12. To tylko sen.

7K 471 37
                                    

  Kolejny dzień zmierzam w stronę miejsca, które w bardzo krótkim czasie zamieniło się w piekło. Nie chcę tam iść, ale muszę. Nie chcę po raz kolejny tego przechodzić. Ciekawskich spojrzeń, szeptów i głupich zaczepek. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, jednak wytrwale wstaję codziennie rano o godzinie siódmej, szykuje się, jem śniadanie i wychodzę z domu, żeby po prawie pięciu minutach znaleźć się tu. Idę wąską ścieżką w stronę ogromnego budynku z drzwiami otwartymi na oścież. Szkoła. Wchodzę niepewnie do środka i znów te spojrzenia. Ludzie mnie nienawidzą. Z ich oczu jestem w stanie wyczytać złość, żal i tylko u nielicznych współczucie. Chcąc nie chcąc staram się unikać kontaktu wzrokowego z innymi uczniami i szybkim krokiem kieruje się w stronę swojej szafki. Po drodze mijam grupkę dziewczyn, które coś szepczą, po czym zaczynają chichotać na mój widok. To ta sama grupka dziewczyn, która jeszcze niedawno chciała, abym zwróciła na nie jakąkolwiek uwagę. Idąc dalej, mijam kilku chłopaczków z kółka informatycznego, którzy przyglądają mi się z uwagą i satysfakcją wymalowaną na twarzy. Karma wraca. To tych kilku chłopaczków, których jeszcze niedawno gnębiłam tylko dlatego, że należeli to tak zwanych ''nerdów''. Mijam też innych uczniów, których skrzywdziłam. Od, których byłam lepsza. Właśnie, byłam. Kiedy wreszcie jestem przy swojej szafce, dostrzegam już z daleka, jak wisi na czerwonych metalowych drzwiczkach biała kartka ze zdjęciem. Moim zdjęciem. A właściwie moją twarzą doklejoną do skąpo ubranego ciała. To ulotka przedstawiająca ciało prostytutki z moją twarzą. Na dole widnieje mój numer telefonu i ten obrzydliwy napis. ''Zrobię wszystko po niskiej cenie. Nowi klienci -50% ''. Otworzyłam mimowolnie usta i wytrzeszczyłam oczy, czytając tę absurdalną ulotkę. Poczułam, jak mój żołądek zaciska się w supeł, w kącikach oczu pojawiają się łzy, które zaraz nie mieszcząc się, po prostu poleją się wąską stużką po moich policzkach.

-Podoba Ci się nowa reklama? - usłyszałam za sobą głos Liama, jednego z kumpli Jake'a. Odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku, a przede mną ukazała się grupka osób należących do elity. Najlepszy przyjaciel Jake'a i moja była najlepsza przyjaciółka z resztą grupy, która zasłużyła sobie na miejsce w popularsach tylko dzięki forsie swoich bogatych rodziców.

-Co to ma być? - zapytałam, siląc się na utrzymanie łez w oczach.

-To na co zasłużyłaś — powiedziała Lorie, uśmiechając się szyderczo. Po chwili gwałtownie wyminęła mnie, zerwała kartkę z szafki i uniosła ją do góry, krzycząc:

-EJ Ludzie! Mamy w szkolę nową gwiazdkę porno! Jesteś brzydki, głupi czy po prostu ofermą? Nie przejmuj się! Malia Blossom Ci pomoże! - krzyczała, a cały korytarz wybuchnął śmiechem. Próbując ją uciszyć, rzuciłam się w jej kierunku, wyrywając przy tym ulotkę, którą trzymała w reku.

-Co ty wyprawiasz!? Odbiło Ci? - warknęłam, próbując powstrzymać dziewczynę, ale ta tylko perfidnie śmiała mi się w twarz — Przestań! -krzyknęłam, czując, jak moje oczy powoli poddają się łzom.

-Bo co? - zapytała, śmiejąc się razem z resztą towarzyszy swojej grupy.

-Malia, słoneczko! Nie denerwuj się tak! Jak chcesz moge Ci pomóc rozładować to napięcie -rzucił jeden z bliższych kumpli Jake', a na co reszta zaczęła rechotać. Chłopak, mówiąc to, podszedł do mnie bliżej z otwartymi ramionami, ale skutecznie go od siebie odepchnęłam.

-No nie daj się prosić! To najlepszemu kumplowi Jake'a oferujesz za darmo, a mi nie dasz? - naśmiewał się, a ja spojrzałam na chłopaka, o którym przed chwilą wspomniał brunet.

-Co takiego? - zapytałam zszokowana jego słowami. Chłopak jednak wzruszył tylko ramionami, a ja ponownie usłyszałam bezczelnego bruneta.

-Oj no nie bądź taka niedostępna — zaśmiał się, a z nim cała reszta.

-Postaraj się bardziej Dave — usyłyszałam głos jakiejś blondynki, która kręciła wszystko na telefonie.

-Przestań to kręcić! - krzyknęłam i chciałam do niej już podejść, kiedy uniemożliwił mi to brunet.

-To jak mała? - zapytał, a ja nie wytrzymałam. Plask. Uderzyłam chłopaka z całej siły w twarz, a po moich policzkach mimowolnie spłynęła niekontrolowana liczba łez.

-Jesteście beznadziejni! Wszyscy! Jak mogłeś im coś takiego nagadać! - Zwróciłam się do najlepszego przyjaciela mojego zmarłego chłopaka — Jak mogłeś mi to zrobić! Jemu! - zaczęłam nerwowo machać rękami.

-On Jake'owi? - usłyszałam ironiczny ton głosu Lorie - To twoja wina! - powiedziała po chwili poważnie, a cały korytarz natychmiast ucichł — Jak ty mogłaś nie zauważyć, że coś jest nie tak! Zdradzałaś go na prawo i lewo z kim tylko mogłaś, a teraz liczysz na współczucie? - zaczęła krzyczeć, a ja powoli chciałam zapaść się pod ziemię — Jak śmiesz go w ogóle wspominać! To wszystko przez Ciebie! - wykrzykiwała — Masz! Udław się tym! - powiedziała, rzucając we mnie jeszcze kilkoma ulotkami, które wyciągnęła z torby blondynki, która kręciła wszystko telefonem. Spojrzałam na dziewczynę, ale ona tylko spuściła wzrok. Była nowa w ich grupie. To pierwszoklasistka. Dopiero teraz zauważyłam, że kiedyś też taka byłam. Na początku.

-Mówię do Ciebie! - poczułam lekkie pchnięcie. Lorie traciła powoli cierpliwość. Zdarzało jej się to dosyć często. Wtedy zazwyczaj atakowała co nie kończyło się korzystnie dla jej ofiary.

-Lorie, nie rób zamieszania -powiedział jeden z chłopaków- Nie potrzeba nam kolejnych durnych rozmów z nauczycielami — warknął, a dziewczyna automatycznie się uspokoiła. Stanęła tylko niebezpiecznie blisko mnie i uśmiechnęła się sztucznie.

-Jesteś niczym — powiedziała, po czym wyrzuciła ulotki do góry i odeszła, a za nią cała elita. Stałam tak jeszcze chwilę, a na korytarzu dalej panowała cisza. W końcu zadzwonił dzwonek, a reszta uczniów rozeszła się do klas, mijając mnie z pogardą. Spojrzałam na ulotkę leżącą na ziemi i przykucnęłam, aby się jej przyjrzeć. W moich oczach zebrało się jeszcze więcej łez. Czułam, że dłużej tego nie zniosę. Po raz kolejny zostałam ośmieszona na oczach całej szkoły. Przytknęłam dłoń do ust, chcąc zdusić dźwięk płaczu, ale to było za wiele. Nie potrafiłam się opanować. Zła, smutna i przerażona tym, jak bardzo daleko potrafią posunąć się kiedyś mi bliskie osoby, podarłam ulotkę i ruszyłam w stronę drugiego wyjścia tak, aby nie zostać przyuważoną, przez któregoś z nauczycieli. Mijając kolejny korytarz ogromnego budynku, zauważyłam, jak ulotki zostały przywieszone na innych szafkach. Rozżalona, zapłakana i rozgoryczona rzuciłam się na metalowe szafki i gwałtownie zaczęłam zdzierać z nich ulotki. Jednak z każdą zdartą ulotką pojawiała się kolejna i kolejna. Było ich coraz więcej, a na korytarzu, mimo że nikogo nie było, znów pojawiły się głosy i śmiechy innych. Moja głowa pękała. Ulotki nie znikały, wręcz przeciwnie. Było ich coraz więcej. Mnożyły się, a ja nie mogłam z tym nic zrobić. Zrozpaczona powoli osunęłam się z ulotką w dłoni po jednej z szafek i zamknęłam oczy. Otworzyłam je i nie zobaczyłam już nic. Ciemność. Przerażona uniosłam się szybko do pozycji pół leżącej i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Spojrzałam w prawo na szafkę nocną, na której stał zegarek i powoli unormowałam oddech. Była czwarta nad ranem. To tylko zły sen. Dotknęłam dłonią spoconego czoła i przetarłam twarz, czując na policzkach słone łzy.

-Spokojnie Mal, to tylko zły sen — powiedziałam sama do siebie — To się nigdy więcej nie powtórzy — kontynuowałam, ale zaprzestałam, kiedy poczułam jak coś, a raczej ktoś przeciąga się na mojej pościeli. Cezar spał ze mną na łóżku, a moje gadanie mogło go obudzić. Nie chcąc rozbudzać psa, zamilkłam i ponownie ułożyłam się pod cieplutką kołdrą. Przymknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Na marne. Chcąc nie, chcąc nie mogłam już zmrużyć oka. Wierciłam się przez jakieś dwadzieścia minut, aż w końcu doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Najdelikatniej jak to możliwe, wstałam z łóżka, nie budząc mojego pieszczocha i ruszyłam w stronę łazienki. Po bardzo wczesnej porannej toalecie zarzuciłam na siebie ciepły puchaty sweter, getry i papcie. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Weszłam do środka i zapaliłam światło. Na blacie kuchennym widniał talerz z okruszkami i szklanka, w której wcześniej było mleko. Zmarszczyłam brwi na myśl, że Alice musiała zapomnieć o sprzątnięciu brudnych naczyń, jednak świadoma, że zdarza się nawet najlepszym, postanowiłam posprzątać. Kiedy uniosłam mały porcelanowy talerzyk, wyleciała spod niego karteczka. Odłożyłam szybciutko brudne naczynia, po czym wróciłam do papierka, który po chwili był już rozwinięty. Czarnym piórem napisane było 'dziękuję'. Czy poznaję to pismo? No jasne. Tata. Słysząc kroki dochodzące z góry, zwinęłam szybciutko kartkę i schowałam ją do kieszonki mojego sweterka, nie zastanawiając się więcej nad znaleziskiem. Szybkim i prawie niesłyszalnym krokiem ruszyłam do salonu, gdzie włączyłam sobie telewizor. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam oglądać jakiś serial, który zapowiadał się całkiem ciekawie. Akcja serialu toczy się w miasteczku, Rosewood w Pensylwanii. Podczas spotkania piątki przyjaciółek bez śladu ginie Alison. Długie poszukiwania nie przynoszą efektu, dziewczyna nie odnajduje się. Paczka się rozpada. Mija rok. Do miasteczka wraca Aria, która wyjechała z rodziną do Alaski. W pierwszym dniu szkoły nastolatki otrzymują smsy od tajemniczego A, w których zawarte są ich sekrety. Sekrety, które znała tylko Alison. Kiedy dziewczyny decydują się odszukać zaginioną, jej ciało zostaję odnalezione. Oglądałam z przejęciem kolejny odcinek, zastanawiając się i próbując odgadnąć, kim jest tajemnicza osoba do momentu, aż w końcu po prostu usnęłam.

Kiedy się obudziłam, telewizor był wyłączony, a ja przykryta zostałam przez kogoś puchatym kocem. Uniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju. Po chwili do pomieszczenia wparowała Alice z tacą pełną pyszności.

-Chyba ktoś tu nie mógł spać w nocy — powiedziała, witając mnie od rana swoim promiennym uśmiechem.

-Troszeczkę — odwzajemniłam gest.

-Proszę, to na pewno poprawi twoje samopoczucie — podała mi tacę z jedzeniem i tabletkami uśmiechając się jeszcze szerzej, co lekko mnie zaniepokoiło.

-Co to? - zapytałam, kiedy kobieta sprawdzała, czy spadła mi gorączka.

-Tosty francuskie z bananami, mój najnowszy pomysł — powiedziała, kiedy brałam do ust pierwszy kęs. Muszę przyznać, że Alice ma naprawdę niesamowity dryg i talent kulinarski. Jej mieszanie i dobry smak dają jej ogromne możliwości, dlatego dziwi mnie co robi w takim miejscu jak to. Tosty, które zrobiła, były niesamowite. Pierwszy raz w życiu jadłam na śniadanie coś słodkiego i jednocześnie tak lekkiego.

-Pycha — powiedziałam, biorąc już pewniej kolejny kęs.

-Ciesze się — powiedziała, wstając z kanapy — Tata kazał Ci przekazać, że dzisiaj ma bardzo ważne spotkanie poza miastem i wróci późno, dlatego mam dopilnować, abyś nie siedziała długo w nocy — powiedziała, kradnąc mi jednego tosta, co również troszeczkę mnie zdziwiło. Tata przed przyjazdem wyraźnie poinformował mnie, że takie zachowania, jakiego przed chwilą dopuściła się Alice, nie powinny mieć miejsca. Jednak ja uważam, że to nic złego. Nawiązałam z kobietą pewien rodzaj więzi, której nigdy jeszcze nie miałam okazji poznać. Kobieta, mimo iż nie jest moją matką, macochą ani ciotką starannie opiekuje się mną i wbrew woli ojca otacza mnie troską i ciepłem, którego mi zawsze brakowało. To nie tak, że tata mi tego nigdy nie dawał, ale czuję, że to Alice mogę zwierzyć się z najbardziej intymnych rzeczy, jej mogę powierzyć każdy swój sekret i to ona zawsze bezwarunkowo z czułością, miłością i życzliwością stanie po mojej stronie.

-Alice? - zapytałam, chcąc zacząć temat jej przeszłości.

-Tak? - uśmiechnęła się, kończąc tosta. Już miałam zadać jej pytanie, kiedy po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

-Poczekaj, pójdę otworzyć - powiedziała, a ja tylko przytaknęłam głową. Po niedługiej chwili do salonu wbiegł Mason, a za nim spokojnym krokiem weszła Avri i Joshua.

-Kobieto! Gdzieś ty była jak Cię nie było! - krzyczał, rzucając się na kanapę.

-Cześć Mason — powiedziałam spokojnie rozbawiona jego zachowaniem.

-Myślałem, że Cię porwali albo – co gorsza – porwali, żeby zdobyć informację na temat mojej zajebistej osoby — powiedział, zabierając mi połówkę tosta, którego nie było mi dane skończyć.

-Wiesz, że byłam chora? - zapytałam, widząc, jak chłopak opycha się moim śniadaniem, ale ten tylko wzruszył ramionami.

-Trzymaj — usłyszałam głos Avri- to notatki z przedmiotów, które mamy razem — powiedziała, wyciągając na stół zeszyty z torby.

-Dzięki — uśmiechnęłam się.

