5

2.5K 207 4
                                    

23 Miesiące Wcześniej

Minął miesiąc. Cholerny miesiąc od śmierci mojej przyjaciółki. Czy czuję się lepiej? Powinnam przecież czas leczy rany prawda? Gówno prawda. Czas tylko pozwala się do nich przyzwyczaić. Wiesz, że zawsze tam będą by ci przypomnieć jak twoje życie było porąbane albo nadal jest. Przy życiu trzyma mnie nadzieja, że Lauren wróci. Chociaż mnie zostawiła i zniknęła czuję, że wróci w końcu mnie kocha.

Usłyszałam głośne pukanie do mojego pokoju ale je olałam. Wtuliłam głowę bardziej w poduszkę żeby go nie słyszeć. Od pogrzebu nie potrafiłam na nikogo patrzeć z nikim rozmawiać. Wolałam zostawać sama ze swoimi myślami. Co oczywiście nie pomagało bo za bardzo się nad wszystkim zastanawiałam. W mojej głowie pojawiało się tyle rzeczy, że zaczynałam powoli wariować od nadmiaru myśli.

Sen był tym czego potrzebowałam ale nigdy nie przychodził. A jak już przyszedł to z koszmarami po których budziłam się z krzykiem a potem płakałam resztę nocy. To wszystko zaczynało mnie powoli zabijać a ja nie miałam siły z tym walczyć.

-Kochanie. - Usłyszałam troskliwy głos mojej rodzicielki. Ostatni raz rozmawiałam z nią w czasie pogrzebu. Raczej ona mówiła a ja tylko potakiwałam. Wiedziałam, że swoim zachowaniem ją krzywdzę ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie potrafiłam.

-Ktoś do ciebie przyszedł. - Powiadomiła siadając na krawędzi łóżka. Od razu gwałtownie się podniosłam do siadu.

-Kto taki? - Spytałam wprawiając moją mamę w niemałe zdziwienie. Gdy twoja córka po trzech tygodniach nie odzywania nagle się odezwie to zapewne może zszokować.

-Nie wiem. Nie znam. - Odpowiedziała a ja od razu wyskoczyłam z łóżka. To Lauren to musi być Lauren. Kto inny mógłby do mnie przyjść. Zbiegłam ze schodów pełna nadziei ale gdy zobaczyłam kto stoi przy drzwiach moja nadzieja od razu prysła.

-Co tu robisz? - Spytałam nie wysilając się na miły ton czy uśmiech. Byłam już wszystkim po prostu zmęczona by się starać pokazać, że jest lepiej gdy tak naprawdę jest tylko gorzej.

-Przyszłam sprawdzić jak się czujesz ale widzę, że źle.

-Wiesz, czuję się świetnie Mani. Po prostu cudownie. Miesiąc temu straciłam dwie ważne dla mnie osoby i teraz żyje mi się jak w bajce. - Wykrzyczałam, moje emocje przejęły nade mną kontrolę. Nie panowałam nad tym co mówię. Po prostu mówiłam by chociaż trochę poczuć się lepiej.

-Rozumiem co czujesz. - Jej ton głosu cały czas był spokojny i troskliwy co doprowadzało mnie jeszcze bardziej do szału.

-Gówno prawda. Nie masz bladego pojęcia co czuję. - Gdy te słowa wyleciały z moich ust miałam ochotę walnąć sobie z liścia. Lauren odchodząc nie zostawiła tylko mnie. A Normani miała tyle siły żeby przyjść sprawdzić jak się czuję.

Teraz czułam się jak śmieć. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Jestem samolubną idiotką myślącą tylko o swoich uczuciach.

-Lauren była moją przyjaciółką. Może nie koniecznie jesteśmy na tym samym stadium bólu. Ale rozumiem co czujesz. - W jej oczach pojawiły się łzy sprawiając, że poczułam się jeszcze gorzej niż parę sekund wcześniej.

-Przepraszam.. ja nie...przepraszam. - Wyszeptałam spuszczając głowę. Było mi wstyd. Poczułam ramiona dziewczyny obejmujące mnie. Wtuliłam się w nią i pozwoliłam sobie na płacz, który zamienił się w szloch obezwładniając całe moje ciało.

Jeszcze wczoraj myślałam, że nie mam już czym płakać. Jednak okazuje się, że mam i to sporo. Głaskała mnie po plecach pozwalając na to by moje łzy moczyły jej koszulkę. Czułam, że to właśnie było coś czego potrzebowałam. Potrzebowałam kogoś kto chociaż w mały stopniu wiedział jak się teraz czuje. Normani wiedziała a jej obecność zaczynała mi pomagać. W końcu udało mi się uspokoić.

-Lepiej? - Spytała delikatnie mnie od siebie odsuwając. Popatrzyła prosto w moje oczy z lekkim uśmiechem.

-Zabierzesz mnie do was? - Miałam nadzieje, że się zgodzi. Musiałam tam pojechać. W jej oczach pojawiła się nie pewność.-Proszę. Chcę się położyć na jej łóżku. Ostatni raz poczuć jej zapach.

-Zgoda. - Westchnęła. Popatrzyła za mnie i się uśmiechnęła. Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć kto za mną stoi.-Jutro ją przywiozę.

Całą drogę do domu spędziłyśmy w ciszy. Nie chciałam rozmawiać i byłam wdzięczna dziewczynie, że to uszanowała. Chociaż sama też nie wyglądała na osobę, która chętnie teraz przegadała by ze mną całą drogę.

Gdy weszłyśmy do ich domu zobaczyłam, że w salonie siedzieli wszyscy. Ominęłam ich nawet nie patrząc na kogokolwiek. Wchodząc po schodach usłyszałam pytania o mnie kierowane do Normani ale to olałam.

Znalazłam się w pokoju dziewczyny a po moim policzku natychmiast zaczęły lecieć łzy. Położyłam się na łóżku. Wtuliłam twarz w poduszkę żeby móc poczuć jej zapach za którym tak cholernie tęskniłam. Myślałam, że to mi pomoże. Że poczuje się lepiej. Ale było odwrotnie, poczułam się gorzej.

Drzwi zaskrzypiały a do pokoju weszła Normani. Usiadła na łóżku nic nie mówiąc.

-Tak bardzo za nią tęsknie. - Wyszeptałam przysuwając się do dziewczyny i wtulając w jej ramie.

-Wiem to Mila.

-Chcę zawalczyć. Chcę pokonać tą rozpacz i znowu normalnie funkcjonować. - Oznajmiłam podnosząc wzrok na dziewczynę. Miałam nadzieje, że zrozumie o co mi chodzi i pomoże. Na pewno w swoim życiu tracili wiele bliskich osób i jakoś sobie z tym radzili. Ja też musiałam.

-Jutro zabierzemy cię na imprezę. Spędzanie czasu z ludźmi dobrze na ciebie wpłynie. - Stwierdziła posyłając mi mały uśmiech więc odwdzięczyłam się tym samym. Na więcej i tak mnie nie było stać w tej chwili.

Gdybym tylko wiedziała co ta jedna impreza rozpocznie.

Everything Leads Me To You...✔Where stories live. Discover now