<4>

160 9 2
                                    

Wstałam rano i muszę przyznać że mam wygodną podłogę. Spojrzałam w stronę łóżka i zobaczyłam że Hobi jeszcze słodko śpi. Jak najciszej wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni zaglądając jeszcze do salonu gdzie dalej spali Tae i Kooki. Uznałam że zrobię śniadanie. Patrząc na to ile wczoraj zjedli to dużo muszę zrobić jedzenia. Zrobię naleśniki, bo kto nie lubi naleśników? Wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam robić ciasto.

Gdy wszystkie naleśniki były zrobione to wyciągnęłam jeszcze szklanki i nalałam do nich sok. W końcu poszłam do salonu żeby obudzić te dwa śpiochy.

- Ej, chłopaki wstawajcie, już dziewiąta - powiedziałam, ale oni jedynie mruknęli coś pod nosem i obrócili się na drugi bok. - Śniadanie gotowe - na te słowa TaeHyung od razu się podniósł, przez co się zaśmiałam. - Obudź Kookiego, a ja idę po resztę - chłopak pokiwał głową na tak.

Poszłam najpierw obudzić YoonGiego i NamJoona, których nie musiałam jakoś długo prosić o wstanie. Następnie poszłam po HoSeoka, który trochę protestował, ale zabrał ze sobą miśka i poszedł do kuchni. Na końcu poszłam do SeokJina i JiMina z którymi nie było problemu. Dawno w tym domu nie było tylu ludzi. Usiadłam obok YoonGiego i wzięłam na talerz dwa naleśniki z dżemem truskawkowym. Zrobiłam jeszcze z nutellą, ale zanim się dosiadłam one zniknęły. Przede mną siedział Jin i na widok ile naleśników leży na jego talerzu po prostu oczy mi się szeroko otworzyły. Na talerzu miał prawie dziesięć naleśników (chyba, jak nie więcej). Jakim cudem on to zje?

- Jak ty ich tyle zjesz? - zapytałam patrząc na bruneta.

- To u niego normalne, spokojnie - powiedział JiMin, a SeokJin jedynie się uśmiechnął i zaczęłam jeść swoją porcję, którą popiłam sokiem. Chłopaki po śniadaniu jeszcze chwilę posiedzieli ze mną i pogadali, przy okazji wymieniłam się z każdym z nich numerem. Po około godzinie musiałam się z nimi pożegnać.

Siedząc dwie godziny przed telewizorem postanowiłam w końcu iść się przejść, oczywiście do parku. Poszłam ubrać jakieś normalne ciuchy, bo raczej nie wyjdę w piżamie.

Jak już byłam gotowa, wyszłam z domu zamykając go. Poszłam w stronę parku po drodze wstępując do sklepu, żeby kupić jakieś picie. Gdy już kupiłam swój ulubiony sok poszłam do wcześniej wyznaczonego miejsca i oczywiście na moją ukochaną ławkę. Muszę uważać na lód, bo nie chce mieć drugiej ręki w gipsie. Albo nogi.

Usiadłam na ławce i włożyłam słuchawki do uszu. Dziś choć trochę świeci słońce więc jest cieplej niż w ostatnie dni. Na szczęście. Siedziałam tam jakieś dwie godziny i zaczęło mi się robić zimno, to postanowiłam wrócić do domu.

Zauważyłam że moje życie przez ostatnie dwa i pół roku kręci się w okół pracy, parku i mojego domu. Ja nie mogę jakie moje życie jest nudne. Trzeba coś zmienić. Chyba ugotuje dziś normalny obiad, ale najpierw muszę iść na zakupy.

Po zakupach wróciłam do domu i zabrałam się za obiad. zaczęłam kroić warzywa, a w międzyczasie gotowała się woda. Wszystkie pokrojone warzywa wrzuciłam do wody i uznałam że za ten czas pójdę zrobić pranie. Ryż zrobię później, bo ostatnio mi coś z nim nie pykło. Tak jestem taką łamagą że ryżu nie umiem dobrze ugotować.

Zaczęłam wybierać z kosza na pranie wszystkie ciemne rzeczy i kolejno wrzucałam je do pralki. Ostatnio pranie robiłam chyba trzy tygodnie temu. Ups. Po nastawieniu pralki na dobry program oraz wlaniu wszystkich płynów, uruchomiłam ją i już po chwili mogłam usłyszeć wlewającą się wodę. Rozglądnęłam się po łazience. Kurde, jaki tu syf. Westchnęłam i zaczęłam sprzątać rzeczy z szafek oraz półek.

Gdy miałam się zabrać za mycie podłogi poczułam nieprzyjemny zapach. No nie mówcie że spaliłam warzywa. Pobiegłam szybko do kuchni z której wychodził lekki dym i zgasiłam palnik pod garnkiem. Nie dość że kaleka to jeszcze spaliłam sobie garnek z zawartością. Jeżeli kiedykolwiek będę miała męża to na obiad nie ma co liczyć, chyba że będzie chciał naleśniki na przemian z tostami, bo to mi wychodzi perfekcyjnie.

Otworzyłam okno żeby trochę wywietrzyć gdy nagle usłyszałam jakąś piosenkę. To na pewno nie był mój telefon. Poszłam za dźwiękiem i doszłam do pokoju gościnnego. Przy jednym z łóżek leżał telefon. Wzięłam urządzenie do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Jin. W tym pokoju spał on i JiMin. To już wiadomo czyja to zguba.

- No witam - powiedziałam.

- JiMin, zostawiłeś telefon u Kiry! - uderzył we mnie krzyk no zapewne Jina. - Cześć - powiedział po chwili na co się zaśmiałam.

- Długo szukał? - zapytałam chłopaka.

- Dom wygląda jakby tornado przeszło - odpowiedział, a zaraz usłyszałam niewyraźny głos w tle. - Nie zawiozę cię, Bozia nóżki dała to zapitalaj po zgubę - po tym co powiedział byłam pewna że te niewyraźne słowa mówił JiMin.

- Oj, zlituj się nad biedakiem - powiedziałam do chłopaka.

- Jest trzy lata młodszy ode mnie, spacerek mu nie zaszkodzi - na te słowa ponownie zaczęłam się śmiać.

- No weź, Hyung - usłyszałam w tle głos JiMina.

- Aish, ty leniu. Pakuj się do samochodu - powiedział starszy. - Ale ja dziś nie robię kolacji! - krzyknął przez co odsunęłam telefon od ucha. - Zaraz tam przyjedziemy - powiedział i się rozłączył.

Uznałam że póki ich nie ma to zrobię jednak coś do jedzenia, coś przy czym nie spalę domu. Poszłam do kuchni gdzie dalej było czuć spaleniznę. Cudownie. Muszę iść chyba na jakiś kurs gotowania czy coś, w końcu nie będę żyła tylko na tostach i naleśnikach, no ewentualnie pizzy.

Spojrzałam na kuchenkę gdzie stał jeszcze przypalony garnek i westchnęłam. Podeszłam bliżej, złapałam za metalową rączkę, która zdążyła już trochę ostygnąć i... w tym momencie zadzwonił dzwonek. Z garnkiem w ręce ruszyłam otworzyć drzwi. JiMin spojrzał na mnie, a zaraz jego wzrok powędrował na naczynie w mojej ręce.

- To już wiem dlaczego w środku zimy masz otwarte okno - zaczął się śmiać.

- Nie jestem najlepszym kucharzem, dobra - powiedziałam z powagą, ale po chwili zaczęłam się śmiać. - Wejdź ja tylko wyrzucę szczątki mojego obiadu i już daję ci twój telefon - po tych słowach weszliśmy do środka. Poszliśmy do kuchni gdzie JiMin usiadł na krześle przy stole, a ja wyrzuciłam swój niedoszły obiad. Gdy załatwiłam pierwszą czynność, poszłam do pokoju gościnnego po telefon różowowłosego. Wróciłam do kuchni i podałam chłopakowi jego własność.

- Komawo Kira - uśmiechnął się. - Jak ci tak marnie idzie gotowanie to Jin może cię nauczyć trochę - wstał z krzesła.

- Nie będę wam zabierać czasu - posłałam mu lekki uśmiech. Chłopak za to podszedł do otwartego okna i zaczął machać. Trochę dziwnie to wyglądało. Gdy wrócił na krzesło, na którym wcześniej siedział, usłyszałam jak drzwi się otwierają, a po chwili w kuchni pojawił się SeokJin.

- O co chodzi? Miałeś zabrać telefon i zawijamy się do domu. Co tu tak śmierdzi spalenizną? - zaczął się rozglądać po pomieszczeniu.

- Właśnie po to cię tu sprowadziłem mój drogi przyjacielu - JiMin podszedł do bruneta zakładając rękę na jego ramiona. - Trzeba udzielić naszej małej Kirze korepetycje z gotowania.

- To chyba obiadu smacznego nie miałaś - ocenił najstarszy.

- Otwórz kosz i sam oceń - posłałam mu uśmiech.

- Zapach wystarczy - zaśmiał się. - Jutro o dwunastej będzie okay?

- Ty tak na poważnie? - zapytałam zdziwiona.

- No tak. Przyjadę po cie...

- Spale wam kuchnię - przerwałam chłopakowi, a przez moje słowa JiMin zaczął się śmiać.

- Przyjadę po ciebie i nie martw się, nie spalisz nam kuchni, dopilnuję tego - zadeklarował. - Mam urlop przez ten tydzień więc przez ten czas będę miał z kim robić obiad - uśmiechnął się. - JiMin zbieraj się. Mam ochotę zobaczyć jak radzicie sobie z kolacją - klasnął w dłonie i zaczął kierować się w stronę wyjścia.

- Zamówimy pizze - różowowłosy mruknął pod nosem i ruszył za starszym. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do kuchni. Zamknęłam wreszcie okno, bo zaczynało być zimniej niż w lodówce. Stanęłam na środku pomieszczenia i zaczęłam myśleć nad tym co mogę zjeść. Przecie nie będę głodować.

Może zrobię te tosty...

I Need 《SeokJin,BTS》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz