I. May, 2032

1.5K 250 98
                                    

Czerwonowłosy wampir jęknął cierpiętniczo, zakrywając głowę poduszką, czekając aż jego mąż łaskawie ruszy swoje umięśnione dupsko i sprawi, że płacz dziecka, dochodzący z drugiego pokoju ucichnie. Ale trwało to już dobre dwie minuty, a materac obok niego nawet się, kuźwa, nie uginał. 

- Kook! - warknął i odczekał chwilę, jednak w odpowiedzi dostał tylko zduszony pomruk. - Patałachu, wiem przecież, że ją słyszysz! Tym razem się nie wywiniesz, liczyłem i jest twoja kolej, nooo... - mruknął, mając nadzieję, że małżonek się nad nim zlituje. 

Ale przecież on wyszedł za jakiegoś wampirzego amebiarza. 

- JUNGKOOK! 

- Jeju no juuuuż! Ugh! - stęknął, podnosząc się do siadu. - Co ci po tym, że ja wstanę, skoro i tak ty ją musisz nakarmić... 

Czerwonowłosy przewrócił sennie oczami i westchnął. 

- Tak, ale to ty pomaszerujesz do pokoju i mi ją przyniesiesz. Znaczy, ja mogę wstać, leniu patentowany, ale obiecuję ci, że jeśli moja delikatna pupa opuści ten materac, to przez miesiąc jej nie zobaczysz - zagroził mu, będąc już zirytowanym. 

- Huh? Przecież ty miesiąc bez seksu nie pociągniesz... 

- Może czas zainwestować w zabawkę na baterię - prychnął cicho, a młodszy Jeon zaniepokojony jego poważnym tonem natychmiast zerwał się na równe nogi, pędząc w stronę dziecięcego pokoiku. 

Ech, a kiedyś, gdy ludzie myśleli, że ich gatunek spala się na słońcu i nie potrafi zapanować nad apetytem, chodziły pogłoski, że wampiry nie potrzebują snu. Chciałby, kurwa mać... 

Albo nie... Nie, nie, lepiej nie. Jakby ich córeczka nie potrzebowała snu, to byłaby jedna, wielka tragedia. 

- No już maleńka, chodź do taty - mruknął, wyjmując dwumiesięczną dziewczynkę z łóżeczka i mimowolnie się na ten widok rozpromienił. 

Nie ważne, jak bardzo nieprzespane noce dawały mu w kość - za każdym razem spojrzenie w te piękne oczka, niemal identyczne jak Taehyunga, wynagradzało mu wszystkie niedogodności. No, oczywiście wolał, kiedy ślepka jego małej księżniczki nie były zapłakane, ale teraz chociaż łkała już troszkę ciszej, niż zaraz po przebudzeniu. 

Ostrożnie poprawił ją sobie w ramionach i wrócił do sypialni, a w tym samym czasie Tae ociężale usiadł, opierając się o ścianę i biorąc do ręki cienki, ale cholernie ostry nożyk. 

- Mh, moja niunia głodna? - zapytał czule, odbierając od męża cudowny owoc ich miłości. 

Z pomocą Jungkooka ułożył sobie jeszcze na ramieniu ręcznik, a później pośpiesznie przyłożył sobie nóż do szyi, sycząc cicho z bólu, kiedy rozcinał sobie skórę. Następnie odłożył go i w miarę szybko przysunął do rany twarz córeczki, by ta mogła odnaleźć źródło pokarmu buźką i delikatnie zaczepić się w jego skórze małymi kiełkami. 

Wtedy dopiero nastała całkowita cisza, przerywana jedynie czasami odgłosami uroczego cmokania. Uśmiechnął się sam do siebie, głaszcząc dziewczynkę po pleckach. Ale mina mu zrzedła, kiedy zobaczył, że ten jełop już się zdążył ułożyć z powrotem do snu. Aż się nie mógł powstrzymać, żeby nie kopnąć jego łydki, która wystawała spod kołdry, ale oczywiście to tej kupy mięśni nie ruszyło. 

- Nawet się na tym wyrku nie rozwalaj, zaraz cię czeka odłożenie Soori i ululanie jej - fuknął cicho i kopnął go jeszcze raz. 

- Miej litość, Taeś... 

- Nie, co to ma być, że ja siedzę i karmię, a ty sobie... 

No i chuj. Mała odkleiła się od jego szyi, wrzeszcząc wniebogłosy, a tym samym krew zaczęła mu spływać gdzieś na plecy, brudząc jego nową piżamę. A góra była białą bluzką z uroczą pandą, no fuck. 

- Skarbie ciiii... Przepraszam, mamunia da jeść, spokojnie - jęknął, starając się przystawić ją jeszcze raz do szyi, ale na nic to było. 

Zdenerwowała się i teraz nie zje, tylko będzie dawała im koncert pół nocy. Nosz cholera... 

Soori miała to do siebie, że na próżno Taehyung mógł rozcinać swój nadgarstek czy ramię, by mógł ją sobie karmić tak, aby mu było wygodnie w każdej sytuacji. Nie, ona nie była jak inne dzieci i lubiła ciućkać krew wyłącznie z szyi, a na dodatek zaczynała wrzeszczeć, nie pozwalając się swojej mamie nawet odezwać w tym czasie, bo to jej wielce przeszkadzało. 

Po kim ona była taka wybredna, to bladego pojęcia nie miał... 

- Ech, i co? Warto było pyskować, poczwarko? - mruknął Jungkook, rozbudzając się zupełnie. 

Otrzymał od męża spojrzenie, ostrzegające go, że setki to on nie dożyje i jego śmierć jest już blisko, więc bez słowa zaczął mu pomagać „namówić" ich córeczkę, by grzecznie dokończyła posiłek i mógł ją położyć do spania, a jeszcze drugą ręką ścierał krew, która lała się po plecach i ramionach Tae, brudząc wszystko dookoła. A na dodatek rozcięcie się prawie zagoiło, więc jeszcze kilka razy będzie musiał go poranić, usiłując dać Soori jeść. A to samo w sobie pewnie zajmie najmniej z godzinę. 

Uh, rodzicielstwo jest cudowne...

Bloody baby  -  Vkook [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz