Rozdział 10

2K 205 70
                                    

Nie wróciłam od razu do domu, choć początkowo właśnie taki miałam plan. Po dłuższych przemyśleniach, doszłam do wniosku, że to nie będzie najlepszy pomysł. Mama od razu dostrzegłaby zaczerwienione policzki, a mokre od łez oczy wywołałyby lawinę pytań nawet jeśli opuszczałam posiadłość w podobnym, równie beznadziejnym stanie. Nie mogłam od tak oznajmić, że Makswel mnie zdradził, o takich rzeczach nie mówiło się zaraz po fakcie, a już zwłaszcza rodzicom. Jasne, nadarzyła się znakomita okazja, aby zarzucić kobiecie, że wszystko wydarzyło się z jej winy. To ona namawiała mnie do powrotu do szkoły, to ona chciała, abym stawiła czoła przeciwnościom losu. Chyba jednak nawet jej nie przyszło do głowy, że Mac, najwspanialszy pod słońcem chłopak, nastolatek, który nigdy nikogo nie zawiódł i zawsze wydawał się wierny, dołoży w ten sposób tylko więcej problemów. Niesamowite, że to właśnie on, ktoś, komu zamierzałam najbardziej ufać, wbił mi sztylet w krwawiące serce, po czym bez skrupułów zaczął obracać ostrzem, aby jeszcze bardziej powiększyć ranę.

Był najgorszy z nich wszystkich. Choć chciałam, po tym, co zrobił, nie mogłam mu już wybaczyć.

Wszystkie rzeczy zostawiłam w plecaku, więc nie posiadałam przy sobie ani książek, ani zeszytów, ani, co najgorsze, telefonu. Nie wiedziałam jak sprawdzić, która była godzina, czy zadzwonić do mamy z informacją, że wrócę później. Co prawda wciąż trwały zajęcia, ale i tak nie zamierzałam pojawiać się w okolicy domu zbyt wcześnie. Pragnęłam zaszyć się w jakimś cichym miejscu i zostać w nim na zawsze. Z dala od pytań, zdziwionych spojrzeń, jak również komentarzy, że zostałam Zagubioną. Bez względu na to, co to w ogóle znaczyło, czułam, iż określenie wiązało się z moją tragiczną sytuacją. Użyli go moi „koledzy" na zajęciach, więc byłabym jeszcze skłonna uwierzyć, że wymyślili sobie pierwsze lepsze słówko i przyczepili je do mnie niczym plakietkę z nazwiskiem. Gorzej jednak, że posłużył się nim również Makswel, a on przecież dbał o elokwencję. Nie używał słów, które ktoś wymyślał na poczekaniu, od małego pleniono z jego języka wszelkie zapożyczenia, czy niezrozumiałe zwroty. Skoro od tak posłużył się słowem „Zagubiona" musiało figurować w jakimś słowniku, lub przynajmniej odnajdywać swój odpowiednik.

Nie napawało mnie to entuzjazmem.

Na początku planowałam skierować się do parku, ale po dłuższych przemyśleniach, zawróciłam w stronę publicznej biblioteki. Zżerała mnie ciekawość zmieszana z niepokojem, postanowiłam sobie, że dowiem się, co znaczył zwrot „Zagubiona". Chodziło o to, że zgubiłam się w swoich myślach przez Przydział? A może miało to jakiś związek z myślami samobójczymi? W końcu nie raz do osób, które planowały targnąć się na własne życie mówiło się, iż były po prostu zagubione i z drobną pomocą dałoby się rozwiązać ich problemy...

Tylko, że Sophie nie miała prawa wiedzieć, do jakich miejsc zawędrowałam w podświadomości. Od wielu dni z nikim nie rozmawiałam, odizolowałam się nawet od Maca, co jak widać nie wyszło mi na dobre. Swoje plany, a raczej ostateczną decyzję o zakończeniu życia w jakiś najmniej inwazyjny sposób, zachowałam wyłącznie dla siebie. Jasne, mama, a także niektórzy przyjaciele domyślali się, że było ze mną słabo, ale w życiu nie spodziewaliby się po mnie tak drastycznego pomysłu. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z depresją, ani na nic nie skarżyłam się bez potrzeby. Choć nie dorastałam przy tacie, żyłam w zgodzie z mamą i moją najukochańszą siostrą. Od dawna spotykałam się ze wspaniałym chłopakiem, a także planowałam w przyszłości założyć z nim rodzinę. Przez siedemnaście lat w moim życiu nie pojawiło się nic, przez co zapragnęłabym śmierci.

Aż tu nagle jeden krótki dzień, kilka sekund Przydziału zrujnowały to wszystko, nie pozostawiając mi nic, czym mogłabym się jeszcze cieszyć. Jedyny moment, kiedy pozwolono mi założyć piękną suknię i wydać wszystkie oszczędności na makijaż, czy manicure sprawił, iż straciłam cały zapał do życia. Okazał się najgorszym dniem w historii tych siedemnastu lat, a także pokazał, że nie dano mi już będzie odczuwać radości. Najwyraźniej, gdy król wydał werdykt o moim braku mocy, zesłał na mnie tym samym wszystkie klątwy świata. Z każdą sekundą pojawiały się kolejne powody, które podkreślały brak sensu egzystencji w takim świecie. Obraz linii niedbale zarzuconej na drzewo i tworzącej pętlę, stawał się coraz wyraźniejszy. Im dłużej o tym myślałam, tym więcej pojedynczych nitek oplatających sznur nabierało koloru, jak również kształtu. Kontrastowały tym samym z blaknącymi barwami stojących w okolicy domów, drzew, innych roślin, czy nawet ludzi. Dźwięki stawały się przytłumione, zapachy odrzucające i nieprzyjemne. Tylko widok liny zachęcał, aby podejść i na własnym ciele przekonać się, czy rozwiąże problem braku mocy.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz