Rozdział siódmy: Lekcje odwagi

5.5K 585 459
                                    

Notka od autorki: Ten rozdział ma zęby. Bardzo za to przepraszam.

* * *

Harry przemykał się pośpiesznie kolejnym korytarzem w stronę gabinetu, który Dumbledore przydzielił Syriuszowi. Opuścił obiad przed czasem, co spowodowało protest Sylarany i kwaśną minę u Dracona, który utknął w rozmowie z Blaisem, ale Connora i Rona nie było na obiedzie w ogóle. Teraz Harry miał dodatkowy powód do odwiedzenia Syriusza. Jeśli ci dwaj znowu się w coś wpakowali...

Z ulgą usłyszał głos Rona dochodzący zza uchylonych drzwi gabinetu. Czyli tam byli. Wyglądało na to, że nie on jeden potrzebował porozmawiać ze swoim ojcem chrzestnym.

- ...obślizgły Ślizgon! - zawył Ron wściekle jak tylko Harry dotarł do drzwi.

Harry zamarł. Następnie oparł się delikatnie o ścianę i przechylił głowę, żeby zajrzeć przez szczelinę w drzwiach. Serce mu waliło.

Gabinet Syriusza był w zwykłym dla siebie nieładzie odkąd tylko ten się do niego wprowadził, pełen zdjęć jego z Harrym, czy z Connorem, czy z całą rodziną Potterów, albo tylko z Remusem, przewinęły się nawet zdjęcia ze ślubu Potterów, czy kilka z jego niezliczonej ilości dziewczyn. Jego własna miotła i motor stały w kącie, razem z kilkoma innymi szkolnymi miotłami, które, jak Harry podejrzewał, Syriusz miał sprawdzić na klątwy. Proporce Gryffindoru, albo przynajmniej kawałki materiału transmutowane by tak wyglądały, wisiały niedbale z każdego możliwego haka. Biurko Syriusza stało po środku tego wszystkiego, zakopane pod coraz wyższą ilością papierów i przykryte wielkim rozkładem quidditcha, na którym każdy mecz Gryffindoru był zaznaczony czerwonym i złotym atramentem.

Stały tam również trzy krzesła, teraz ułożone w trójkąt. Syriusz siedział na jednym z nich, z nachmurzoną miną. Connor przysiadł na brzegu drugiego, niemal wibrując z emocji, które Harry rozpoznał jako mieszankę niepokoju i złości. Ron chodził w te i nazad przed nimi, z twarzą zwróconą od drzwi, więc Harry nie widział jego twarzy.

Może to nie jest najlepsza pora, pomyślał Harry.

Podsłuchujesz, wytknęła mu łagodnie Sylarana.

Wiem, burknął Harry w odpowiedzi. Cicho bądź.

Zachichotała w odpowiedzi, co było nieoczekiwaną reakcją. Harry wrócił do słuchania.

- Nie ujdzie mu to na sucho - powiedział Syriusz, a do jego głosu zakradł się warkot. - Ministerstwo nie ma żadnego powodu do zwolnienia twojego ojca, Ron, a już na pewno nie po czymś takim jak mała sprzeczka z Lucjuszem Malfoyem w księgarni.

Ron znowu się obrócił i Harry zobaczył, że jego twarz jest niemal cała czerwona, tak intensywnie, że niemal nie było widać jego piegów.

- Ale co, jeśli to zrobią? - szepnął. - Tata zawsze mi mówił, że Lucjusz Malfoy ma mnóstwo znajomych w ministerstwie i teraz...

- Nie aż tak wielu w porównaniu do czasów, kiedy był śmierciożercą - powiedział Syriusz i prychnął. - Och, tak, ma wpływy - każdy czystokrwisty z pieniędzmi może pomiatać tym kretynem Knotem jak tylko mu się podoba - ale to nie znaczy zbyt wiele teraz, kiedy każdy może spojrzeć na jego lewe przedramię i zobaczyć mroczny znak.

Zamilkł na dłuższą chwilę, po czym na jego twarzy pojawił się leniwy, złośliwy uśmiech.

- No i co teraz, Syriuszu? - w głosie Connora przebrzmiało echo takiego samego uśmiechu. Dobrze wiedział, co Syriuszowi chodzi po głowie, zupełnie jak Harry. Ron patrzył to na jednego, to na drugiego z kompletnym brakiem zrozumienia na twarzy.

Żadne usta poza wężowymiWhere stories live. Discover now