19

1.2K 92 9
                                    


                 Dla całego świata wszystko było w porządku. Problem polegał na tym, że nic nie było w porządku. Valeria rzucała kamieniami w wody rzeki. Jedyny powód, dla którego się tu znalazła, to zachcianka Esme. Nic się nie wydarzyło. Alex zostanie tutaj, aż do zakończenia wszystkich uroczystości. Val miała wrażenie, że King woli przebywać z Cyganami, niż w domu Gray'ów. Jakoś się temu nie dziwiła. Choć niezbyt przyjaźnie nastawieni, Cyganie nie patrzyli na niego przez pryzmat tego kim był. A Gray'owie... Wiedzieli co się stało, kim był i kim jest. Gorzka prawda była taka, że nie będzie mógł nigdy wrócić do poprzedniego życia. Nawet, gdy pokonają Remarów i ich demona. Valeria trochę powęszyła w bibliotece i wynik zawsze był taki sam: nic nie mogło ściągnąć tej klątwy. Kara to kara. Tylko Oriana Smith była do tego zdolna*. I z pewnością, nie będzie chciała współpracować.

Kolejny kamyk poszybował pięknym łukiem i z pluskiem wpadł do wody. Naprawdę jej się tutaj nudziło! Chciała działaś. Teraz, zaraz! A najlepiej już. Ale niestety, miała związane ręce. Przynajmniej chwilowo. Gdy tylko będzie po ślubie, Val od razu zabierze się do pracy. Nie mogli dłużej czekać. Czuła, że wszystko co ma się wydarzyć, zdarzy się przed końcem tego roku. Ich życie od tego zależało. Im dłużej demon przebywał w świecie ludzi tym był silniejszy, lepiej przystosowany. A oni wciąż nie mieli nic, czym by go mogli pokonać! No, poza jej mocą. Ale czy to wystarczy? Czy ona jest dość silna? Nie wiedziała. Ale się o tym przekona i to już niedługo...

Westchnęła. Ile można czekać? Co ta Esme wyprawia? Miała tylko kilka minut porozmawiać z Kingiem! A nie toczyć dysputy nad... nie wiadomo czym! Do pełni było trochę czasu. Nic się w końcu nie stanie jeśli...

Nie wiedząc kiedy, Val wstała i ruszyła w stronę obozu. Szła szybko, zupełnie nie przejmując się wystającymi włosami spod swojego kapelusza. W pewnym momencie, zgubiła nakrycie głowy, a włosy opadły jej na ramiona. Zupełnie się tym nie przejmując, wkroczyła do obozu. Zastała tam niemały rozgardiasz i usłyszała ostre kłótnie mieszkańców w ich rodzimym języku. Marszcząc brwi, niedelikatnie przepychała się w stronę centrum zbiegowiska. Prychnęła, gdy zobaczyła Esme wrzeszczącą na jakiegoś Cygana. Obok stał Alex i z niezadowoleniem mierzył chłopaka wzrokiem. Valeria cicho podkradła się i stanęła obok Kinga.

-Nie widziałam Esme tak wściekłej-mruknęła, czym wprawiła w zdumienie Alexa. Spojrzał na nią z zaskoczeniem.

-Skąd się tu wzięłaś?

-Znudziło mi się czekanie-wzruszyła ramionami.-O co poszło?-zerknęła na wilkołaka. Ten odwrócił wzrok.-Nie mów, chyba wiem. Długo to już trwa?

-Owszem. Chciałbym się wtrącić, ale...-westchnął z niezadowoleniem.

-Też ich nie rozumiem. Szkoda. Nie ważne. Esmeraldo!-wrzasnęła nagle Val.-Wybacz, że przerywam tę kłótnię kochan... tę sprzeczkę-odchrząknęła. Jej małe wystąpienie zdumiało Cyganów na tyle, by przestali się sprzeczać, a na placu zapadła cisza jak makiem zasiał. Gniewny wzrok przeniósł się na małą Gray.

-Może i jesteś z rodu Pogromców-warknął chłopak, kłócący się z Esme.-Ale nie masz prawa się wtrącać w nasze życie.

-Tak, masz zupełną rację-potaknęła.-Po prostu chcę uzyskać kilka odpowiedzi.

-Nie macie prawa tu nawet przebywać!-zakrzyknął, na co kilku go poparło.-Przyniesiecie nam tylko zgubę!

-Pogromcy to nasi obrońcy! Gdyby nie oni, ludzie już dawno zostaliby starci w proch przez demony i czarowników!

Czarownica i Bestia ✔Where stories live. Discover now