Rozdział 4 Początek czegoś nowego

2.3K 155 70
                                    

W nocy nie mogłam zasnąć. Wszystkie myśli rozsadzały mi głowę, robiło się na zmianę ciepło i gorąco. Wstawałam z łóżka jakieś sześć razy, otwierając na oścież okno i napełniając płuca czystym, letnim, nocnym powietrzem. W pobliżu lasu było jeszcze rzewniejsze. Jednak to nie pomogło mi się uspokoić.

Myślałam cały czas o Wojtku i o naszym spotkaniu. Był naprawdę miły i pomimo tych rzeczy, w których mi podpadł, naprawdę był sympatyczny. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie ja wymagam od człowieka za dużo. Przecież to niemożliwe, aby ktoś był ideałem, prawda? I nie, Christopher nim nie był. Chociaż wszystko w nim było dla mnie prawie idealne, felerna okazała się jego żądza krwi oraz fakt, że był nieśmiertelną, nocną istotą.

Wojtek chciał wpaść do mnie, kiedy wróciliśmy z basenu. Stanowczo odmówiłam, ponieważ bałam się jego bliskości przez kolejne godziny. Zauważyłam, że mu na mnie zależy. W jego dziwny sposób. A może niedziwny. Po prostu ludzki. Zależało mu na mnie w sposób, w jakim człowiekowi zależy na drugiej osobie. Christopherowi zależało trochę w inny sposób. On trzymał się mnie, dlatego, że wywierałam w nim ludzkie uczucie i to sprawiło, że czuł się żywszy.

Naprawdę, oczekiwałam czegoś, co żaden człowiek nie mógł mi dać. Karciłam się za to. Dalej usiłowałam przekonać moje paradoksalne myśli do tych właściwych.

Tylko, które były właściwe? Z pewnością te, które nie miały w swoim składzie nieszczęśliwego pseudo romansu człowieka z wampirem.

Widziałam, że Wojtek trochę się zmieszał, kiedy niemal zatrzasnęłam mu drzwi pod nosem, kiedy szybko się do niego przytuliłam. Zdawało mi się, że chce mnie pocałować. Zachowałam się naprawdę, jak przestraszona piętnastolatka, jednak naprawdę się tego bałam. Miałam wrażenie, że ktoś mnie cały czas obserwuje, że wie, co robię. Nie potrafiłam zbliżyć się do żadnego mężczyzny, bo zawsze przed oczami stawał mi wampir, który namieszał w moim życiu.

O piątej rano poddałam się i wstałam z łóżka. Narzuciłam na siebie długi podkoszulek i zeszłam do kuchni, przecierając oczy. Kiedy zobaczyłam siebie w lustrze, aż sama podskoczyłam ze strachu. Może powinnam się tak pokazać Wojtkowi? Wtedy dałby sobie ze mną spokój, a ja dalej trwałabym w moim wyimaginowanym świecie. Z takimi podkrążonymi oczami i brudnym, pomiętym podkoszulku wyglądałam naprawdę, jakbym przeżyła najcięższy dzień w moim życiu.

Otworzyłam w kuchni szeroko okno, aby do środka napłynęło świeże, rześkie powietrze. Zaparzyłam kawę. Od razu dwie, ponieważ wiedziałam, że mama za niedługo wstanie i też pewnie będzie chciała ją wypić.

Rozkoszny podszedł do mnie i zaczął się łasić. Czasami naprawdę chciałabym być kotem. Wszystko jest wtedy lepsze, łatwiejsze i nie ma się zmartwień na głowie.

Tak, jak sądziłam, niespełna godzinę po mnie mama wstała. Ja dalej stałam przy oknie w kuchni, pijąc tę samą kawę, która już dawno zdążyła mi ostygnąć. Nawet nie zauważyłam, kiedy mama stanęła przede mną, w swojej pomarańczowej piżamie i rozmierzwionych włosach.

– O czym tak myślisz? – zapytała mnie, odgarniając mi włosy za ucho, żeby lepiej widzieć moją twarz.

Westchnęłam głęboko, nie wiedząc, od czego zacząć. Bezradnie wzruszyłam ramionami.

– O Wojtku? – strzeliła jak zwykle trafnie. Pokiwałam głową, uśmiechając się sucho.

– Trochę się tego boję, mamo. – Ścisnęłam mocniej kubek w dłoni, patrząc, jak brunatny napój pływa w środku. – Nie wiem, jak to powiedzieć...

Nocny Szept ✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora