Rozdział 19

43.5K 733 219
                                    

ISABELLA

-Nie, on tego nie zrobił!- moja mama zapiszczała.

-Och, właśnie tak, zrobił to-Louis roześmiał się na jej reakcję.-Mar powinnaś go zobaczyć. Było tak..-Louis zniżył podbródek, przyciskając go do swojej klatki i rozpostarł ramiona, tak że wisiały po bokach jak u człowieka, którego mięśnie były za duże, żeby normalnie je spuścić. Zniżając głos, żeby brzmieć prawie jak Clint Eastwood, zaczął naśladować ojca.-To moja żona, chłopcze i byłbym przeklęty, gdybym miał tutaj siedzieć i pozwolić by jakiś uporządkowany chłopiec, który ledwo osiągnął dojrzałość płciową i nadal jest pod wpływem młodzieńczych hormonów, miał pomóc jej w kąpieli. Jestem jedynym człowiekiem, który może dotykać te cukiereczki. Zostaw gąbkę i wannę i odejdź wolno, synu, zanim komuś stanie się krzywda.

Moja matka śmiała się wniebogłosy, w momencie kiedy Louis skończył swój pokaz personifikacji, ale to był naprawdę wspaniały dźwięk...cudowny. Nie słyszałam tego śmiechu już tak długo, że byłam bliska zapomnienia jak to brzmiało. Oczywiście mój ojciec wyłapał kpinę Louisa, bo nie uważał to za zabawne. Dobrze, że w ogóle jeszcze był w domu, przed powrotem mojej matki.

Minęło już dziesięć dni od jej przeszczepu. Im dłużej, tym lepiej. Wszystkie jej kolory już wróciły, juz siedziała, śmiała się, jadła, uśmiechała....żyła. Blizna na jej klatce miała wściekle czerwony kolor, ale znaczyła jej uzdrowienie, a bolała ją tylko wtedy, kiedy kaszlała...a przynajmniej, tak twierdziła. Tak czy inaczej, ten blask z powrotem witał w jej oczach, a ona cała promieniała, kiedy słyszała każdą informacje na temat jej powracającego zdrowia i o tym, że jej ciało, nie odrzucało nowego serca.

Jedyne co mogło być powodem jej zamartwień to rodzina młodej damy, która dała jej szansę na dalsze życie. Chciała im podziękować tak jak to się powinno zrobić, tak jak i my wszyscy, jak i złożyć kondolencję, ale Harry powiedział, że to był wybór rodziny, żeby żadne informacje o nich nie zostały ujawnione. Po jego sugestii, usiadłyśmy z mamą i napisałyśmy do nich list, który Harry zgodził się im dostarczyć, mając nadzieję, że pewnego dnia odczują znów spokój po stracie. Miałam również nadzieję, że moja matka w końcu zastanie spokój z jej zysków, ale była sentymentalną osobą i wiedziałam, że fakt, że jakaś osoba musiała umrzeć, aby ona mogła żyć, będzie ją prześladować, aż do jej ostatniego dnia...i mam nadzieję, że do tego jeszcze długo.

-Cóż, to nie było dokładnie tak-Jasmine zaświergotała.

-To było dokładnie tak-Louis zaargumentował.

-Mój ojciec, szef policji z Forks...

-Były szef policji-Louis poprawił mnie.

Obdarzyłam go złowrogim spojrzeniem i kontynuowałam

-...George nie mówi na to cukiereczki.

-Um, on tak mówi- wtrąciła matka z diabelskim uśmieszkiem.

-Oh! Fuj! Mamo!-krzyknęłam. Nie potrzebowałam wyobrażać sobie tych obrazów i zaczęłam zastanawiać się czy po porwaniu do szafy woźnego, żaden Ajax lub wybielacz, albo coś innego, co w tych szpitalach utrzymywało tak cholernie sterylną czystość, zaczęło działać na mój mózg. To było pewne jak cholera.

-Och, proszę Bella. Jak myślisz, jak się tu znalazłaś?- zadrwiła. -Zapewniam Cię, że to nie było wynikiem Niepokalanego Poczęcia.-i wtedy w jej oku można było zobaczyć ten marzycieslki błysk, kiedy prawdopodobnie wspominała.-Na pewno mieliśmy dużo zabawy przy tworzeniu Ciebie. To co ojciec może zrobić z jego...

-Nie kończ tego zdania-zażądałam, ucinając jej-starsi ludzie zawsze robią to tak obrzydliwie.

-Hej, nie byliśmy wtedy starzy -zaśmiała się-nie było sposobu bym była w stanie wyginać się tak jak na tylnym siedzeniu jego El Camino, gdyby nie witaminy i maść rozgrzewająca.- i znów skuliłam się pod wyobrażeniem tego momentu...biała dupa mojego ojca,ekscytująca się w stronę okna i jak musiała wyglądać twarz mojej matki jak ona...FUJ.

Milion Dollar Baby [tlumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz