Nie mogę żyć wiecznie

735 63 30
                                    

⚠ Część łamiąca serduszko ⚠

Minął tydzień od męczeńskiej śmierci kurczaka. Ja zerwałem już z Olą, przeżyła to zaskakująco dobrze. Twiggs zerwał z Laney ale ona powiedziała, że się zemści. Mam nadzieję że nie zrobi nic głupiego. Mój związek z Twiggsem się rozwija. Staramy się przełamać i powiedzieć im o nas. Za to z Zimem jest coraz gorzej. Izoluje się od nas. Nie przychodzi na spotkania, nie odpisuje na SMS'y, na lekcjach jest nieobecny i przestał się w ogóle uśmiechać. Boję się o niego.
- Hej Twiggy.
- Hmm?
- Jak myślisz co się dzieje z Zimem?
- Nie wiem Manny. Ale boję się. On jest taki nieobecny. Chyba ma jakieś problemy...
- Sądzę że powinniśmy z nim pogadać. Okazać wsparcie czy coś...
- Masz rację. Musimy z nim jutro porozmawiać.- Pocałowałem go w czoło. Włosy z grzywki zaczęły mu już odrastać. Były takim miękkim króciutkim meszkiem. To było takie nieprawdopodobnie urocze. Nie miałem zamiaru naciskać ale coraz częściej chciałem już go mieć. Im dłużej musiałem na to czekać tym większą miałem na niego ochotę. Ale nie mogę go popędzać... Sam musi zdecydować, że tego chce.
- Kocham cię Twiggy.- Nie odpowiedział. Patrzył przez chwilę na telewizor, poczym gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Marilyn jak sądzisz, czy powinniśmy im już powiedzieć? Dobija mnie ta zmowa milczenia. Chciałbym, żebyś trzymał mnie za rękę, kiedy idziemy korytarzem i przytulał mnie, kiedy inni mi dokuczają.- wyznał Jeordie.
- Kochanie jeżeli właśnie tego chcesz to tak się stanie.- odparłem przytulając go najmocniej jak mogłem.
- Kocham cię Brian.
**************
To katolickie piekło zaczyna się robić nieznośne. Stwierdziłem, że skoro i tak mamy im powiedzieć to mogę już spokojnie iść z Twiggy'm za rękę. Tego dnia nie było w szkole ani Pogo, ani Zima, ani nawet Berkowitz, który był takim kujonem, że od połowy roku nawet się raz nie spóźnił. Wracaliśmy sobie spokojnie do domu. Nie przeszkadzaliśmy nikomu, aż zaczepił nas Drake szkolny dupek, kapitan drużyny piłkarskiej.
- Patrzcie no, pedały wreszcie zaczęły się spotykać. Ej Warner mam nadzieję że nie masz nic przeciwko jeżeli pobawię się trochę twoją laleczką.- To mówiąc chwycił Twiggy'ego za włosy i cisnął nim o ścianę.
- Ty pierdolona kupo gówna! Zostaw go w spokoju. Zaraz ci zrobię z ryja pokrowiec na toster!- próbowałem podbiec do Jeordie'go, przytulić go i obronić, ale dwóch zjebów trzymało mnie sztywno. Drake podszedł do Twiggsa i zaczął go kopać. Nie oszczędził najmniejszego skrawka jego ciała. Widziałem krew płynącą z jego pięknego nosa i rozbitego czoła. Coś lodowato zimnego ścisnęło mnie za serce. Ten dupek podniósł mojego księcia za włosy i czaczął podnosić mu sukienkę.
- Skoro ten pedał mógł cię dotykać, to ja na pewno też, co nie dziwko? Dajesz dupy za szminkę, prawda?- Syknął zdejmując z Twiggy'ego sukienkę. Ta nic nie warta kupa gówna dotykała mojego chłopaka. Słyszałem szloch Jeordie'go, jak prosił tego bydlaka o litość.
- P-proszę n-nie rób mi krzywdy. Ja-ja nic c-ci ni-nie z-zrobiłem. B-błagam p- -puść mnie. - Był przerażony. Czułem jak moje serce rozpada się na kawałki, a wnętrzności zmieniają się w kamienie. Zmusili mnie bym patrzył jak robi z mojego wspaniałego Twiggsa dziwkę. Nie mogłem nic zrobić. Z moich oczu ciekły łzy a każdy krzyk Twiggy'ego wypalał dziurę w mojej pamięci. Wyrywałem się na wszystkie sposoby, ale nie mogłem się ruszyć. Splunąłem jednemu dupkowi w twarz co poskutkowało ciosem w żołądek. Upadłem z jękiem na kolana.
- Manny!- krzyknął pół przytomny z bólu Jeordie. On przejmował się tym jednym ciosem nawet po tym co mu zrobili. Pomimo tego wszystkiego bał się co mogą mi zrobić.
- Onienienie, nie tak mam na imię. Ach już rozumiem chodzi ci o tego klauna.- wskazał na mnie
-Może moglibyście się z nim trochę pobawić?- powiedział swoim przydupasom. Zaczęli mnie okładać po brzuchu i twarzy. Jeden z nich wykręcił mi rękę tak, że coś trzasnęło.
Twiggels płakał i błagał Drake'a żeby mnie nie krzywdził. Spojrzałem w piękne, niewinne, brązowe oczy mojego słodkiego księcia i odnalazłem tam jedynie ból i przerażenie. W tej chwili zacząłem błagać wszystkie znane mi bóstwa żeby ktoś go ocalił. Nie mnie. Ale chociaż jego. Ja sobie na to zasłużyłem. On nie. Zawsze był miły i uprzejmy. Twiggs nie skrzywdził by muchy. A w zamian dostał to. Tylko dla tego, że zadawał się ze mną. Cierpiał dla tego, że miałem na pieńku z tymi kurwami. Odpływałem. Złamana kość przebiła skórę i poharatała żyły. Bardzo szybko traciłem krew. Jednak nie pozwoliłem sobie na utratę przytomności. Widziałem jak ktoś podbiega do Drake'a. Był prawie jego wzrostu. Dopiero później zobaczyłem, że to Zim Zum. Zaczął krzyczeć i szarpać Drake'a, który stał nad nieprzytomnym ciałem Jeordie'go.
- O kolejna dziwka do kompletu. Mało ci tego co było w szatni Linton? Przyszedłeś po więcej? Hej, chodźcie no tu! Timothy przyszedł po więcej!- Te dwa kutasy rzuciły mną o ścianę i ruszyli w stronę Zima. Zdarli z niego bluzę pokazując setki siniaków i skaleczeń, które za pewne były ich dzięłem. Zaczęli go bić. Tłukli go przez prawie pół godziny. Ja tym czasem zatamowałem krwotok i zacząłem podpełzać do Twiggy'ego. Chciałem go po prostu przytulić, zapewnić, że to był tylko sen, że nic mu nie grozi. Zauważyli mnie. Drake przygniótł mi dłoń stopą łamiąc mi wszystkie palce.
- A gdzie to się robak wybiera? Czy ja ci kurwa pozwoliłem się ruszyć?- Spojrzałem na niego z nienawiścią. Chciałbym go zabić w najboleśniejszy możliwy sposób. Kopnął mnie w głowę. Straciłem przytomność. Jedynym co pamiętałem było odległe wycie syren. Może go uratują.
**************
Obudziłem się w szpitalu. Miałem rękę w gipsie. Zostałem opatrzony i podłączony do kroplówki z jakimś płynem. Ale szczeże miałem to w dupie. Chciałem się dowiedzieć co się stało z Twiggsem. I z Timem. Cholera co oni mu zrobili! Stanął w naszej obronie chociaż miał prawo tego nie zrobić. Musiał się cholernie bać a jednak odciągnął od nas ich uwagę. Będę mu za to wdzięczny do końca życia. Wstałem, wyrwałem welfron z ramienia i zacząłem ich szukać. Pierwszego znalazłem Twiggy'ego leżał w sali obok. Miał złamany nos i 2 żebra.
- Twiggels!
- Manny!
- O cholera jak ja się cieszę że tu jesteś.
Przepraszam Twiggs miałem cię bronić, ochraniać przed takimi jak oni, a ja nic nie zrobiłem. Jestem beznadziejnym chłopakiem. Pobili cię i skrzywdzili tylko dla tego, że się z nimi kłóciłem. To była zemsta na mnie. Błagam wybacz mi.- nie kontrolowałem łez spływających po moich policzkach. Spojrzałem w jego kochane, prześliczne oczy i nie znalazłem tam cienia zarzutu, tylko wielką, bezwarunkową miłość. On również płakał. Kiedy usiadłem wtulił się we mnie.
- T-to nie t-ywoja wina. N-nic nie mogłeś z-zrobić. O-oni nie z-zrobili tego t-tylko d-dla tego ż-że się z n-nimi kłuciłeś. T-to La-laney na-nasłała ich na mnie. T-ty by-byłeś t-tam p-przypadkiem. N-nie pobiliby cię g-gdybyś nie b-był tam ze m-mną. - na wpół powiedział ,na wpół wyszlochał Twiggy.
- Gdyby nie Zim...
- Właśnie a c-co z Zimem
- O kurwa musimy go znaleźć! Gdyby nie on nie wiadomo co by się stało.-
Wypadliśmy z pokoju i pognaliśmy na recepcję. Zapytaliśmy o Tima. Dyżurna smutno pokiwała głową i powiedziała, że lekarze właśnie spisują akt zgonu.
- J-jak to akt zgonu?! To nie może być prawda! Pani się pomyliła. Timothy Linton. On nie mógł zginąć! Manny powiedz coś!- płakał Jeordie. Byłem zbyt zszokowany żeby się ruszyć. Łzy spływały po moich policzkach po raz kolejny tego dnia. Część mnie nie chciała w to uwieżyć. Wierzyłem, że zaraz wyskoczy zza rogu wręczając pielęgniarce 20 dolarów i nabijając się że daliśmy się nabrać. Jednak druga część wiedziała, że to co ona mówi jest prawdą. Widziałem co mu zrobili. Dostał w głowę zbyt wiele razy, żeby mógł to przeżyć.
- M-możemy go zobaczyć. Był naszym przyjaciem.
- Był?! Czemu mówisz o nim w czasie przeszłym! On JEST naszym przyjacielem. Gdzie on leży? Zaraz skopię jego leniwy tyłek.- głos mu się załamał. Sam nie wieżył w to co mówi. Wskazała nam salę ale uprzedziła, że raczej nie będziemy mogli wejść. Podeszliśmy pod wskazane drzwi. Były ze szkła, więc widzieliśmy jego sztywne, zimne ciało. Miał sine wargi a ze wszystkich jego ran już nie leciała krew. Monitory, do których był podłączony wydawały głośny jednostajny dźwięk. To było coś strasznego. Zazwyczaj uśmiechnięty i żwawy Zim leżał teraz martwy na łóżku szpitalnym. Zginął śmiercią jakiej nigdy nie chciał. A to wszystko moja wina. To przezemnie zginął. To ja go zabiłem. Patrzyłem pusto, oczekując choć najmniejszego ruchu. Twiggy zaczął wołać go po imieniu, a kiedy zwłoki nie zareagowały wybuchnął płaczem i wtulił się we mnie. Obiąłem go opiekuńczo czując łzy palące mnie w policzki. To się nie mogło dziać. To jakiś pierdolony koszmar.
***************
Staliśmy na cmentarzu patrząc jak opuszczają do grobu trumnę z jego ciałem. Pogo stał wciąż nie mógł przyswoić, tego co się wydarzyło. Berkowitz płakał. Tak samo zresztą jak Twiggy. Ja nie czułem już nic. Po prostu wielką pustkę, której nic nie było w stanie wypełnić. Tim był... Był jak rodzina. Dodatkowo czuję się odpowiedzialny za jego śmierć. Żył by nadal gdyby mnie nie znał. Dlaczego to musiało się stać. Kurwa! Dlaczego właśnie on musiał się tam znaleźć?! Gdyby nie ja Zim żył by nadal.

______________________________________
Ten rozdział był mega smutny(przynajmniej dla mnie). Ale uważam, że i taki był potrzebny. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Postaram się naprawić to w następnych rozdziałach. Ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję że mimo wszystko ten rozdział nie był taki zły.

Mem na zgodę? Nie? Ok :c

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Mem na zgodę? Nie? Ok :c

Ps: przygotujcie się na jeszcze trochę dramatu.

Jesteś szatanem?Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum