Rozdział VI ,,Kochać tylko siebie"

3K 220 48
                                    

Wraz z nadejściem listopada pogoda diametralnie się zmieniła. Jak dotąd chłód można było odczuć jedynie w coraz to dłuższe noce, lecz w ciągu dnia uczniowie Hogwartu nadal spędzali czas wolny na przesiadywaniu na błoniach. Oczywiście Huncwoci mało kiedy siedzieli bezczynnie. Zazwyczaj przechadzali się po szkole, szukając inspiracji na coraz to nowsze żarty, urządzali zakrapiane alkoholem imprezy w swoim dormitorium, a gdy już zasiadali pod jednym z dużych drzew koło jeziora, to nadal planowali kolejne dowcipy lub przyglądali się zazwyczaj nieudanym próbom podrywu Lily przez James'a. Black i Potter do tego wszystkiego dokładali jeszcze nieustające treningi quiddicha, a Rogacz w tym roku musiał skupić się na nich jeszcze bardziej, gdyż przysługiwała mu zupełnie nowa rola trenera drużyny Gryfonów. Glizdogon w tym czasie zazwyczaj z braku innych zajęć przychodził na treningi pokibicować kolegom, lub zwyczajnie udawał się do kuchni oddać się swojej ulubionej czynności- jedzeniu. Remus wówczas nadrabiał stracony u boku kolegów czas, zaczytując się w książkach czy powtarzając materiał z lekcji. Ponadto ten rok miał być dla nich jeszcze cięższy niż ostanie. Już na pierwszych lekcjach każdy nauczyciel nie omieszkał przypomnieć im, że piąty rok nauki w Hogwarcie kończy się egzaminami zwanymi potocznie SUMami. Z każdym tygodniem przybywało im zadań do roboty, a lekcje wydawały się coraz intensywniejsze i wymagające.

To wszystko nie przeszkodziło jednak Huncwotom w wygospodarowaniu czasu na drobne przyjemności, choć naturalnie mieli go znacznie mniej niż w poprzednich latach. Oczywiście nie mieli oni zamiaru popołudniami przesiadywać nad książkami, lecz często Remusowi udawało się ich przekonać, by wzięli się do nauki chociaż przez te parę miesięcy.

-Za dużo wymagasz Luniaczku.- ten tekst rzucał James za każdym razem, gdy Lupin przepytywał go z przedmiotów takich jak Historia Magii, Eliksiry czy Starożytne Runy. Za każdym razem również nie wiedział nic więcej niż poprzednim razem.

***
Tego jednak dnia Remus postanowił całkowicie odpuścić z popołudniową nauką, gdyż trzeci dzień listopada zwiastował urodziny, nie byle jakie, bo samego Syriusza Black'a. Chłopcy już od dłuższego czasu planowali huczną imprezę w salonie Gryfonów na którą oczywiście zaproszeni byli wszyscy mieszkańcy tegoż domu. Nikt nie miał najmniejszej ochoty przegapić zabawy w gronie tak lubianych i popularnych w szkole postaci jak słynni Huncwoci.

Impreza miała odbyć się dopiero wieczorem. Lekcje tego dnia skończyły się nadzwyczaj szybko i nawet dwugodzinna Historia Magii z profesorem Binsem nie dłużyła się aż tak bardzo.

-To co robimy?- spytał zafascynowany jubilat, gdy po skończonych lekcjach całą czwórką szli w kierunku wieży Gryffindoru.- Może wybierzmy się do Hogsmead? Dawno nas tam nie było. Albo wstąpmy do Zakazanego Lasu. Nie... W ciągu dnia nie jest tam tak zabawnie... To może...

Lecz problem zagospodarowania czasu wolnego jakby nagle rozwiązał się sam. Oto prosto w stronę Gryfonów szedł sam mieszkaniec domu węża Severus Snape. Ślizgon wpatrywał się w swoje buty, a oczy częściowo zasłaniały mu przetłuszczone włosy, więc gdy uniósł głowę i ujrzał znienawidzonych przez siebie chłopaków z James'em Potterem na czele, chciał skręcić w jakiś boczny korytarz, lecz było już na to za późno. Gryfoni z charamterystycznymi sobie uśmiechami wyciągnęli różdżki. Snape zrobił to samo, lecz o sekundę za późno. W jednej chwili był już obezwładniony przez Syriusza i wisiał w powietrzu do góry nogami pod zaklęciem James'a.

-Kogo my tu mamy, nasz Smarkerus przyszedł nas odwiedzić.- Rogacz zaśmiał się szyderczo. Dręczenie czarnowłosego sprawiało mu niezwykłą radość i satysfakcję. To właśnie ten nijaki, nic niewarty Ślizgon wydawał się być jego jedynym konkurentem w drodze do serca Evans, a Łapa jako jego wierny przyjaciel podzielał jego upodobania do dręczenia chłopaka.

Remus i Syriusz czyli miłość przezwycięży wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz