MW-Zawsze Wierni

244 12 0
                                    

Chapter 3: Zawsze wierni

Gdy wchodzimy do budynku, panuje spokój i cisza, co oznacza, że jesteśmy sami w środku. Oddycham z ulgą. Nie chcę jeszcze spotkać swoich przyjaciół. Całą swoją uwagę skupiłbym na nich jak robiłem to przez ostatnie lata, a ważniejsze sprawy odsunąłbym na bok. A to nie wchodzi w grę. Kilka minut stoimy w progu, a widmo Syriusza przytłacza nas. W końcu przełamuję się i ruszam w kierunku schodów. Staję w połowie i odwracam głowę, by spojrzeć na Remusa.

-Masz coś przeciwko, bym zajął pokój Syriusza?-na to pytanie wbija we mnie zszokowany wzrok.

Wiem, dlaczego jest taki zaskoczony. Sam prowadziłem wcześniej wewnętrzną walkę na ten temat. W końcu pokój mojego ojca chrzestnego jest przesycony jego obecnością i wspomnieniami. Ale nie ma sensu uciekać. Nic mi to nie da. Nie ma go. I choć myśl ta sprawia, że łzy napływają mi do oczu, taka jest prawda. Zapomnienie o Syriuszu byłoby nie fair. Zasługuje na bycie zapamiętanym. Gdy tylko otwieram drzwi do pokoju, atakuje mnie jedno ze wspomnień. Podchodzę do drzewa genealogicznego Blck'ów i przesuwam palcami po gobelinie aż nie natrafiam na wypalone miejsce z imieniem Syriusza. Z nagłym gniewem zaciskam dłoń w pięść i uderzam w dzieło. Nawet nie zauważam, że znak na lewym nadgarstku znów lśni zielonym światłem.

-Żaden z was, ścierwa, nie zasługuje na upamiętnienie skoro nie ma na nim Syriusza-syczę, odszukując wzrokiem matkę Syriusza-Najwierniejszego z was wszystkich!

Z satysfakcją obserwuję jak fala magi przechodzi przez gobelin, usuwając wszystkich i zostawiając gładką powierzchnie. Wyciągam dłoń do rodowego motta Black'ów i przesuwam po nim palcami. Toujours pur" w mgnieniu oka zmienia się w Toujours fidèle". Opieram czoło o ścianę i przymykam oczy.

-Dla ciebie, Syriuszu. „Zawsze wierni"-szepczę łamiącym się głosem.

Unoszę powieki i patrzę jak na materiale zaczynają pojawiać się nazwiska i podobizny. James Potter i Lily Potter zd. Evans, a zaraz pod nimi moje imię i nazwisko. Kawałek dalej pojawiają się ciemne loki Syriusza, a obok Remus. Niżej cała rodzina Wesley'ów i Hermiona. Dotykam podobizny Syriusza i szlocham cicho. Pociągam nosem i wbijam wzrok w jego imię.

-Nienawidziłeś tego domu, prawda? Nigdy więcej. Zmienię go dla ciebie, choćbym miał budować go od fundamentów. A ty już nigdynie będziesz zdrajcą. Od dziś jesteś najlepszym z nich wszystkich. Zawsze wierny-uśmiecham się delikatnie, starając się nie rozpłakać ponownie.

Po godzinie uspakajania się i płakania nad wspomnieniami wychodzę z pokoju i kieruję się do kuchni. Remus już tam jest. Siedzi przy stole i garbi się na kubkiem herbaty. Gdy wchodzę, wbija we mnie zmęczony wzrok. Podchodzę do lodówki i przeglądam jej zawartość, po czym zaczynam przygotowywać obiad. Po kilku minutach stawiam talerze na stole i w milczeniu zaczynamy jeść. Jestem pewien, że Remus nie zjadłby sam, wymawiając się czymś tak absurdalnym jak „nie jestem głodny". Ale przy mnie nie ma wyboru. Po skończeniu posiłku Remus jednym ruchem różdżki czyści naczynia i wysyła je do szafek. Zamyślony dopija swoją zimną już herbatę. Odchrząkam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

-Chcę ci coś pokazać-mówię zdławionym głosem, a on tylko kiwa głową.

Wstaję i prowadzę go do swojego pokoju. Przepuszczam go w drzwiach przodem. Jak się spodziewałem od razu podchodzi do gobelina. Obserwuję uważnie jego zachowanie. Przesuwa palcami po materiale ze łzami w oczach.

-Ty to zrobiłeś?-pyta cicho i wlepia miękki wzrok w podobiznę Syriusza-Och, Łapo. Pasuje idealnie.Zawsze wierny-uśmiecha się szczerze chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu.

Opowiadania HarrimusWhere stories live. Discover now