Rozdział 2

67 7 2
                                    

Flint bardzo się słuchał, był mega wygodny. Nie wybijał w kłusie, ani w galopie. Miał żwawy, żywy chód. Wydawałoby się, że sam z siebie chce trenować.
Po około 20 minutach jazdy pan Treg ustawił nam dwie stacjonaty o wysokości 50 cm, krzyżaka o środku 60 cm, oksera 80 cm i jeszcze szereg stacjonat i krzyżaków naprzemiennie, gdzie stacjonaty miały 100 cm, a krzyżaki 60 cm.
Zaczęłam galopować. Pierwszą przeszkodą był krzyżak. Żwawy, galop, przed przeszkodą trochę przyspieszyliśmy i SKOK!
- Flint jest taki wygodny! - zawołałam.
- Ma ogromny potencjał do skoków. - powiedział trener.

Resztę przeszkód pokonaliśmy gładko. Szybowaliśmy nad nimi. Flint był posłuszny, reagował na wszystkie pomoce. Byłam zadowolona z rumaka, a nasz trening oczywiście został nagrany, a później umieściłam go na mojej stronie na Facebooku.

- I jak się jeździło? - spytała mnie mama.
- Świetnie! Naprawdę, bardzo wam dziękuję. - odpowiedziałam.
- Czekałaś na niego wystarczająco długo. My jedziemy do domu. Jedziesz z nami czy zostajesz? - powiedział tata.
- Przyjedzcie po mnie tak za godzinę. - odpowiedziałam, ale po chwili się zawahałam. - Albo nie, wrócę dzisiaj autobusem, będę miała więcej czasu.
- Dobrze, to my jedziemy. - powiedziała mama i pocałowała mnie w czoło.
Prowadząc konia za wodze, skierowałam się do stajni.
Przed budynkiem się zatrzymałam. Zdjęłam Flintowi ogłowie, jednocześnie zakładając mu kantar, który - razem z uwiązem - był przywiązany do słupka.
Poszłam od razu umyć wędzidło, a później powiesiłam ogłowie na haczyku w stajni.

Kolejno zdjęłam nauszniki, owijki, siodło i czaprak. Było w miarę ciepło i Flint się trochę spocił, także postanowiłam zostawić czaprak na kominku, aby wysechł.
Owijki otrzepałam z piachu, złożyłam je i włożyłam razem z nausznikami do skrzynki.
Odniosłam siodło na miejsce, po czym wzięłam szczotki oraz kopytkę i poszłam wyczyścić Flinta. Sprawdziłam mu kopyta, a wcześniej przetarłam szczotką grzbiet konia i miejsce pod popręgiem.
Później dałam Flintowi marchewkę i wypuściłam go na padok z innymi końmi. Podczas, gdy szukałam trenera próbowałam dodzwonić się do Rosie i Toby'ego, gdyż dalej nie wiedziałam czy przyjdą na " imprezę ".

W końcu znalazłam pana Trega, pożegnałam się z nim, później poszłam jeszcze raz do Flinta. Tym razem dałam mu jabłko i przy okazji sprawdziłam czy dogaduje się jakoś z innymi końmi.
Zaprzyjaźnił się z Blue, klaczą Rosie.
Pocałowałam konia w chrapy i szłam pospiesznie na autobus.

Po około 15 minutach dotarłam do domu. Zadzwoniłam do furtki, ale nikt mi nie otwierał, więc postanowiłam otworzyć ją kluczem, który wyjęłam z plecaka.

Gdy doszłam do drzwi wejściowych, nie musiałam się wysilać. Wystarczyło nacisnąć klamkę i wejść.

W domu nie zostałam nikogo. Bardzo mnie to zdziwiło. Przez chwilę byłam wręcz przerażona.

Poszłam na górę, przebrałam się w legginsy z dziurami na kolanach i czerwony T - shirt z nadrukiem Mickey Mouse.

Spięłam włosy w niedbałego koka, który i tak wyglądał ładnie.
Po chwili dostałam sms'a.
- zejdź do ogrodu - mama
Zrobiłam tak, jak było napisane w sms.
Weszłam i mnie zamurowało.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 27, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z pamiętnika koniary.Where stories live. Discover now