Rozdział 1

18 1 0
                                    


JPOV

Merlinie, Moody to szaleniec! Nie rozumiem, dlaczego nie mogli przydzielić zdrowego na umyśle Aurora do szkolenia nas w pracy w terenie. Każdy byłby lepszy od niego. Z początku cieszyłem się, że uczyć nas będzie jeden z najwybitniejszych Aurorów. Do czasu, aż okazało się, że ma nierówno pod sufitem. I mówi to osoba, która przyjaźni się z Syriuszem Blackiem, a to o czymś świadczy.

Zostanie Aurorem było moim marzeniem od kiedy tylko dowiedziałem się na czym polega ta praca. Czy jest coś lepszego od dreszczyku adrenaliny przy ściganiu złych typków? Pokroju Smarkerusa... Na samą myśl o tym tłustowłosym nietoperzu przeszedł mnie dreszcz wstrętu. Nie widziałem go od zakończenia szkoły, dwa lata temu. I całe szczęście. Nie wiem co się z nim dzieje i szczerze mnie to nie interesuje. Od kiedy obraził moją Lily, nienawiść do niego tylko wzrosła.

Moja Lily... Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało mi się ją zdobyć! Jesteśmy razem już prawie trzy lata. Wiem, że zawsze zachowywałem się pewnie, ale w głębi duszy zaczynałem wątpić, że w końcu będziemy razem. Dzień, w którym zgodziła się iść ze mną na randkę był najlepszym dniem w moim życiu. A teraz mieszkamy razem. Przy pełnej dezaprobacie Syriusza.

Nie mogłem uwierzyć, że te wszystkie lata Syriusz udawał, że wspiera mnie jeśli chodzi o zdobycie Lily. W końcu rok temu, kiedy piliśmy w barze, przyznał się, że nie lubi Lily. Przynajmniej nie ze mną. Uważa, że nie pasujemy do siebie. Nigdy nie słyszałem większej bzdury. Nigdy więcej nie poruszaliśmy tego tematu, nie chce stracić najlepszego przyjaciela. Dobrze, że był wtedy z nami Remus.

Remus... Pewnie teraz wypoczywa po pewni księżyca. Nigdy nie przeszkadzała mi jego likantropia. Nie ma wpływu na to, co się z nim dzieje, a jest naprawdę dobrym i wiernym przyjacielem. Nie mogę jednak znieść widoku, jak się męczy. Oddałbym cały swój majątek, żeby tylko wynaleźć lekarstwo na jego przypadłość. Jego „mały, futrzany problem", jak to zwykle określa. Zawsze tym wpędza Petera w niekomfortowy nastrój.

Dawno nie widziałem Petera. Wciąż zajmuje się chorą ciotką. Rozumiem, że kłopoty rodzinne mogą go przybijać, ale ostatnio jest jakiś nieswój. A właściwie od czasu kiedy skończyliśmy szkołę. Próbowałem go wypytać czy ma jakiś problem, ale wciąż mnie zbywał, więc w końcu odpuściłem. Nie chcę naciskać, kiedy będzie gotowy to sam mi wszystko powie. Mam przynajmniej taką nadzieję.

- Łapo, pospiesz się – powiedziałem zirytowany. Czy on naprawdę musi flirtować z każdą napotkaną kobietą?

- Widzimy się wieczorem, kochana – powiedział Syriusz z czarującym uśmiechem, całując dłoń Lori... Loti... Livi... Z pewnością jej imię zaczyna się na „L"!

- Nareszcie! – powiedziałem zirytowany, kiedy w końcu do mnie dołączył.

- Wyluzuj Rogaczu. Gdzie ci się tak spieszy? – zapytał wciąż uśmiechając się głupkowato.

- Lily jedzie na ślub siostry, chcę się z nią pożegnać, a przez ciebie mogę nie zdążyć – warknąłem. Nie mogę nic na to poradzić. Myśl o rozłące z Lily jest przygnębiająca.

- Jedzie sama? A co z tobą? – zapytał zdziwiony. Nie mogę się mu dziwić. Jestem chłopakiem Lily prawie trzy lata, poznałem jej rodziców, siostrę i przyszłego męża, ale nie zostałem zaproszony na ślub.

- Siostra Lily, Petunia, nie życzy sobie „dziwaków", którzy nie są z nią spokrewnieni. Zniesie Lily ze wzgląd na rodziców, ale powiedziała, że nie ma zamiaru znosić mnie – mruknąłem krzywiąc się zniesmaczony. Nigdy nie przepadałem za Petunią. Podejrzewam, że po prostu zazdrości nam zdolności magicznych.

PaktWhere stories live. Discover now