19

2.4K 149 0
                                    

Całą noc pisałam z Markusem, okazał się naprawdę dobrym człowiekiem, a przynajmniej taki wydawał się być przez telefon. Niby nie rozmawialiśmy o jakiś poważnych sprawach, ale czułam, że znalazłam bratnią duszę, to jak kupował pluszaki i lalki dla córek siostry, to jak się mnie radził i planował wszystko z dokładnością co do minuty było po prostu wspaniałe. Około piątej rano postanowiłam iść spać, skoro Emilia jest z rodzicami, to mogę sobie na to pozwolić, w końcu i tak nie mam, co robić. O godzinie dziesiątej obudził mnie dźwięk telefonu.

-Halo?- odebrałam, ale zupełnie nie wiedziałam, kto dzwoni, byłam ledwo przytomna.

-Dzień Dobry, z tej strony Ola, przedszkolanka Emilii.

-O, dzień dobry Pani Olu, przepraszam za moje roztargnienie. Coś się stało, coś z Emilią?

-Właściwie o to samo chciałam zapytać, dlaczego Emilii nie ma w przedszkolu?

-Słucham? Nie rozumiem... wczoraj poprosiłam rodziców, żeby się nią zaopiekowali, nie wiem, może zaspali, albo zapomnieli.

-Rozumiem, no dobrze, to ja nie będę przeszkadzała. Do widzenia.

Nie byłam zła, byłam wściekła. Emilia powinna być teraz w przedszkolu, a nie w domu z dziadkami, nie po to prosiłam ich, żeby się nią zaopiekowali, żeby pozwalali jej na wszystko, a w szczególności na nie chodzenia do przedszkola. Postanowiłam napisać do Markusa.

Ja:

Jestem wściekła, nie dość, że się nie wyspałam, to jeszcze moi rodzice zapomnieli zaprowadzić moją córkę do przedszkola.

Szybko przebrałam się w jakieś normalne ubrania oraz uczesałam. Musiałam tam jak najszybciej iść, przecież mogłam się domyślić, że to nie będzie normalny tydzień. Po kilku minutach dostałam odpowiedź na poprzednią wiadomość.

Markus:

Ej! Nie wściekaj się tak, na pewno wszystko jest i będzie ok, pełen spokój!

*

Pukałam do drzwi i pukałam, ale nikt nie otwierał, telefon też nie był przez nich odbierany. Szczerze mówiąc, zaczynałam się o nich martwić. A co jeżeli ja się na nich wściekłam, a oni wioząc moją córkę do przedszkola, mieli wypadek? Co, jeżeli są w szpitalu, a ja nic nie wiem. Tyle myśli kotłowało się w mojej głowie, że powoli zaczynałam mieć wszystkiego dość. Chciałam, żeby ten cały koszmar, który ciągnie się za mną od już dosyć długiego czasu, po prostu zniknął. Byłam w punkcie wyjścia. Gdzie miałam zadzwonić, skoro żadna dalsza rodzina nie będzie nic wiedziała, kontaktują się z nami tylko od święta. Co, jeżeli oni teraz walczą o życie, a mnie przy nich nie ma?

Ja:

Nie będę spokojna, czuję, że coś im się stało. Czuję, że mieli wypadek i są poszkodowani. Markus pomóż mi jakoś, proszę.

To głupie, że proszę obcą osobę, która jest daleko stąd o pomoc, ale w wyniku stresu naprawdę nie mam pojęcia, co robić. Zawsze tak było, kiedy Andreas kiedyś rzucił we mnie śnieżką, zaczęłam wymyślać sobie, że stracę wzrok, jestem osobą, która lekko wyolbrzymia pewne fakty. Tak naprawdę, gdyby nie ta śnieżka, to teraz byłabym inną osobą, nie poznałabym nigdy swoich niektórych przyjaciół, nie miałabym wspaniałej córki. Dzięki Andreasowi poznałam też dobre strony tego świata.

Markus:

Nie panikuj! Będzie dobrze, ja nie mogę ci pomóc, ale po prostu nie myśl o tym, nic im nie jest, gwarantuje ci to.

Pokochaj mnie I Andreas Wellinger ✔Where stories live. Discover now