Rozdział siódmy, część druga: Nightmare

650 46 7
                                    

Słów: 2313


A może miał rację? Może rzeczywiście to ja potrzebuję pomocy?




Światło.

Ciepłe promienie porannego słońca świecą bez opamiętania prosto w moje oczy. Mrużę je i podnoszę ospały dłoń, zasłaniając nią rażące słońce.

Gdzie jestem? Ile spałem?

Ból. Czuję ból. W całym ciele. Okropnie boli mnie głowa i nie mogę wstać. Syczę, łapiąc się za nią odruchowo i zamykam z powrotem oczy, wzdychając ze zmęczenia. Mam ochotę znów zasnąć.

- Obudził się. - mruczy ktoś po mojej prawej, jednak jakikolwiek w tym momencie ruch wydaje się być niepotrzebny i zbyt trudny do wykonania, by dowiedzieć się kto jest obok i gdzie jestem. Leżę na czymś twardym.

Nie pamiętam jaki jest dzień, pora roku i co się stało. Ale to chyba jesień.

Chłodny wiatr muska moją twarz. Biorę głęboki wdech, rozkoszując się świeżym powietrzem, które przenika do mojego ciała.

- Mmm - mruczę i unoszę dłoń w stronę, z której przed chwilą usłyszałem głos.

Ktoś mnie za nią łapie. Lekko przytrzymuje za końce moich palców. Uchylam jedno oko. Widzę tatuaż, opaloną, chudą dłoń i palce, które delikatnie trzymają moje. Rozpoznaję je.

- No w końcu! - słyszę z drugiej strony głos Marty, więc odwracam głowę i próbuję się podnieść. - Harry, słońce, leż.

- Marta? - jęczę, robiąc przy tym głupkowatą minę i znów opadam na coś twardego. To chyba ławka. W moim ogrodzie.

A on nadal trzyma moją dłoń. 

- Kiedy się obudził?

- Przed chwilą. - odzywa się ochrypłym głosem, pozbawionym jakichkolwiek emocji. Odwracam wzrok w jego stronę.

Jego twarz wydaje się inna niż wtedy, gdy widziałem ją po raz ostatni; nie pamiętam jak dawno. Nie jest już szczęśliwa i pełna życia, tak jak w szklarni. Nie ma tu kwiatów, które mogłyby sprawić, że Louis się uśmiecha, a obok jego oczu pojawiają się zmarszczki, które krzyczą do ciebie, żebyś ty też się uśmiechnął, bo takie chwile nie zdarzają się często, a ty jesteś szczęściarzem, mogąc być tu, właśnie teraz.

Zamiast tego widzę zmęczoną, postarzoną o parę lat, siną twarz chłopaka, który siedzi obok mnie na trawie i trzyma mnie za rękę, jak gdyby nigdy nic. Jego dłoń jest ciepła. Louis patrzy na mnie, a ja od razu czuję, jak całe to ciepło przenika przez moje ciało, dopływając w każdy, najdalszy zakamarek, aż do mojej martwej duszy.


Patrzy na mnie.

Dlaczego to robi? Dlaczego nadal trzyma moją rękę i siedzi tuż obok? Jak długo tu jest?

Przypominam sobie.

Przypominam to, jak bardzo szczeniacko zachowuję się przy Louisie, choć wcale nie chcę. Nie kontroluję tego. Nie kontroluję swojego zachowania, choć mam dwadzieścia jeden lat i pierdoloną pracę, która polega na rozmawianiu z ludźmi i pomaganiu im w kontrolowaniu ich zachowań. Nie potrafię zachowywać się jak zawsze przy chłopaku, który pyta o rzeczy, o których nie chcę rozmawiać. Który pojawił się znikąd i zmienił wszystko. Zmienił już wtedy, gdy jeszcze nie stał w moim ogrodzie, a ja nie paliłem papierosa.

Flowers (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz