Rozdział czwarty

308 26 0
                                    

   „Kto nie rozumie twojego milczenia, nie pojmie twoich słów"

Imprezy były dziwne. Tak sądziłam i nie miało tutaj znaczenia to, że zostałam skrzywdzona właśnie na jednej z nich. Po prostu takie były. Nie robiły na mnie wrażenia głupie tańce, litry alkoholu, pot, wrzaski, masa ludzi, którzy nawet nie wiedzieli co się z nimi dzieje. Jednak z drugiej strony lubiłam czasami się napić, rzucić w wir zabawy i zapomnieć o otaczającym mnie świecie.

David poprosił mnie, żeby go podwiozła na jedną zabawę, a ja nie miałam serca, aby mu odmówić. Chciał również, abym przenocowała go w dzisiejszą noc, żeby rodzice nie wiedzieli jego stanu. Nie pochwalałam tego, ale doskonale pamiętałam, jaka ja byłam w jego wieku – pierwsze poważne wyjazdy ze znajomymi, pierwsze papierosy, alkohol, związki i zerwania. Zgodziłam się więc, chcąc, aby młody zaczął uczyć się życia na własnych błędach. Przystałam na wszystko, a nawet więcej, bo zdecydowałam się zostać na imprezie oraz mieć na niego oko, a po końcu zabawy bezpiecznie dotaszczyć go do domu. Nie chciałam aby nie wracał sam, tym bardziej pijany.

Wybrałam czerwoną, rozkloszowaną sukienkę z rękawami trzy czwarte oraz czarne buty na niewysokim obcasie, a swoje blond włosy zaplotłam w warkocza francuskiego. Byłam gotowa do wyjścia, więc zgarnęłam klucze do auta i zamykając dom, skierowałam się do garażu.

Wsiadłam do czarnego volkswagena golfa, ruszając w stronę szkoły, spod której miałam zgarnąć Davida. Powiedział rodzicom bajeczkę, o tym, że będzie spał dzisiaj u mnie. Zaśmiałam się, zdając sobie sprawę, że do tego wszystkiego musiałam kryć jego kłamstwa. Ileż ta wieź rodzinna jest dla mnie warta.

Stanęłam na parkingu i poczekałam, aż brat wejdzie do samochodu. Przywitał się ze mną, zapinając pasy. Ja natomiast zignorowałam przywitanie, zadając pytanie.

- Powiesz mi w końcu dokąd mam jechać?

- Przed siebie kochana siostro, przed siebie – odpowiedział chłopak.

- Wjedziemy w drzewo – powiedziałam, jednocześnie zastanawiając się, kto normalny zasadził drzewo na środku parkingu.

Chłopak zaśmiał się, ale po chwili podał mi cały adres, więc mogłam kontynuować jazdę. Trasa zajęła nam niecałe trzydzieści minut, a wypełniona była paplaniną o nieistotnych rzeczach lub podśpiewaniem pod nosem piosenek z radia.

- Czy my jesteśmy pod domem – zrobiłam krótką przerwę – żartujesz sobie, nie? Co tutaj się odwala? – zapytałam z konsternacją, parkując samochód obok kilku innych.

- Dokładnie tak! Ale jazda, nie? – wybuchnął podekscytowany David, łapiąc za klamkę i chcąc już wychodzić z pojazdu.

Złapałam jego rękę i kazałam mu jeszcze pozostać na miejscu.

- David, nie wiem co tutaj się dzieje, ale mam nadzieję, że wiesz co robisz. To okropnie sławni ludzie, bądź ostrożny i patrz na to, jak się zachowujesz, nie chcę, aby były z tego problemy, a tym bardziej, aby tobie stało się coś złego – ostrzegłam brata, patrząc na niego z troską.

- Nika, kocham cię, ale skończ. Nie stanie się nic złego, naprawdę. To tylko impreza i wiem, że bracia Prevc są bardzo sławni, ale to normalni ludzie. Przynajmniej Domen, bo szczerze, znam tylko jego. Wszystko będzie dobrze, obiecuję – ostatnie słowa wypowiedział z ręką na sercu.

- Możesz mi chociaż powiedzieć, skąd znasz Domena?

- To trochę dziwne, jeśli mam być szczery. Byłem ostatnio na spacerze, takim wiesz – chwilę się zawahał – długim, oczyszczającym spacerze? – zaryzykował, a ja pokiwałam głową, że rozumiem o co mu chodzi.

- I spotkałeś Domena? Na spacerze? – próbowałam zgadnąć, ale brat tylko pokiwał głową w akcie zaprzeczenia i kazał mi nie przerywać.

- Byłem na tym spacerze, bo musiałem naprawdę mocno coś przemyśleć. I całkiem przypadkowo, nawet nie zdążyłem się zorientować, zaszedłem na skałki. Wiesz, to jednak trochę daleko, a ja nie miałem ze sobą nic – ani porządnych ubrań, ani żadnego picia. Tylko telefon i słuchawki. Więc po prostu usiadłem pod ruinami starego zamczyska, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Zbliżała się noc, a jakoś nie miałem ochoty tam spać, wiesz? Ale trochę za późno się zorientowałem, że nie mam też siły, aby wrócić. No i jak tak siedziałem, to pojawił się Domen, pogadaliśmy chwilę, wysłuchał mojej jakże uroczej historii skąd się tutaj wziąłem, wyzywał mnie od najgorszych, ale też pomógł. Od tamtej pory często się widujemy, piszemy do siebie, chyba można powiedzieć, iż się przyjaźnimy. Dlatego byłem zaproszony na tą imprezę odkąd tylko Domen zaczął ją planować – zakończył młody, a ja z niedowierzaniem pokiwałam głową.

- Jesteś idiotą, naprawdę. Ale prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, więc może to twoja szansa – stwierdziłam, wiedząc, że bratu ciężko było nawiązywać nowe znajomości, tym bardziej, że zazwyczaj wpadał w złe towarzystwo lub trafiał na fałszywych ludzi. Nie mówię, iż on był w tych relacjach niewinny, ale z pewnością nie on był głównym problemem.

Wyszliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę domu, gdzie już trwała impreza. David natychmiast ruszył odszukać właściciela tej zabawy, a ja poszłam po coś do picia dla siebie. Wybrałam tylko jakiś sok, pamiętając, że będę jeszcze prowadzić samochód. Rozglądałam się po ludziach, sącząc napój, kiedy podszedł do mnie brat. Wyciągnął mi szklankę z rąk i zaprowadził na parkiet. Zaśmiałam się, ale zgodnie przetańczyłam z nim dwa kawałki, widząc z daleka śmiejącego się z naszych ruchów Domena.

Nagle do chłopaka ktoś podszedł, a ja od razu rozpoznałam tę osobę. Ta sama szczupła sylwetka, rozczochrane włosy. Z moich obserwacji wynikało, że chłopcy chyba się kłócili. W końcu Domen machnął rękami i odszedł w inną stronę, a drugi chłopak jeszcze powiedział coś pod nosem, po czym również oddalił się.

Skończyła się piosenka, a ja grzecznie podziękowałam bratu i jak najszybciej oddaliłam się. Chciałam odnaleźć chłopaka, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Po prostu jakby zapadł się pod ziemię. Nie wiedziałam, czy właściciel zgodził się, aby wchodzić na górne piętra domu, jednak zrobiłam to, mając nadzieję, że tam zaszyła się moja zguba. Zajrzałam do kilku pokojów, jednak nie zobaczyłam tam nikogo. Dopiero otwierając drzwi ostatniego z pomieszczeń, moją uwagę przykuło okno balkonowe, które było uchylone. Postanowiłam wejść do środka, a stamtąd dostać się na taras.

Stanęłam w wejściu, czując jak w twarz wieje mi letni wiatr. Chłopak opierał się o barierki. Palił papierosa, jednocześnie bawiąc się zapalniczką.

- Cześć – powiedziałam cicho, nie chcąc go wystraszyć, ponieważ widziałam, jak bardzo był zamyślony.

Prevc natychmiast odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie w szoku. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Zaśmiałam się i podeszłam do niego.

- Rozpoznałaś mnie już wtedy, prawda? – zapytał w końcu, a ja pokiwałam głową, zgadzając się.

- Od razu jak się do mnie dosiadłeś. Byłeś na moście ostatnio?

- Przed chwilą wróciłem. I szczerze, nie spodziewałem się zastać tutaj takiej imprezy. Ogólnie, nie spodziewałem się zastać tutaj kogokolwiek – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Chwilę później jednak uspokoiłam się, myśląc, czy chłopak zobaczył moją wiadomość.

- Widziałem, co napisałaś. Więc... nie jesteś Ewą?

- Nie jestem. Nawet daleko mi do Ewy – zaśmiałam się.

Chłopak zamyślił się na chwilę, a potem wyciągnął w moją stronę dłoń.

- Może zaczniemy wszystko od nowa? Jestem Cene.

Uścisnęłam ją, tym razem nie puszczając jej tak szybko, jak ostatnio.

- Miło cię poznać, Cene. Jestem Nika.

Seeming paradise | Cene Prevc | zakończoneKde žijí příběhy. Začni objevovat