2. Bezimienna osada ze stodołą w centrum

96 10 7
                                    

Chłopak ( a może powinnam mówić: wampir) poprowadził mnie przez las. 

- Mój tata, Raemon Tenebris jest tak jakby... królem naszej osady. - wyjaśnił wyraźnie dumny z tego. O k..., on jest księciem. Nie miałam zielonego pojęcia jak go traktować, więc po prostu pominęłam tą kwestię. 

- Nie dotykaj innych demonów, chyba że ci na to zezwolą. Najlepiej nie pokazuj się zbytnio ani nie ujawniaj swojej tożsamości...- 

- Czemu? - spytałam. Zaczęłam się czuć jak przestępca.

- Bo demony nie ufają. Wszyscy się boją i mogliby cię po prostu zaatakować. A tak, jeśli się ukrywasz i się nie pokazujesz, raczej nie chcesz ich zaatakować... Jakoś tak to działa... Po prostu zrób tak! - chłopak wyraźnie zgubił się we własnej wypowiedzi, a ja się cicho zaśmiałam. Słodkie. Mimo tych wytłumaczeń nadal czułam się jak przestępca. Pewnie jestem czymś złym i nielegalnym, a dopóki nic nie wiem, to... To mogę się uważać za nielegalną, o właśnie. To jest plan na życie. 

Idąc tak przez ten głupi las (swoją drogą, jak wielki on jest?) miałam nieodparte wrażenie bycia obserwowaną. A może to tylko mi się wydawało. Chłopak na chwilę zamilkł. Spojrzałam kątem oka na jego minę. Zmrużyłam oczy. Wpatrywał się we mnie, aż się wystraszyłam zaskoczona. Tylko czemu? Jakby szukał we mnie coś znajomego, ale nie mógł tego znaleźć. Jakby rozpaczliwie próbował się nie rozczarować, a nawet jeśli, to tego nie pokazywać. Sorry stary, ale to widać. Idąc, schyliłam głowę wpatrując się w podłoże lasu.

Gdy moim oczom ukazał się 14 korzeń, a za sobą miałam także 3 jałowce i 27 krzaczków jagód (mówię wam, wciągające zadanie liczenia roślin) poczułam zapach. Zatrzymałam się i podniosłam głowę, wciągając powietrze. Ogniska. Chłopak szedł dalej, więc dobiegłam do niego znów przyglądając się jego twarzy. Już nie patrzył na mnie. Patrzył na siebie, a ja w jakiś sposób chciałam, żeby znów na mnie popatrzył. Ale ponieważ nic nie wiem, nie wiedziałam też czemu tego chciałam. Wzruszyłam ramionami sama do siebie. Dziwna zachcianka.

Doliczyłam kolejne dwa jałowce, gdy usłyszałam gwar życia codziennego, a nie minęła chwila i moim oczom ukazało się spore, drewniane miasto. No dobra, nie miasto. To była osada. Mieszkające tu demony nie wyglądały inaczej. Owszem, niektóre miały rogi, inne ogony ale nadal wyglądały bardzo ludzko. Nawet jeden się do mnie uśmiechnął, a ja trochę zagubiona to odwzajemniłam bardzo krzywym uśmiechem, który zapewne wyglądał jak grymas. Dobre początki zawsze na topie.

Razien poprowadził mnie zabłoconą uliczką w stronę największego budynku w mieście, który wyglądał trochę jak powiększona stodoła, ale wolałam swoich rozmyślań nie mówić na głos. Jak wszystkie domy w tej... osadzie, o. Nazwijmy to na razie bezimienną osadą. Stodoła była otoczona kolumnadami na dwóch piętrach, a miała ich... Raz, dwa... Dwa piętra! W każdym razie po przejściu między kolumnadą na parterze zostałam wprowadzona przez duże, drewniane wrota do tej wspaniałej stodoły. Były pomalowane farbą, ale jedynym co po niej zostało był wymalowany na drzwiach lew. Szczerze, nie lubię lwów. Właściwie, co to lew? 

Stodoła w środku wcale stodołą nie była. Był to przytulny dom (w sensie stodoła) utrzymana w naturalnych kolorach drewna. Wszystko tu było z drewna. Prawie. Nie zdążyłam się przyglądnąć wszystkiemu, bo Razien szedł dalej. W takiej chałupie lepiej podążać za przewodnikiem, więc przestałam się rozglądać na rzecz nadążenia za wampirem - skupiłam się na jego osobie. Ani razu nie spojrzał na mnie, czy nadążam za nim. Czy mnie nikt nie porwał i czy aby na pewno nie uciekłam. Wydało mi się to trochę dziwne, ale nie miałam na to wpływu. Wszystko wydaje mi się dziwne, ale jak zwykle nie wiem czemu. W sumie, to zaczynam do tego przywykać, co nie oznacza że mi się to podoba. Mówi się trudno.

Razien zaprowadził mnie na najwyższe piętro i stanął przed ciemnymi drzwiami, w które zapukał. Z wnętrza dobył się niski głos, a on otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka. Podkuliłam ogon i położyłam po sobie uszy, rozglądając się dookoła. Okej. Już wiem,  że pozostawanie w jednym pomieszczeniu z nieznajomymi jest niemiłe. Na szczęście Razien też wszedł, więc instynktownie cofnęłam się aby być bliżej niego i rozejrzałam wstępnie po pokoju. Przy samych drzwiach po prawej stała kanapa, na środku pokoju biurko, przy którym siedział mężczyzna podobny do Raziena, a za nim znajdowało się ogromne okno prowadzące na balkon. Przy ścianie stała też jeszcze biblioteczka, ale to nie ona tutaj była najważniejsza. Wróciłam wzrokiem do siedzącego za biurkiem demona, bo na pewno nim był (nie pytajcie skąd wiem, po prostu wiem). Miał identyczną, czarną czuprynę jak Razien, jednak wyglądał... Dojrzalej. Nie żeby Razien wyglądał jak dziecko, ale wiecie no. Uniósł głowę znad papierów zalegających na jego biurku i uśmiechnął się do mnie serdecznie. Był wampirem, tego byłam pewna, ale jeden z jego kłów był pęknięty i ułamany. Jako drapieżnik poczułam coś w rodzaju współczucia. Wampir wstał i obszedł biurko podchodząc do nas

- Znalazłem ją w lesie. Była atakowana przez skrzaty i... naga. Nie wie jak ma na imię ani skąd jest - usłyszałam głos Raziena, gdy starszy wampir szedł w naszym kierunku. Skuliłam się instynktownie za Razienem przed obcym kładącuszy na boki. Wampir się zatrzymał i spojrzał na syna, a potem na mnie. 

- Wybacz, nie przedstawiłem się. Jestem R.. -

- Raemon - nie zdążył, bo mu przerwałam i w sumie nie wiem czemu to zrobiłam. Wampir zaciął się na chwilę, po czym roześmiał - Tak, jestem Raemon. I pełnię funkcję arcymistrza osady. Miło mi cię powitać w naszych skromnych progach - "stodolnianych progach" chciał pan powiedzieć pomyślałam, bo powiedzenie tego na głos nie było dobrym pomysłem - Jeśli będziesz miała jakieś pytania bądź będzie cię coś trapić, zapraszam do mnie. Razien, daj jej pokój na piętrze i oprowadź po domu. Na razie zamieszka z nami. Mam nadzieję - tu znów zwrócił się do mnie - że nie będzie ci to przeszkadzać? - w pokoju nastała cisza. Nawet Razien który wcześniej nie patrzył na mnie odwrócił głowę mierząc mnie złotymi tęczówkami. Przykucnęłam speszona byciem centrum uwagi i poruszyłam lekko uszami. Raemon widząc moje zakłopotanie spojrzał z powrotem na syna i kiwnął lekko głową. Razien odwrócił się w stronę drzwi, a ja podążyłam za nim nie widząc sensu aby tu zostać. 

Gdy opuściliśmy gabinet rozluźniłam się nieco idąc obok Raziena. Szedł z nieodgadnionym uśmiechem na twarzy, a gdy spojrzał na mnie kątem oka odwróciłam szybko wzrok wpatrując się w podłogę i swoje bose stopy. Usłyszałam cichy i gardłowy śmiech, nie skomentowałam tego jednak. Wtedy do moich uszu dotarł odgłos szurnięcia, którego źródłem nie byłam ani ja ani idący obok mnie wampir. Zastrzygłam uszami, gdy z góry nagle coś upadło. Naczy nie całkiem upadło, bo wisiało do góry nogami. Odskoczyłam do tyłu mrugając z zaskoczenia, a wiszący do góry nogami wampir (wampirzyca?) uśmiechnęła się ukazując swoje długie kły. Spojrzałam zagubiona na Raziena, który nie wydawał się być zaskoczony. Jakby wampiry nagle zwisające z sufitu były czymś normalnym. Chociaż. Co ja się znam. Przecież ja nie wiem nic, a nawet więcej. Wampirzyca zeskoczyła z belki na której wisiała i rzuciła się Razienowi na szyję

- Braciaaak! - pisnęła zadowolona, a ja tylko kucałam speszona metr dalej próbując ogarnąć co tu się dzieje. Siostra Raziena? Razien poczochrał jej włosy, które miała tylko nieco dłuższe niż on i spojrzała na mnie. Miała ten sam odcień tęczówek co Razien i była wyraźnie zadowolona z mojej obecności. Nieświadomie odsłoniłam zęby w ostrzegawczym geście. Nie czułam się bezpiecznie przy tylu wampirach zwłaszcza, że spadały (dosłownie) z nieba. 

- Jestem Rilley Tenebris, miło mi cię poznać. Jak ci na imię? - rozluźniłam się trochę. Miała miły głos, to trzeba przyznać. Mrugnęłam i podniosłam się do bardziej... Ludzkiej (?) pozycji. Jak mi na imię? Spojrzałam na Raziena w poszukiwaniu ratunku. Ten tylko westchnął i pacnął lekko dziewczynę po głowie - Nie pamięta swojego imienia... Co nie znaczy, że ma być bezimienna - uśmiechnął się do mnie wrednie. Zaraz... co? Będą mi wymyślać imię? Uszy opadają. Wampirzyca była wyraźnie zadowolona z takiego obrotu sprawy i złapała mnie za przegub ciągnąc za sobą - Chodź, znajdziemy ci imię! - rzuciła do mnie podekscytowana, a ja nie miałam innego wyjścia jak pójść za nią. Spojrzałam na Raziena, jednak ten za nami nie podążył. Stał na korytarzu i uśmiechał się do mnie wrednie, machając ręką na pożegnanie. Ugh. Niedoczekanie. Ale najpierw będę musiała znaleźć sobie imię. 




KoniecHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin