#8 Drogi pamiętniku

349 72 9
                                    

Drogi pamiętniku,

skończył się sezon, więc przyszedł też czas na wakacje. Te wakacje były pierwszymi, które spędziliśmy razem. W zasadzie strasznie długo kłóciliśmy się o to gdzie pojedziemy, ale doszliśmy do wniosku, że nie musimy przecież lecieć od razu na Majorkę na dwa tygodnie. Równie dobrze możemy wsiąść w samochód i jechać bez celu po największych miastach Europy.

I tak podróżowaliśmy, chociaż tak naprawdę to zatrzymywaliśmy się nawet w mniejszych miastach, byle tylko zrobić sobie selfie. Ile łącznie miejsc zwiedziliśmy? Nie liczyłem. A i przy okazji spełnialiśmy swoje marzenia.

Warszawa - Polska to naprawdę cudowny kraj, kocham atmosferę zawodów w Wiśle i Zakopanym. Cała Polska żyje skokami, i tak naprawdę gdziekolwiek byśmy nie pojechali, na każdym konkursie jest zawsze mnóstwo Polaków. W Warszawie byliśmy szczerze tylko przejazdem, Krafti uparł się, żeby zrobić sobie zdjęcie z Pałacem Kultury i Nauki. Oczywiście skończyło się na tym, że to wszyscy chcieli sobie robić zdjęcie z nami, fani skoków mówili do nas łamaną angielszczyzną, ale jedyne co rozumieliśmy to selfie i photo.

Monachium - tu właściwie przyjechaliśmy tylko po to, żeby pójść na mecz Bayernu, Krafti dostawał zawału za każdym razem, kiedy oglądał jakiś ich mecz w telewizji, więc chciałem sprawdzić jak zareaguje, kiedy zobaczy to na żywo. Kiedy zobaczył w jakim kierunku zmierzamy, otworzył szeroko oczy i krzyknął: "O matko, czy to sen?! Jedziemy na mecz Bayernu!". Wiedziałem, że ta niespodzianka mu się bardzo spodoba, jego ukochana drużyna wygrała, ile on się naprzytulał z innymi kibicami, wpadali sobie w ramiona mimo, że nawet się nie znali. Magia piłki nożnej, nie ma co.

Barcelona - oczywiście skoro pojechaliśmy do Monachium, to musieliśmy odwiedzić też moją Barcelonę. Kolejny mecz, kolejne emocje, ale tym razem to ja byłem szczęśliwy jak dziecko, a Krafti nie do końca był zadowolony. No cóż, musiał się chociaż raz dla mnie poświęcić, nie zawsze jest dzień dziecka. Niestety Barcelona tylko zremisowała, więc to nie był aż tak wielki powód do radości. Raz się wygrywa, raz się przegrywa, a raz remisuje.

Paryż - tu zostaliśmy na dłużej, zakochałem się we Francji, życie w Paryżu płynie wolniej, nikt się nigdzie nie spieszy. Spacerowaliśmy ulicami i próbowaliśmy lokalnej kuchni. Żabie udka są naprawdę smaczne, muszę je jeszcze kiedyś zjeść.

Zatrzymaliśmy się w jednym z paryskich hotelów, pokój był cudowny, ale telewizja nie miała żadnych kanałów anglojęzycznych, cóż, musieliśmy żyć bez informacji z kraju i świata. Francuskiego akurat nie znałem, a poza tym niemiłosiernie ranił moje uszy.

- Michi, cieszę się, że możemy tutaj być razem. W ogóle jeszcze Ci nie podziękowałem za wypad na mecz, chociaż tę Barcelonę to mogłeś sobie darować.

- No weź przestań, przecież wiesz jak bardzo ich lubię, nie mogłem sobie odpuścić zobaczenia ich na żywo w akcji, zresztą i tak zremisowali, więc co Cię tak gryzie. - odparłem.

- No dobra, już nic. Kocham Cię Michi. - powiedział i pocałował w mnie policzek.

Wynajęliśmy pokój, żeby odpocząć i się przespać, a tak naprawdę tylko Krafti spał i to tylko dwie godziny, bo resztę nocy rozmawialiśmy, no i trochę ćwiczyliśmy gimnastykę, ale o tym lepiej nie będę tu nic pisał, bo nie wypada. W Paryżu przysiągłem sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy, ale wrócimy po to, żeby zostać tu na zawsze i już nigdy nie przejmować się niczym innym.

Byliśmy jeszcze w wielu innych miastach, ale naprawdę nie ma słów, które opisałyby jak nasza wycieczka była wspaniała. Może kiedyś wkleję tu zdjęcia z każdego miasta, ale najpierw muszę je wywołać. Kupiliśmy pełno pamiątek, żeby zawieść je matce Krafta. Dzwoniła do nas każdego dnia i wciąż pytała czy wszystko w porządku, czy nie kończą się nam pieniądze, jaką mamy pogodę. Zaczynałem myśleć, że może prowadzi jakiś dziennik tak jak ja, ale chyba tak nie było. Chociaż co ja mogę wiedzieć o tej szalonej kobiecie. Niedawno zaczęła nazywać mnie swoim synem, to było z jej strony bardzo miłe, ale za każdym razem uświadamiało mi, że teraz ja powinienem zabrać Stefana do moich rodziców, a to już nie było takie proste. 

the thorn birdsWhere stories live. Discover now