-Oglądałaś słodkie kłamstewka? - usłyszałam pisk Masona, kiedy włączył telewizor. Jak się później okazało dzisiaj, był maraton.

-Amm właściwie to tak -powiedziałam, spoglądając na dwójkę pozostałych przyjaciół.

-Uwielbia ten serial — wytłumaczył Joshua.

-Uwielbiam? Kocham, ubóstwiam i wielbię! - krzyczał Mason, co wywołało śmiech u wszystkich. I tak też minął nam dzień. Na śmianiu się i oglądaniu ulubionego serialu Masona.

Może moi przyjaciele nie są znani i lubiani, ale przynajmniej w tym, co robią są szczerzy i nie odwracają się plecami, gdy tego potrzebuję. Nie czuję się jeszcze na siłach, by zwierzyć się z historii, która tak bardzo mnie pogrążyła, ale to czas musi uleczyć rany.

Po obejrzeniu większości odcinków Avri rzuciła pomysł, by trochę się przewietrzyć, co reszta grupy włącznie ze mną przyjęła z dużą aprobatą.

Chłopcy wzięli Cezara i zaczęli się z nim ganiać, natomiast ja i Avri przysiadłyśmy na leżakach stojących na tarasie. Opowiedziała mi mniej więcej co w szkole, że jej nadgarstek wciąż boli i, że Lightwood wczoraj gdzieś zniknął. Czułam już na policzkach palące rumieńce, które chyba mnie zdradziły, bo czarnowłosa spojrzała na mnie wzrokiem typu 'No ja nie mogę, był u Ciebie!'.

-SERIO! MAL! Największe ciacho było u Ciebie?!- mówiła bardzo przejętym, ale cichym głosem.

-Tak- zaczęłam- Przywiózł mi telefon- dodałam- I przy okazji mnie pocałował- powiedziałam takim szeptem, licząc, że jednak mnie nie usłyszy. Bardzo się pomyliłam. Avri zachłysnęła się lemoniadą przygotowaną przez Alice, po czym wypluła ją na tarasowe płytki. Wyglądało to przerażająco.

-Alec Lightwood Cię pocałował? Boże przecież jak Valerie się dowie, to Cię zabije!- powiedziała z jeszcze większym przejęciem w głosie, a ja tylko wzięłam głęboki oddech.

-Wątpię, żeby się jej do tego przyznał- odpowiedziałam, a szeroki uśmiech, który przed chwilą gościł na twarzy mojej przyjaciółki znikł.

-W sumie masz rację- przyznała - dobra nie chcę Cię dręczyć, jak będziesz gotowa, to sama mi o tym opowiesz- zapiszczała cichutko zadowolona z takiego obrotu spraw.

Wiedziałam, że umarłaby z ciekawości, dlatego w skrócie opowiedziałam jej, jak do tego doszło. Dziewczyna była zszokowana, ale i jednocześnie zachwycona moją opowieścią. Mimo, że Avri uważnie słuchała i była wniebowzięta to i tak czułam się skrępowana wspominając wczorajsze wydarzenie. Kiedy skończyłam swoją historię dołączyli do nas chłopaki, dlatego natychmiastowo zmieniłyśmy temat. Pod wieczór postanowili, że wrócą do domu mimo, że nalegałam na ich dłuższe zostanie. Zanim jednak się pożegnaliśmy, Avri poprosiła mnie, bym dokładnie obserwowała, co się będzie działo na bankiecie u rodziny chłopaka, żebym mogła zdać jej relację. Oczywiście się na to zgodziłam, chociaż wątpię, czy będę tam robić coś innego niż chować się przed Valerie.




Przepraszamy za naszą małą aktywność! <3 

Wynagradzamy wam to kolejnym rozdziałem!   

Jeżeli dacie masę gwiazdeczek i napiszecie swoją opinię w komentarzach, to wieczorem będzie kolejny rozdział! 

U góry mamy Alec'a! <3 

Story of my lifeWhere stories live. Discover now