rozdział I

55 1 0
                                    

   Wstaję i patrzę w lustro. Biorę głęboki wdech który następnie powoli wypuszczam. Związuje moje włosy w kucyka choć wiem, że akurat dzisiaj wypadałoby wykazać się większą kreatywnością i zrobić z nimi coś innego. Wieczorem przyjadą goście, więc po obiedzie zacznę się szykować. Może nawet się pomaluję chociaż nie odnajduję się w szminkach, maskarach i innych cudach. Nigdy się nie malowałam ponieważ tego najzwyczajniej w świecie nie potrzebowałam. Dzisiaj są moje 16 urodziny. Przeżyłam już naprawdę bardzo pięknych 16 lat. Życie obdarzyło mnie niesamowitym darem. Potrafię porozumiewać się ze zwierzętami i przyrodą. Już jako dziecko samym wzrokiem potrafiłam sprawić że przekwitnięte kwiatki zaczęły kwitnąć na nowo. Jeśli zechcę, każde zwierzę stanie mi się posłuszne. Jest jednak jeszcze jedna rzecz. Swoim dotykiem potrafię leczyć innych zabierając ich ból. Moja mama odczuwała tę moc nawet zanim się urodziłam. Wie o tym tylko mama - tata zmarł zanim się urodziłam - oraz moja najlepsza przyjaciółka Louise. Wolałabym żeby i tak zostało. 

   Jest jeszcze wcześnie a mama śpi, więc postanowiłam pójść do mojego konia. Jest on 5 letnim ogierem sprowadzonym z Irlandii. 

- Shadow! - zawołałam. Koń odpowiedział cichutkim rżeniem. Jest ze mną od dwóch lat, a zaraz po Louise jest moim najlepszym przyjacielem. Trzymam go w przydomowej stajni i spędzam z nim prawie każdą wolną chwilę. Wzięłam torbę ze szczotkami i zaczęłam go szczotkować.

- Najlepszego moja magiczna szesnastko! - Od razu poznałam ten głos. To była Louise. Uściskała mnie mocno i kazała zamknąć oczy. Kiedy je otworzyłam na mojej szyi wisiał srebrny naszyjnik z zawieszką księżyca. 

- Jest cudowny. Dziękuję.

- Cudowny, lecz nadal nie tak cudowny jak ty. No, to jak zamierzasz spędzić dzisiejszy dzień? 

- Wieczorem przyjeżdżają goście, oczywiście ty też możesz wpaść. Będzie dobre jedzenie i tort który upiekła moja mama. A teraz szykuje się na wyjazd w teren - muszę przygotować się na rodzinny zamęt.

- Dzisiaj nie dam rady, przyszłam tylko wręczyć Ci prezent. Za to jutro spędzę z Tobą cały dzień! - uściskała mnie jeszcze raz na pożegnanie, pogłaskała rumaka i zniknęła. 

   Osiodłałam konia i ruszyłam w las moją ulubioną ścieżką. Często nią jeździłam, więc znałam ją na pamięć. Za niecały kilometr znajduje się nasze ulubione jezioro przy którym się zatrzymujemy. Shadow uwielbia wodę więc mamy przy tym dużo zabawy. Jest to moja ulubiona forma wypoczynku. Koń i ja. Słońce delikatnie przedziera się przez liście i pada na moją twarz. Jedynym odgłosem obijającym się o moje uszy jest cichy stukot końskich kopyt. Mimo sprzyjających warunków, znów ogarniam mnie to niewiadome uczucie tęsknoty. Lubię swoje obecne życie jednak odkąd pamiętam towarzyszy mi świadomość tęsknoty za czymś czego nie potrafię opisać. Jakbym była z innego świata, za którym bardzo tęsknię. 

   Moje rozmyślenia skończyły się w chwili kiedy dojechaliśmy do jeziora. Zeskoczyłam z konia i ruszam w stronę przewalonego drzewa na którym zawsze siadam. Idę spokojnym i pewnym krokiem jednak potykam się o wystający z ziemi korzeń i upadam. Czuję ogromny ból głowy i momentalnie zasypiam. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Straciłam poczucie czasu. Kiedy z ledwością otwieram oczy czuje się inaczej. Nie widzę już drzew, ani konia, nie widzę nawet strumyka. Jedyne co widzę to tylko łagodnie błękitne niebo a pod sobą czuję... kamień. Ten sam kamień o który uderzyłam się upadając. Musiał być ostry ponieważ krwawię. Doskwiera mi okropnie przeszywający ból, boje się że w końcu się wykrwawię. Tracę siły. Mimo wszystko mam nadzieję że to tylko sen z którego zaraz się obudzę. Kolejny raz tracę przytomność.

  Powoli się wybudzam jednak moje powieki wydają się być zbyt ciężkie żebym mogła je otworzyć. Nie wiem gdzie jestem i nadal czuję ból. Z drugiej strony czuję spokój bo musiałam się już poddać. Po chwili słyszę głosy:

- Kto to? Jaka ona cudowna! 

- To prawda. Swoją urodą przewyższa nawet królową Galadrielę. 

- Jak się tu znalazła? Czy przeżyje?

Czuję jak ktoś delikatnie obmywa moją twarz mokrą szmatką.

- A ty Legolasie, co o niej sądzisz?
- Jest piękna, odpowiada cicho. - Wiem że wypowiedziała to osoba która właśnie obmywa mi twarz, ponieważ wyraźniej słyszałam jej głos. Po chwili czuję jak ktoś unosi moje bezwładne ciało, jednak nadal nie mam siły by otworzyć oczy.

   Chyba wreszcie odzyskałam chociaż część moich sił bo nawet czuje się lepiej i w końcu otworzyłam oczy. Znajduje się w pięknym, jasnym pokoju z ogromnym oknem. Sama leżę na dużym łóżku w świeżej pościeli. Kim były te osoby których słyszałam głosy? Co ja tu w ogóle robię? Gdzie jest Shadow? Gdzie jestem ja?! Jestem zmieszana. Nie mam pojęcia gdzie właśnie jestem i kim są te osoby które mnie uratowały. Siadam na łóżku i w tym samym momencie drzwi komnaty się otwierają.

- Witaj. Nazywam się Legolas i jestem księciem Mrocznej Puszczy, a ty jesteś?

Czuję na sobie jego wzrok. Serce bije mi tak mocno i tak bardzo się stresuję że chyba nie dam rady nic powiedzieć. Po chwili jednak odpowiadam:
- Lily. Jestem Lily.
- Znaleźliśmy Cię na brzegu mrocznej puszczy. Byłaś nieprzytomna i zakrwawiona. Jak się tu znalazłaś i skąd pochodzisz?
- Obawiam się że nie odpowiem Tobie na to pytanie. Nie wiem jak się tutaj znalazłam.

- Twoja rana jest głęboka i wygląda na niebezpieczną. Została zszyta, lecz przez najbliższy czas musisz odpoczywać.

W tej chwili do pokoju wszedł dość wysoki starzec z jasną i długą brodą.

- Jestem Gandalf biały, i niestety muszę Cię poinformować że nie możesz wrócić tam, skąd przybyłaś. O reszcie powiem Ci jutro. - oznajmił przyjaznym tonem i wyszedł. Za nim ruszył Elf, jednak jeszcze zatrzymał się obok mojego łóżka i dodał:
-Czegokolwiek potrzebujesz, mów. Jesteś pod naszą opieką, Lily.
Wymieniliśmy długie spojrzenie. On ma najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam i jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek istniały! Ich niebieska głębia przeszywała moje serce na wylot. Uśmiechnął się niepozornie i wyszedł, a ja czuję jak powoli odpływam.

kroniki LilyWhere stories live. Discover now