Rozdział 1

17 0 0
                                    

     Gdy Marion otworzyła oczy uderzyło w nią blado żółteświatło. Dookoła niej unosił się zapach deszczu, a ona samaznajdowała się w lesie. Po chwili gdy skończyła się rozglądaćdźwignęła się na nogi i zrobiła kilka nie pewnych kroków.O dziwo nie odczuwała bólu, który jej towarzyszyłjeszcze kilka chwil wcześniej, każdy jej krok był tak lekki jakbysię unosiła. Dziewczyna usilnie próbowała sobie przypomniećco się stało ale jej umysł był zamglony. Nie mając w zasadzieinnego wyboru ruszyła przed siebie leśną ścieżką pokrytą mchemi liśćmi. Dłuższą chwilę szła przed siebie kiedy powoli laszaczął się przerzedzać i już po chwili wyszła z niego po czympodążając nadal przed siebie dotarła na skraj klifu. Jej oczomukazał się horyzont łączący zdawałoby się nieskończeniewielki ocean z niebem. Westchnęła. Ostatnim razem gdy widziałaocean była dzieckiem, pojechała wtedy z ojcem do Hiszpanii. To byłojedno z niewielu wspomnień, które miała z ojcem. Gdy miaładziewięć lat mężczyzna zaginął podczas wyjazdu służbowego ijuż nie wrócił. Jej matka była przekonana, że ojciec miałwypadek po drodze i zginął tzn. spotkał swoich dawnychwspółpracowników i ci postanowili wyrównaćrachunki. Marion miała jednak odmienną teorię, któramówiła, że ojciec miał dość jej matki – wyjątkowozimnej materialistki z dobrego domu, która od zawsze miaławszystko i od czasu gdy ojciec przestał zarabiać na czarnym rynku iprzynosić kokosy gardziła nim – i bez wyrzutów sumieniaupozorował porwanie i znalazł sobie inną kobietę. Marion byłastuprocentowo pewna, że ma rację i rozumiała ojca ale nigdy niemogła pojąć dlaczego nie zabrał jej ze sobą. Może i nie byłaaniołkiem ale należała raczej do cichych i posłusznych dzieci.Dopiero po odejściu ojca i ciągłych drwinach ze strony matki,które przeniosły się na nią pokazała rogi i stała siędiabłem wcielonym. Alkohol, seks, imprezy, narkotyki – takwyglądało jej codzienne życie. Tak było i tym razem. Zażyładość sporą dawkę LSD po czym urwał jej się film. Skupiła całąswoją energię na tym by przypomnieć sobie co się stało kiedynagle poczuła, że traci grunt pod nogami. Dziewczyna spojrzała wdół i ujrzawszy zbliżającą się co raz bardziej wodęzaczęła wrzeszczeć. Na nic zdały się jej krzyki, bo już pochwili uderzyła w taflę wody i zaczęła opadać na dno. Ostatnimisiłami wypłynęła na powierzchnię i zaczerpnęła gwałtowniepowietrza by po chwili z powrotem znaleźć się pod wodą. Kiedytlen się skończył w naturalnym odruchu otworzyła usta, do którychnatychmiast wlała się woda i Marion poczuła przeszywający bólw płucach. Spróbowała jeszcze raz wydostać się napowierzchnię co skończyło się nabraniem odrobiny tlenu idostaniem się do jej płuc kolejnej dawki słonej wody. Machając naoślep rękami przez chwilę utrzymała się ponad powierzchniąkrztusząc się wodą. Kiedy poczuła, że nadchodzi kolejnekaszlnięcie i następna część wody próbuje sięwydostać... otworzyła oczy i zwymiotowała na ziemię. Marionskrzywiła się i odwróciwszy wzrok od wymiocin wytarła sobieręką usta po czym syknęła i złapała się za głowę. O takmiała ostrego kaca, a w połączeniu z utratą świadomości pozażyciu narkotyków jej głowa była bliska pęknięcia odnadmiaru dźwięków i kolorów, które po chwilizaczęły przyjmować jakieś konkretne kształty. Po szybkiejanalizie doszła do wniosku, że leżała na złomowisku, co więcejleżała na nim w samej bieliźnie. Marion ściągnęła brwi i naczworaka wylazła zza górki żelastwa by po chwili zorientowaćsię, że nie tylko ona nie ma ubrań.

-Zajebiście – mruknęła i podpełzła do jednego z chłopaków.- Michael... Michael... Michael do kurwy nędzy – warknęła jużlekko zirytowana i mrużąc oczy wlepiła morderczy wzrok wprzyjaciela.

-Co jest? - wybełkotał chłopak podnosząc na nią nieprzytomnywzrok.

-Możesz mi do jasnej cholery wyjaśnić dlaczego zamiast znaleźćsię w łóżku jestem na tym zadupiu?!

-Kobieeeto – jęknął – nie rań moich uszuuu...

-Ile butelek wypiłeś?

-Zwei. - mruknął po czym obdarzył ją menelskim uśmiechem i zpowrotem zasnął.

-Kretyn.

Marion złapała za pierwszy lepszy kawałek szmatki i wydarła nią z siebie resztki wymiocin. Podniosła się na nogi i łapiąc się za głowę zaklęła siarczyście po czym podeszła do leżącej na ziemi sterty ubrań żeby z frustracją stwierdzić, że nie ma tam jej ciuchów. W efekcie tego pogrzebała jeszcze przez chwilę w łachach i ubrała na siebie jakiś czerwony męski T-shirt. „Wyglądam jak ostatnia łajza ale ciul ważne, że telefon mam przy sobie". - pomyślała i z triumfalnym uśmiechem wyciągnęła go ze stanika. Była chyba jedyną osobą w towarzystwie, która nie szpanowała jabłuszkiem, pomimo mnóstwa kasy i trybu życia jaki prowadziła nie cierpiała IPhone – ów i stwierdziła, że nie będzie się męczyła więc teraz opuszczając miejsce wczorajszej zabawy trzymała w ręku Samsunga.

Wracając do domu czuła na sobie wzrok wszystkich wkoło, a zwłaszcza osób, które kojarzyła ze szkoły. Rzucali jej ukradkowe spojrzenia bądź nie ukrywając się nawet wytykali ją palcami i rzucali jakieś głupie docinki. Marion sądziła na początku, że to z powodu jej niczym wyciągniętej z Vouga stylizacji ale coś w podświadomości podpowiadało jej, że chodzi o coś zupełnie innego. Porzuciła jednak rozmyślanie nad tym gdyż w tym momencie dotarło do niej jak bardzo boli ją głowa. Cóż drąc się na Michaela i przeklinając w duchu tych, którzy schowali jej ciuchy nie bardzo się na tym skupiała ale kiedy złość minęła jej czaszka znowu zaczęła być rozsadzana od środka.

-Gdzie żeś była przez całą noc?! I jak ty w ogólewyglądasz?! Nie wstyd ci przychodzić tak do tego domu, jak ja sięteraz pokaże na ulicy?! - wrzasnęła już od progu Paris Everson.

-Och przestań, dobrze wiemy, że i tak cię to nie obchodzi więckuźwa przestań się drzeć – warknęła Marion.

-Uważaj na słowa gówniaro! - Paris już miała kontynuowaćswoją tyradę kiedy odpowiedziało jej trzaśnięcie drzwiami –Ach pieprz się – syknęła i dumnie podnosząc głowę wyszła dopracy. Jeśli to co robiła można było nazwać pracą. Parisprzejęła firmę po swoich rodzicach i aktualnie była właścicielkąkilkuset sklepów z odzieżą. Jak na dyrektorkę jednak niewiele robiła, zatwierdzała projekty nowych kolekcji, podpisywałaumowy i zbijała majątek, a reszta jej nie obchodziła od tego miałazastępców, których swoją drogą równieżkrytykowała na każdym kroku.

Pierwsze co zrobiła Marion po przekroczeniu progu swojego azylu było udanie się pod prysznic. Gdy spędziła już półtorej godziny pod gorącą wodą, nasmarowała swoje ciało i włosy multum balsamów i olejków i poszła wysuszyć swoją grzywę po czym owinęła się ręcznikiem i udała do garderoby. Stanęła przed lustrem i zrzuciła z siebie ręcznik, a potem spojrzała na siebie z zastanowieniem. Marion nigdy nie była gruba, należała raczej do osób szczupłych co nie zmieniało faktu, że miała dosyć duże piersi i zaokrąglone biodra. Jej figura miała wyraźnie zarysowany kształt klepsydry, ktoś mógłby się przyczepić do jej szerszych ud ale dziewczyna każdą złośliwą uwagę na ten temat olewała. Po chwili przeniosła wzrok na swoją twarz, której w tym momencie nie przysłaniał żaden makijaż. Miała delikatnie kwadratową szczękę i brodę, jej kości policzkowe były delikatnie zarysowane, a nos był mały i nieznacznie zadarty do góry. To co zwracało uwagę to jej duże niebieskie oczy, na które obadały długie czarne rzęsy oraz jej pełne malinowe usta, które sprawiały wrażenie jakby tylko czekały na złożenie na nich pocałunku. Jej skóra była blada, wręcz porcelanowa, a na plecy opadały długie falowane czerwone włosy. Dziewczyna jeszcze raz zlustrowała swoje ciało od dołu do góry i po chwili skrzywiła się, jej wzrok zatrzymał się na bliźnie rozciągającej się od prawego kącika jej ust do ucha. „Pamiątka po jednym z ataków szału matki... Cóż przynajmniej dowiedziałam się jaka moja rodzicielka jest na prawdę" - westchnęła po czym wciągnęła na siebie bieliznę i wyszła na balkon. Oparła się o barierkę i wlepiając wzrok w panoramę miasta spaliła szluga po czym wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko. „No, no. Masz chujowe życie Everson, naprawdę chujowe" - zaśmiała się i zagrzebała w pościel. Jak to mówią sen lekarstwem na wszystko.

TrueWhere stories live. Discover now