. Przepołowiona dżdżownica. Na jego czole zauważyła kropelki wody. Potu. Szybko wyszła z łóżka, klęcząc przed śpiącym chłopakiem. Nigdy nie miewał takich koszmarów, przynajmniej ona nie miała o tym zielonego pojęcia.

-Harry?-złapała go za ramiona. Dalej wyczuwała ten smród, którego tak nienawidziła. Woń alkoholu była dla niej najgorszym z możliwych zapachów. Szatyn dalej wił się jak poraniona pierścienica.-Harry!-usiadła na nim okrakiem jeszcze mocniej potrząsając jego ramionami. Ruchy stawały się wolniejsze, bardziej opanowane jednak nadal krzyczał. Podniosła rękę by po chwili spotkała się z jego policzkiem. Chłopak momentalnie otworzył oczy, łapiąc się za miejsce gdzie wcześniej znajdowała się ręka kobiety. Spojrzał na nią tymi szmaragdowymi, przenikliwymi tęczówkami.

-Rose?-kiwnęła niepewnie głową. Położył dłonie na jej udach, dalej wpatrując się w brązowe oczy szatynki. Nagle złapał ją w tali przyciągając do swojego torsu. Dziewczyna była tak zdziwiona, że wydobyła z siebie cichy pisk. -Moja mała, delikatna Rose.-głaskał ją po plecach szeptając słodkie słówka do jej ucha. Przymknęła powieki gdy jego dłoń jeździła po plecach powodując u niej dreszcz. Powinna zaprzestać poddawania się tym czynnością, ponieważ dobrze wiedziała, że jest pijany. Jutro nie będzie tego w ogóle pamiętać. Gdy chciała zejść i z powrotem wrócić do łóżka, jeszcze mocniej umocnił swój uścisk. -Gdzie uciekasz?-usłyszała ochrypły głos.

-Wracam do łóżka.

-Chcesz żebym znów miał koszary?-przecząco kiwnęła głową. Położył ją koło siebie nie rozluźniając swoich ramion. Poczuła znowu ten zapach. Kojący, dzięki któremu zamknęła oczy rozluźniając się jeszcze bardziej. -Zawsze bądź ze mną Rose.-wyszeptał. Jego powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu spotkały się ze skórą spoconego, pięknego policzka. Teraz mógł spać spokojnie.

Każdy sen, ten cza­row­ny i piękny, zbyt długo śniony za­mienia się w koszmar. A z ta­kiego budzi­my się z krzykiem.

Niebo ma kolor zielony  (zakończone)Where stories live. Discover now