1. Raz na wozie, raz pod wozem

85 6 10
                                    

Pewnego jakże pięknego, słonecznego dnia w Tamriel, a dokładniej jednej z jego prowincji - Skyrim, zalesionym traktem zmierzały trzy wozy. Na pierwszy rzut oka nie było w tym nic podejrzanego, ale kiedy ktoś się uważniej przyjrzał mógł dostrzec, że wszyscy ich pasażerowie mają związane ręce. Byli to przeważnie ,,buntownicy" jak ich określało cesarstwo z armii gromowładnych, a w tym ich przywódca - Ulfric Gromowładny. Uważał, że Skyrim powinno należeć do nordów* i to oni powinni tam rządzić. Słusznie zresztą, ale jak widać cesarz Titus Mede II nie podzielał tej opinii. Siedziały tam również inne osoby pochwycone przez cesarskich i skazane na ścięcie w Helgen.  

Pośród całego tego zbioru znajdowała się piątka przyjaciół z czasów dzieciństwa. Gdy najstarszy z nich osiągnął pełnoletność** ich drogi się rozeszły i nie spodziewali się, że jeszcze się spotkają, a jednak...  

Postawny nord o mocno zarysowanej szczęce, oczach koloru lodowatego morza i krótkich, lekko kręconych blond włosach, któremu na imię Jesper. Carter -niewysoki bretończyk z lekko ułamanym nosem, brązowymi oczami i zmierzwionymi czarnymi włosami. Miedzianowłosa, kształtna nordka z szarymi oczami i okrągłą buzią z pełnymi ustami o wdzięcznym imieniu Lucia. Drobna nawet jak na dunmerkę Diana o zielonych oczach i sięgających do pasa prawie czarnych, prostych włosach i szczupły redguardczyk z piwnymi oczami i brązowymi włosami - Iravan. Cała ta piątka siedziała na jednym z wozów, związana i zszokowana spotkaniem po latach.

-Mogli by nas przynajmniej zabić w jakimś bardziej urokliwym miejscu niż Helgen... - przerwał ciszę Iravan.

-Albo najlepiej wcale. - westchnęła Lucia. -Widzicie wóz za nami? Kto tam siedzi? Jeśli tam dojedziemy on też zginie, a razem z nim duch walki gromowładnych...

-Zamknąć się parszywe kundle! - uciszył ich żołnierz woźnica. Carter spojrzał na niego spode łba.

-Zapłacisz mi za tą zniewagę. - wycedził przez zęby.

-Jeszcze zobaczymy. Kundlu. - tego już było za wiele...

-Diana. Pamiętasz jeszcze jak uczyłem cię podstawowych zaklęć? - szepnął, a ona kiwnełą głową.

-Pora to wykorzystać. -mrugnął -Przepal swoje więzy, a potem uwolnij resztę, a ja zajmę się cesarskimi.

-Ale poczekaj na mnie. - odszepnął Jesper. -Nie chcę, żeby ominęła mnie cała zabawa. 

Carter zamknął oczy i skupił się. W magii był taki problem, że nie tylko ciężko było uwolnić większą ilość energii niż wymagało przeciętnej mocy zaklęcie. Działało to też w drugą stronę, a on musiał uwolnić jej tylko tyle, by przepalić sznur, a nie porazić wroga strumieniem ognia. W końcu pozwolił energii powoli wyciekać, a gdy poczuł formujący się płomień zatrzymał ją. To wystarczyło, by uwolnić ręce. Poczekał aż Diana również będzie wolna, a sam zajął się Jesperem.

Gdy cała trójka była gotowa uformował w dłoniach płomienistą kulę i zanim którykolwiek z żołnierzy zdołał ją zobaczyć cisnął ją w wóz za nimi. Podobnie jak w ich wozie było tam zaledwie dwóch cesarskich, a tylko w tym na przedzie razem z ekwipunkiem jechało ich aż siedmiu. Ten jeden pocisk wystarczył, by jeden z nich padł martwy, a drugi odtoczył się ranny. Carter zeskoczył na ziemię, formując kolejną kulę, a Diana skończyła oswobadzać pozostałych.

Żołnierze z ich wozu obrócili się już w ich stronę z mieczami, ale Jesper zrzucił jednego z nich kopniakiem, tak, że broń upadła jakiś metr od niego. Również zeskoczył i w trakcie przewrotu podniósł ostrze, by wbić je w pierś wroga. Drugi zaś został zasztyletowany swoim własnym nożem, przez dunmerkę. Iravan podniósł jego łuk i zestrzelił sięgających po broń wrogich łuczników. Ostatniego nie trafił, ale sam również uniknął jego strzały. Jesper załatwił jeszcze dwóch żołnierzy, a pozostałych dosięgnęła eksplozja błyskawic - dzieło Cartera.

Skyrim: Taniec ze smokamiWhere stories live. Discover now