1. Nie wiem nic, a nawet więcej

107 12 7
                                    

Wszędzie ciemno. Czułam swoją istotę, swoją świadomość i to, że istnieję. Albo nawet i żyję. Tylko z jakiegoś powodu wydawało mi się to błędne. Że tak nie powinno być. Jak na złość nie byłam sobie w stanie uświadomić, dlaczego. Dlaczego miałabym nie żyć? Ja,... Zaraz, kim ja jestem?

Zaczęła we mnie narastać panika. Powinnam wiedzieć kim jestem i czemu nie powinnam istnieć. Bo to się raczej wie, a przynajmniej to pierwsze. Byłam sobą, czyli kim? A co jeśli kimś innym? Rozczapierzyłam dłonie z nerwów i schyliłam głowę. Ciemność. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się swoim rękom. Zaraz. Ja nie mam rąk. Sięgnęłam czymś, co powinno być rękami, ale nimi nie było w stronę miejsca, w którym powinna być moja głowa. Nie ma. Nie mam ciała. O kurde, ja nie mam ciała! To się chyba też powinno mieć, co nie? Tylko... Skąd ja to wiem? Ni chuja, za dużo pytań. Rozejrzałam się po ciemności (właściwie nie wiem jak, skoro nie mam głowy, więc oczu raczej też nie..?) i dojrzałam coś, co się mocno wyróżniało. Złote drzwi. Jak do cholery mogłam tego nie zauważyć? A, no tak. Nie mam oczu. Mniejsza. W jakiś sposób moja istota, której określić się nie da przetransportowała się (a może teleportowała?) w stronę tych drzwi, stając na stopniu. Zadarłam wzrok (wiem, nie mam oczu, ale dla ułatwienia uznajmy, że mój wzrok, bo jakoś przecież widzę) w górę. Drzwi były duże. Bardzo duże, a przynajmniej z mojej perspektywy takie się wydawały. Zaczęłam się zastanawiać żeby w nie zapukać, i jeśli, to jak, gdy rozległ się głos.

- Nie powinno Cię tu być - ten głos. Ja go znam, ale co to za głos? Męski, dostojny... Halo, mógłby mi ktoś odpowiedzieć chociaż na jego pytanie?

- Nie wiem - odpowiedziałam. No bo co mogłam odpowiedzieć? Pizzę przywiozłam? Nawet nie wiem co to pizza.

- A co wiesz? - spytał głos jakby rozbawiony moją sytuacją. Okej, bez nerwów ja.

- Że nic nie wiem. Ale wiem, że chcę wiedzieć - głupia odpowiedź. Ale jedyna na jaką było mnie stać. Głos na chwilę ucichł i się zamyślił, po czym coś uderzyło. Moje istnienie odskoczyło wystraszone od drzwi, których jedna połowa powoli się otworzyła. Stanęło w nich coś jasnego, co wyglądało jak... Człowiek. Okej, co to człowiek?

- Nie możemy Cię przyjąć. Tak jakby... Wykorzystaliśmy limit na ten rok. - powiedziała postać tym samym, męskim głosem. Zaraz, jaki limit?

- Limit? -

- Limit dusz po eutanazji. - zatkało mnie. Dusz? Ale czemu jestem duszą? Co to jest dusza? Mój rozmówca chyba zauważył moje zakłopotanie, bo się cicho zaśmiał. Czaicie to? Zostałam wyśmiana przez światło.

- Ja ci nie pomogę, ale może w piwnicy ci pomogą. Powodzenia! - krzyknął wyraźnie rozbawiony, a drzwi się zamknęły. Kurde. Piwnica. Gdzie to. Chcę wiedzieć gdzie piwnica! pomyślałam wściekła i nagle przede mną pojawiła się fioletowa strzałka z napisem "Idź albo przepadnij". Wskazywała w jakąś stronę, chyba moją prawą, więc w tamtą stronę spojrzałam. O, kolejne drzwi! Moje jestestwo pobiegło do nich w podskokach i uderzyło we wrota. Coraz lepiej mi idzie poruszanie się. Ma się te umiejętności! Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły, a stanął w nich jakiś facet. Zmierzył mnie od stóp do czubka głowy (wiem, nie mam ani nóg ani głowy, ale tak to wyglądało. Jak by było, gdybym je miała. No, już cicho!) i zmrużył oczy. CHociaż on jeden je tutaj był.

- Martwa? - spytał, a mnie znów zatkało. Nie powinnam być martwa.

- Nie wiem - tak, dobrze myślicie. Kolejna błyskotliwa odpowiedź. Facet miał minę, jakby nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Polecam oba. Na raz. Sięgnął do kieszeni i wyjął jakieś dziwne urządzenie i z jakiegoś powodu wiedziałam, że to krótkofalówka. Nie pytajcie skąd, i tak nie wiem. Przyłożył do ucha i oparł się o framugę drzwi (swoją drogą, one nie były pozłacane jak tamte. Te były wysadzanie rubinami i jakimiś innymi drogimi kamieniami. Chyba szmaragdy. I szafiry. I coś jeszcze. Nie, nie wiem skąd to wiem!).

- No ave. Słuchaj, stoi mi tu jakaś dziewczyna... Tak tak, pewnie znów jej nie chcieli... Czekaj, co? - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie odsuwając krótkofalówkę od twarzy - Jak umarłaś? - spojrzałam na niego jak na idiotę i pokiwałam głową przecząco. Czy raczej czymś co powinno tą głową być - Nie wie... Myślisz że to kolejna po eutanazji? Im się już wszystkim w głowach poprzewracało... Tak, też wolałem stosy, ale to już ponoć nie humanitarne, czy coś tam... Nie, to raczej nie czarownica - znów​ spojrzał na mnie jakby szukając potwierdzenia. Nie wiem czym byłam, więc tylko patrzyłam na niego głupio - Nie, nie wyginęły, tylko pewnie są zbyt cwane by tu przyjść, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie zapominaj, że stoję cały czas przy tych durnych drzwiach i nie byłem na urlopie od trzech stuleci, więc nie wiem co się tam dzieje!... Okej okej. Ale podwyżka zawsze spoko... Aha, tak tak... Serio!? I nie zaprosili mnie?... Ej, to może spikniemy się na jakąś krew, hm? Ponoć była dostawa tej egipskiej, ah ten boski smak... Umarli poczekają, nie sądzę aby im się spieszyło... - odkaszlnęłam głośno. Halo, ja tu stoję! Spojrzał na mnie z pogardą, po czym jego mina się diametralnie zmieniła, jakby sobie coś przypomniał - Ok ok, a to co z nią zrobić? Co, kolejna? Ja rozumiem że mamy rok miłosierdzia, ale bez przesady... No dobra no... Ave. - schował krótkofalówkę do kieszeni i znów na mnie spojrzał. Jak miło! Uśmiechnął się trochę upiornie, a mnie przeszły ciarki. Tak, nie mam ciała ale przechodzą mnie ciarki. Machnął ręką, a mi znów urwał się film.

Rozbudził mnie trzask gałązki. Automatycznie otworzyłam oczy i przykucnęłam w trawie rozglądając się dookoła. Coś lub ktoś się zbliża i nie cieszy mnie to. Zawarczałam cicho w pustkę, gdy nagle zza drzew wyskoczyły jakieś dziwne pokraczne stworzenia. Nagie, dziwne skrzaty które bynajmniej nie miały pokojowego nastawienia. Warknęłam głośniej cofając się do tyłu, ale natrafiłam na drzewo. Kurde. Było ich sztuk cztery. O, jeszcze jeden. Jednak pięć. Pięć dziwnych skrzatów i ja. Ja, czyli... Ugh, będę nad tym potem myśleć. Rzuciłam się do przodu z zamiarem przygniecenia do ziemi jednego z przeciwników, ale zdążyłam zobaczyć tylko smugę. Rozkojarzona wyrżnęłam łbem w ziemię. Nie ma to jak dobre lądowanie. Zaskomlałam zaskoczona i podniosłam się z ziemi, gdy coś we mnie z boku uderzyło. Ałć. Straciłam równowagę i znów wyrżnęłam w ziemię. A potem coś się wgryzło w moją nogę. Kurde, moja noga! Machnęłam nią z całych sił próbując strzepnąć to upierdliwe coś, gdy usłyszałam raniący uszy syk. Albo pisk. Coś pomiędzy. Wszyscy przeciwnicy łącznie ze mną zastygli, a ja podniosłam się do półsiadu rozglądając uważnie dookoła. Ujrzałam kątem oka ruch i też w tamtą stronę odwróciłam głowę. Na gałęzi stał jakiś facet. Położyłam uszy po sobie warcząc i ukazując kły, a on sam się uśmiechnął ukazując swoje. Czarne włosy przykrywały jego czoło i trochę lewego oka, a czarny, długi płaszcz okrywał jego ciało. Nic więcej nie udało mi się zarejestrować, bo skoczył w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Zawarczałam zbita z tropu i skoczyłam w przód, aby uniknąć zwarcia i zahamowałam gwałtownie się obracając. On nie atakował mnie. Zaatakował moich przeciwników, a jednego z nich trzymał właśnie w zębach. Mrugnęłam nie ogarniając co się stało a on wypluł martwego skrzata i zaśmiał się głośno. Wyprostował się ze swojej przykucniętej pozycji i zaczął ściągać płaszcz - Kim jesteś, młoda? - nie wiedziałam kim jestem, więc nic nie mówiłam, ale warknęłam cicho. Z jakiegoś powodu uznałam, ze nie powinno się do mnie zwracać "młoda". On się tylko zaśmiał i rzucił we mnie płaszczem - Załóż, chyba że zamierzasz być latarnią niewyżytych - powiedział z lekką ironią w głosie, a ja nie wiedząc o co mu chodzi spojrzałam na siebie. Byłam naga. Spojrzałam na niego. On nie był nagi. Spojrzałam znów na siebie i pisnęłam zaskoczona. Nie powinnam być naga! Założyłam ten jego płaszcz, który w moim przypadku był o niebo za duży i sięgał mi do połowy łydek, po czym przyjrzałam się swoim rękom. Nie znam ich. Czy one na pewno są moje? Spojrzałam na chłopaka, który mi się uważnie przyglądał - Kim jesteś? - a ja znów się zmieszałam. Nie wiem. Nie wiem kim jestem. Jestem sobą. Czyli... Nie wiem! Nie słysząc mojej odpowiedzi kiwnął jakby rozumiejąc - Z czasem ci się przypomni. Przynajmniej w większości przypadków tak się dzieje. A teraz chodź, pewnie jesteś głodna? - jakby w odpowiedzi usłyszałam jakiś dźwięk, który pochodził z mego wnętrza. Podskoczyłam zaskoczona i spojrzałam w dół na siebie, a on zaś się zaśmiał. Spojrzałam na niego co go tak bawi - Spokojnie, tak się dzieje gdy jest się głodnym. - kiwnęłam że niby rozumiem i podeszłam bliżej niego i powąchałam powietrze. Nie znam tych zapachów. Złapał mnie za rękaw i pociągnął między drzewa.

- Jestem Razien Tenebris, miło mi cię poznać.. eee... Jak ci na imię młoda wilczyco? - spytał patrząc na mnie z nadzieją, że już wiem.

- Nie wiem.-

KoniecWhere stories live. Discover now