02

43 5 3
                                    


7:20, wtorek. Chyba najwyższa pora by wstać a marzę o drzemce, przynajmniej o takiej dziesięciu minutowej. Zrezygnowany wstałem z łóżka i szybkim krokiem ruszyłem do łazienki a między czasie chwyciłem ja dżinsy i flanelową koszule z szafy. Na korytarzu minąłem się z moją mamą, która to już z samego rana robi pranie.
- Masz coś do prania? - zapytała
- Dzień dobry. - powiedziałem wchodząc do łazienki. - Nie. - zamknąłem za sobą drzwi i zdjąłem bokserki i podkoszulek, w którym spałem i wrzuciłem do kosza na pranie. Wszedłem do kabiny prysznicowej i wziąłem ciepły prysznic. Wyszedłem odświeżony i pachnący, osuszyłem się a robiąc to zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem ze sobą bielizny. Owinąłem ręcznik wokół bioder i pogoniłem do pokoju po czystą bieliznę.

Szybko ubrałem bokserki. W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, który oczywiście zignorowałem. Wróciłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem i zacząłem układać jakoś moją fryzurę. Okropne koguty mam na tej mojej głowie - pomyślałem. Gdy skończyłem chwyciłem za ubrania i wróciłem do pokoju. Co ja się tak dzisiaj krzątam po tym domu?
Już z rana moc atrakcji! Wchodząc do pokoju poczułem, że robię się cały czerwony. Na moim łóżku jakby nigdy nic siedziała Kim i bacznie mnie obserwowała. Przyjrzała się każdemu centymetrowi mojej nagości. Jak dobrze, że miałem na sobie bokserki. Blondynka zachichotała zakrywając się jedną dłonią. Drugą zaś przeczesała swoje włosy w postaci loków na drugą stronę. Włosy Kimberly to moja mała słabość, zawsze jej powtarzałem, że są tak długie i zdrowe.

- Będę wpadać znacznie częściej skoro paradujesz po całym domu w samych bokserkach. - zaśmiała się jeszcze głośniej nie ukrywając swojego rozbawienia. Chwyciłem za spodnie leżące na podłodze i zacząłem je ubierać.
- Kim nie śmieszne. Skąd miałem wiedzieć, że siedzisz w moim pokoju a tak w ogóle to kto Cie tu wpuścił do cholery?
- Twoja mamusia! Odechciało mi się czekać na Ciebie przed domem.- zaśmiała się kładąc na łóżku. - Masz bardzo wygodne łóżko powiedziała wpartujac się w sufit. Założyła różową bluzę, która dostała odemnie na urodziny, to słodkie.
- Zawsze tak mówisz gdy u mnie jesteś.
- I będę tak mówić!

***
- Kim.. - zacząłem niepewnie. Widzę jej skryte spojrzenia, albo zbyt duże skupienie nad tym gdy coś jej opowiadam.
- Hm..
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Oczywiście. - powiedziała uśmiechając się do mnie promiennie ukazując dołeczki.
- Nie zrozum tego źle Kimberly.
- Kim! - poprawiła mnie co ja zignorowałem - Nie mów do mnie pełnym imieniem.
- Zauważyłem, że... - chwila zawahania. - A jednak nie ważne. - I znów pozycja przegrana. Kolejny raz.

Kolejna godzina w szkole. Ta jeszcze bardziej nudna od poprzedniej. To będzie długi rok szkolny, zdecydowanie długi! Nigdy nie przypuszczałem, że lekcja chemii może być aż tak nudna. Ogółem bardzo lubię chemię ale w mojej poprzedniej szkole ta czwórka na koniec sama z siebie się nie wzięła. Nauczycielka nie tłumaczy tego ciekawie, robi to od niechcenia i aż chce się jej to powiedzieć ale jakoś w drugim dniu szkoły nie chce się wyłamywać.
- Nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Jerry Martinez. - odezwał się nagle chłopak wyciągając rękę w moją stronę. Uścisnąłem ją przedstawiając się. Chłopak był dosyć wysoki. Miał czarne włosy i lekko odstające uszy co lekko mnie śmieszyło. Jego oczy były równie ciemne co włosy. - Czaisz coś w ogóle z tego? - zapytał podtrzymując rozmowę
- Po części. - odpowiedziałem przepisując do zeszytu kolejny przykład.
- Zazdroszczę Ci. Ja w ogóle nie rozumiem.
- To co ty robisz na rozszerzeniu z chemii? - zaśmiałem się- Ile mogę to Ci pomogę. - zobaczymy co wyjdzie z bycia miłym
- W sumie z pracą domową to było by fajnie. - pokwitował. Chłopak znowu wyciągnął rękę w moją stronę uśmiechając się. - Mam nadzieje, że owa współpraca zaowocuje. - uścisnąłem jego dłoń dosyć mocno. Wyczuł to i też wzmocnił uścisk.
Dzwonek przerwał naszą rozmowę. Zadowolony spakowałem książki i wyszedłem z klasy. Już chwilę później obok mnie znalazł się Martinez. I chyba wydaje mi się, że właśnie poznałem nowego kumpla. - Co ty na to abyśmy dzisiaj wyskoczyli na miasto? Jeździsz na desce?
- Możemy wyjść. - powiedziałem. Podeszliśmy do mojej szafki, otworzyłem ją i wyciągnąłem książki do biologii, którą mam teraz mieć. - Jeżdżę od jakichś 6 lat.

SLOWLYWhere stories live. Discover now