21. Barwy przodków

248 22 3
                                    

Po popołudniu spędzonym w piwnicy Ron, Harry, Hermiona, George i Ginny postanowili na razie nie mówić o swoich znaleziskach rodzicom. Pomyśleli, że i tak mało jeszcze wiedzą, więc nie warto zamęczać państwa Weasleyów tym, że prawdopodobnie mają jakiegoś nieznanego przodka. Harry przestał zaprzątać sobie głowę przemyśleniami dotyczącymi kociołka. Tego samego dnia wieczorem poprosił Hermionę o fragment Proroka Codziennego, który wcześniej znaleźli w Pokoju Życzeń, aby go szybko raz jeszcze przeczytać. Przypomniał też sobie o tekście z książki znalezionej w bibliotece. Żadne z tych źródeł nie wydawało się być specjalnie ważne, szczególnie że w Proroku wspomniano o tym, że Malfoyowie przyjaźnili się dawno temu z Weasleyami. Aż mu się chciało w to wierzyć. Zatem gdy rano się obudził i w kącie pokoju dostrzegł jedynie powoli unoszący się brzuch i otwarte usta Rona, sięgnął po cichu po gazetę. Rzeczywiście nie ma tu nic aż tak ważnego, pomyślał. Rzucił Proroka na parapet, położył się na boku, zaciągnął kołdrę na głowę i zamknął oczy... Po chwili kroczył z dumą po jakimś korytarzu. Miał na sobie długą, lśniącą, czerwono-złotą szatę, a za pasem tkwiła różdżka schowana w bursztynowym mieczu. Kroczył tak i kroczył, gdy stanął twarzą w twarz z innym czarodziejem. Siwe, cienkie włosy sięgały mu do pasa, a szata była szmaragdowo-srebrna. Czarodziej powiedział, że jego daleka rodzina wkrótce zginie i żeby się tak nie puszył...

- NIEEEE!!! - wrzasnął Harry, budząc się i siadając. W nogach jego łóżka siedział przerażony Ron.

- Stary, co to było? - zaniepokoił się.

- Miałem sen... - zaczął Harry. - Byłem Godrykiem Gryffindorem... a w każdym razie tak wyglądałem. Potem przyszedł do mnie Salazar Slytherin mówiąc, że moja rodzina nie żyje czy jakoś tak...

- Na brodę Merlina... - jęknął Ron. - I co, myślisz, że to ma coś...

- Nie, raczej nie. - wtrącił Harry. - To raczej nie ma nic wspólnego z waszą rodziną. To by się tobie śniło, a nie mnie. Przecież nikt z was nie umarł!

- No niby nie, ale spójrz na to inaczej. - rzekł Ron. - Pamiętasz tę przepowiednię, którą usłyszeliśmy w Gospodzie pod Świńskim Łbem? No tę, co Trelawney powiedziała Aberfothowi Dumbledore'owi w kryształowej kuli. - dodał widząc niepewną minę Harry'ego. - Tam było coś takiego, że jedna osoba z rodziny będzie strasznie cierpiała... Że wyzdrowieje, ale po długim czasie...

- Dobrze mówisz. - powiedział powoli Harry kiwając głową. - To jest myśl. Myślisz, że trzeba powiedzieć o tym reszcie?

- Ale o czym dokładnie? Bo wiesz, to był tylko sen. Chyba nie trzeba się aż tak przejmować.

Harry mimo woli przyznał mu rację. Po jakimś czasie oboje się ubrali i zeszli na dół do kuchni. Byli już tam wszyscy poza Hermioną, Ginny, George'em i Charliem. Pan Weasley siedział przy stole i czytał ,,Proroka Codziennego'', Bill popijał miód pitny, a pani Weasley stała z różdżką w ręku i wstawiała różne rzeczy do samokrojenia, samopieczenia itp. Gdy Ron zapytał, co jest na śniadanie, omal nie uderzyła się głową w szafke.

- Co jej jest? - szepnął Ron do Billa.

- Percy. - mruknął znacząco Bill, nie odwracając wzroku.

- Musi jej być naprawdę ciężko. - rzekł Harry opadając na krzesło obok Billa. - Gdzie reszta?

- Śpią. - odparł Bill. - Tato? Piszą coś ciekawego?

- Nic takiego. - powiedział pan Weasley, opuszczając gazetę sprzed nosa. - Kibice Armat z Chudley domagali się sprzedaży meczu przez Zjednoczonych z Puddlemere. Nie rozumiem, jak można się aż tak stoczyć..

Harry i Ron właśnie pochłaniali tosty z dżemem, gdy do kuchni weszły Hermiona i Ginny. Obie miały spięte miny, jakby długo utrzymywały ważną informację.

- Co wam się stało? - zainteresował się Ron.

- Później. Później wam powiemy. George'owi też. - odrzekła Hermiona.

- A my z Charliem to co? - obruszył się Bill.

- Czy to coś wspólnego z al..

- Tak, i to nawet więcej, niż tylko z tym. - rzekła Ginny. - Tak, Bill, was też to dotyczy.

Na śniadaniu zjawili się wszyscy domownicy. Jednak po chwili Hermiona zerwała się z miejsca i pociągnęła Rona za włosy.

- Auu! Za co?! - wrzasnął chłopak.

- Za nic. Chodź szybko. - rzuciła Hermiona i spojrzała znacząco na Harry'ego, Billa i Charlie'ego, którzy od razu wstali, idąc za Ginny. Obie zaprowadziły wszystkich do swojego pokoju i pokazały znaleziony wcześniej album. Hermiona opowiedziała po krótce o nim Billowi i Charlie'emu.

- Czyli myślałaś o tym, tak? - upewnił się.

- Mało tego! Ona w nocy zakradła się do piwnicy, by zabrać więcej nietypowych rzeczy. - zawołała Ginny.

- Bo widzicie... to nie jest zwykły album. Nie, Harry, nie myl tego z dziennikiem Toma Riddle'a! - dodała szybko Hermiona, widząc wykrzywioną twarz Harry'ego. Ten natomiast popatrzył jeszcze dziwniejszym wzrokiem na przyjaciółkę, zastanawiając się, od kiedy ona ma moc legilimencji. - Ten album zawiera zdjęcia, ale musiał być czymś ważnym w rodzinie Gryffindorów. Gdy otworzy się na ostatniej stronie, zaczyna świecić. On chyba wyczuwa różne stare pamiątki po ich rodzinie w okolicy. Najwyraźniej w piwnicy musi ich być cała masa, ale nie sprawdziłam tego, bo to musimy zrobić razem... i chyba pora na poinformowanie waszych rodziców.

- Zaraz... czegoś nie rozumiem. - rzekł George. - Dlaczego ten album nie świecił i nie piszczał, gdy go wczoraj otworzyliśmy?

- Bo nie otworzyliśmy go na ostatniej stronie. - wyjaśniła Hermiona. - A z tego, co przeczytałam, to...

- Gdzie przeczytałaś?! - zawołał Ron niecierpliwie.

- W Najstarszych rodach czystokrwistych czarodziejów, i proszę, nie przerywaj mi. - rzuciła Hermiona ostro. - Przeczytałam w rozdziale o tego typu pamiątkach, że świecą one na dany kolor wtedy, gdy w pobliżu znajdują się najmłodsi członkowie danej rodziny, ALBO najmłodsi członkowie powiązanej z nimi rodziny, najprawdopodobniej przez małżeństwo. Rozumiecie?

- Trochę. - odrzekł Bill. - Czyli mamy z tego rozumieć, że...

- ...nasza rodzina jest powiązana z... - jęknął Charlie.

- ...Gryffindorami? - bąknął George. - Ale na jaki kolor miałby świecić ten album? No i przecież byłaś tam z Ginny, ona jest najmłodsza z rodziny, więc powinnyście mieć już jakieś ślady.

- Jeśli chodzi o kolory, to wychodzą barwy tego domu, w którym było przynajmniej ćwierć rodziny. W waszym przypadku wszyscy trafili do Gryffindoru i mamy już w sumie odpowiedź, dlaczego.

- Co do drugiego pytania - odezwała się Ginny. - jedna ja to za mało, by wprawić album w życie. Muszą tam być ostatni potomkowie, czyli wy wszyscy.

Cała piątka wpatrywała się w Hermionę i Ginny z osłupieniem. Sprawda była bardzo tajemnicza. Wspólnie zeszli do piwnicy i usiedli na podłodze. Hermiona otworzyła album na ostatniej stronie i ku wcześniejszym opowieściom zaświecił się w czerwono-żółte paski.

- I co teraz? - zapytał Ron.

- Teraz powinniśmy przejść się z tym albumem między regałami w piwnicy. - odrzekła Hermiona. - Jeśli są tu jakieś pamiątki, to powinny się one lekko trząść.

Hermiona obeszła się z albumem wokół piwnicy, lecz nic się nie stało. Pokręciła głową i podała książkę Ronowi i Ginny.

- Wy to musicie zrobić. Jesteście najmłodsi.

Obaj zrobili to samo co Hermiona i nagle kilka przedmiotów z wielkim hałasem pospadało z półek, okropnie się trzęsąc. Były tam dwie stare różdżki, długa czerwona szata, parę małych rupieci i... mały kociołek z wygrawerowanym napisem:

WŁASNOŚĆ ALEXA, JOANNE I GODRYKA GRYFFINDORÓW - UPRZEDNIO SKRADZIONY PRZEZ SYBIILĘ M. (960 r.).

Stara Tajemnica Nory ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant