Rozdział 3 - "Stary przyjaciel"

210 18 2
                                    

Przede mną stał mężczyzna wyższy ode mnie o głowę. Kruczoczarne włosy były ułożone w całkowitym nieładzie. Przez jego lewą stronę ust przebiegała pionowa blizna, a po ranie na policzku sprzed piętnastu lat pozostał ledwo widoczny ślad. Prawą brew przecinała dość świeża rana cięta, co znaczyło, że ktoś musiał go niedawno zranić.

Jednym słowem od naszego ostatniego spotkania nabawił się paru blizn.

- Jack - wyszeptałam. - Boże, to ty.

- Rose - uśmiechnął się lekko.

- Tyle lat. - Potrząsnęłam głową, gdy w moich oczach pojawiły się łzy. Naprawdę za nim tęskniłam, a teraz stał tuż przede mną. Przepełnia mnie nie tylko radość, ale i złość. - Czemu przestałeś do mnie pisać? Przez sześć lat nie dawałeś znaku życia. Jacob mówił, że nie wrócisz...

- To "on już nie wróci" w moim przypadku może zabrzmieć dwuznacznie - mruknął, zerkając gdzieś w bok.

- Jak to? - Otarłam łzy wierzchem dłoni i przekrzywiłam głowę.

- To jest chyba temat na... - Zamyślił się. - Kiedyś o tym porozmawiamy. Jak będziesz gotowa. Obiecuję - oznajmił, posyłając mi delikatny uśmiech. - Możemy się przejść?

- Jasne - rzuciłam.

Zeszłam powoli ze schodków i ruszyłam w kierunku mojego starego przyjaciela. Odgarnęłam czarny kosmyk z czoła, kiedy zrównałam się z mężczyzną. Zerkając dyskretnie na Jacka, założyłam na głowę kaptur, bo jeśli miałam być szczera, dość mocno wiał wiatr, a brakowało mi jeszcze, żebym się przeziębiła.

W pewnej chwili przypomniała mi się jego dziwna prośba z wiadomości.

- Dlaczego tak bardzo chciałeś, żebym przed twoim przyjściem pozbyła się Jacoba?

- Można powiedzieć, że przy naszym ostatnim spotkaniu odrobinę się pokłóciliśmy. Nic wielkiego. Mała sprzeczka - zapewnił. - Szkoda, tylko że żadne z nas nie ulegnie. Nie przyzna się do winy. Oboje będziemy walczyć o swoje, a żaden z nas się nie podda... - Wzrok Jacka zrobił się jakby nieobecny.

- "O swoje"? "Nie podda się"? O czym ty mówisz? - Zaśmiałam się, chcąc odrobinę rozluźnić atmosferę, która w jednym momencie stała się niezwykle napięta.

- To się zalicza do tematu "musimy o tym pogadać, gdy będziesz gotowa".

Przewróciłam oczami.

Mogłam się tego spodziewać. Wszyscy uważali, że jest jeszcze za wcześnie, aby wyjaśnić mi parę spraw. Ukrywali przede mną dosłownie wszystko, co tylko się dało. "Pogadamy o tym innym razem", "Rose, nie jesteś jeszcze gotowa", "to nie temat na tę chwilę", "nie powinnaś się w to mieszać dla własnego dobra". Chryste... Mogłam się spodziewać, że Jack powie mi dokładnie to samo.

Spacerowaliśmy po Londyńskim City, chociaż to chyba nie było zbyt mądre. Za kilka chwil miał zapaść zmierzch, a kto wie, czy wtedy nie rozpocznie się kolejne polowanie. Fakt, zarówno ja jak i Jack byliśmy doświadczonymi w walce oraz wspinaczce asasynami, przez co powinniśmy sobie poradzić, no ale jednak. Znaczy... sama niekiedy wychodziłam po zmroku, ale głównie po to, by udać się do Jacoba albo sprawdzić czy coś się stało, tak jak było wczoraj, ale nigdy nie wychodziłam na wieczorne spacery ot tak.

Przyglądałam się mieszkańcom tej dzielnicy. W Londynie panował teraz istny chaos. Ludzie byli przerażeni, rozglądali się nerwowo, chcąc jak najszybciej zniknąć z ulic. To nie było to samo miasto co zaledwie kilka miesięcy temu.

Zwykli ludzie byli nękani przez Gawronów Rozpruwacza, których szczerze nienawidziłam. Nieraz przyczepiali się do mnie czy do Jacoba, stawiali się, a potem ryczeli, że oberwali... Jeżeli w ogóle byli w stanie płakać.

Jesień Grozy ✔️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang