Rozdział Pierwszy: Legenda

21 2 0
                                    

Witam Was w tej historii. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze przy niej bawić. Jeżeli macie jakieś uwagi, zapraszam do komentarzy - chętnie Was wysłucham. A, i jeszcze taki mały drobiazg - ta opowieść startuje w konkursie "My Potter World" organizowanym przez portal Sweek, więc jeżeli macie tam konto i chcecie wesprzeć opowiadanie, będę niezmiernie wdzięczna.

A więc ja już nie marudzę.

Enjoy!

______________________

W hogwarckiej bibliotece zawsze pachniało kurzem, starymi książkami i pergaminem. Jednych to drażniło, inni uważali, że nadaje to miejscu specyficzną atmosferę spokoju. Ściśnięta przy stoliku między dwoma potężnymi regałami czwórka uczniów zdecydowanie należała do tej drugiej grupy, zważywszy na to, że okupywała stolik już czwartą godzinę.

- Grayson, ilekroć myślę, że już mnie więcej nie zaskoczysz swoją głupotą, to ty zawsze wyprowadzasz mnie z błędu. Siedzę z tobą nad tym zadaniem już półtorej godziny, a ty dalej nie przebrnąłeś przez początek. – rzucił z lekką irytacją ciemnowłosy chłopak o skośnych oczach.

- Nie moja wina, Theo. – jęknął blondyn w szkarłatnej bluzie ze złotym lwem na przodzie, chowając twarz w dłoniach – No bo, kto układa takie trudne zadania!

- I jak wam idzie? – zapytała się blada dziewczyna o długich jasnych włosach, odkładając na blat stołu opasłe tomiszcze „Historii Hogwartu" i przeciągnęła się leniwie. Na jej piersi dumnie błysnęła odznaka prefekta. – Jakiś kłopot, rudzielcu?

- Wracaj do książki, Elise – warknął Grayson. – Poza tym już ci mówiłem, to nie jest rudy, tylko miedziany blond.

- Bardziej miedziany, niż blond.

Gryfon poczerwieniał na twarzy i już nabrał powietrza, żeby rzucić jakąś ciętą ripostę, kiedy wtrąciła się milcząca do tej pory Puchonka.

- Kłóćcie się trochę ciszej. Przeszkadzacie. – Uniosła głowę tak gwałtownie, że brązowe loki wokół jej głowy podskoczyły.

I wróciła do pisania wypracowania.

- Dużo ci jeszcze zostało, Abbey? – spytała się Ślizgonka, pochylając się w jej stronę.

- Nie – pokręciła głową. – Właściwie już kończę, jeszcze tylko parę zdań.

- To przerwij na chwilę, mam wam coś do pokazania.

Z zadowoloną miną obróciła tomiszcze w stronę przyjaciół, żeby mogli swobodnie przeczytać.

- To. – Stuknęła w pożółkłą stronicę.

Theo spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.

- Tu jest tylko przepis Helgi Huffelpuff na widmową tartę dyniową na Noc Duchów.

- Nie, nie to. Chodziło mi o tą ramkę po lewo.

Krukon przyciągnął do siebie książkę i zaczął czytać cichym głosem. Pozostała trójka przysunęła się jeszcze bliżej.

W dawnych wiekach, we wiosce nieopodal Szkoły Magii i Czarodziejstwa, żył pewien mag, znany ze swojego skąpstwa. Pewnej zimy (a trzeba zważyć, iż była to zima niezwykle mroźna) do jego drzwi zapukała zziębnięta kobieta, odziana w łachmany, błagając go jedynie o odrobinę jedzenia i ciepły kąt do przenocowania. Ten jednak zatrzasnął jej drzwi przed nosem, każąc się wynosić spod jego domu. Odchodząc, czarownica przeklęła go. Rano znaleziono ją zamarzniętą na śmierć. Niecały rok później (31 października) jegomość zmarł. Polecono, by jego majątek zakopać na błoniach pobliskiej szkoły.

Od tamtej pory, co roku w dzień swojej śmierci, o trzeciej w nocy, czarodziej ukazuje się w zamku jako Duch Dusigrosza i obiecuje wskazać miejsce zakopania skarbu, lecz przestrzega również, iż tylko ten o najmniej samolubnych intencjach, będzie w stanie go odnaleźć.

- No i? No i? – dopytywała się Elise z zarumienioną z ekscytacji twarzą.- Czujecie, co się szykuje? – Wymieniła spojrzenia z Graysonem, któremu świeciły się oczy, jakby właśnie ktoś mu oznajmił, że Gwiazdka odbędzie się wcześniej niż zwykle.

- O-o! – powiedziała Abbey.

- O, nie! – zawtórował jej Theo.

- O, TAK! – wykrzyknęli jednocześnie Elise i Grayson.

- Dziś mamy trzydziesty października, co by oznaczało, że duch pojawi się jutro w nocy – zaczęła się zastanawiać Abbey. – Ale gdzie? Nie było to powiedziane...

- Jest obok jakaś notatka ołówkiem.- zauważył Gryfon – Tu pisze...

- Jest napisane. – skorygował odruchowo Krukon, poprawiając okulary na nosie.

- ... jest napisane, że duch pojawia się na siódmym piętrze w siódmej sali po lewo. – Idziemy?

- Oczywiście! – pisnęła uradowana Elise.

- Ej, ej, ej, – wtrąciła się Puchonka – może dacie się wypowiedzieć reszcie, co? Theo, co o tym sądzisz?

Cłopak podrapał się po karku i westchnął.

- Jak dla mnie to jedna wielka bujda. Skarb na błoniach? Och, błagam! – Przewrócił oczami.- To tylko legenda!

- Dlaczego zawsze jesteś taki sceptyczny? – zarzuciła mu Ślizgonka, jednak Grayson posłał jej znaczące spojrzenie, mówiące „Spokojnie, ja to załatwię".

- Stary, słuchaj, - objął przyjaciela ramieniem – pomyśl trochę. Jak znajdziemy ten skarb będziesz mógł sobie kupić tyle przyborów do malowania, ile dusza zapragnie. I nowe farby makrelowe, co ostatnio mówiłeś, że już ci się kończą.

- Akwarelowe.

- Mogą być i akwarelowe. Ale proszę – nie! – ja cię błagam, przemyśl to!

- Ech, - westchnął ciężko – niech wam będzie.

- No nie wiem. – rzuciła cicho Abbey. – Trzeba będzie złamać regulamin...

- No nie mów mi, że nigdy tego nie robiłaś! – rzuciła z ironią Elise.

- Ani razu! – wyszeptała w trwodze.

- A wtedy na czwartym roku, kiedy pobiegłaś nocą do Zakazanego
Lasu, ratować swojego kota. Dostałaś za to miesięczny szlaban i minus dwadzieścia punktów.

Dziewczyna zaczerwieniła się aż po czubki uszu i zsunęła się nieco na krześle.

- Nawet mi tego nie przypominaj. – zgrzytnęła zębami. – Zgoda, niech ci będzie.

- Hurra! – Elise z radością wyrzuciła ramiona w górę.

- CISZEJ! – syknęła przypominająca łysiejącego sępa bibliotekarka, pani Midford.

- No to ustalone. Będę się już zbierać. Pa pa! – Blondynka chwyciła swoją torbę i opuściła bibliotekę.

- Poczekaj na mnie, pójdziemy razem. Na razie! – Abbey wstała z krzesła, zwijając pergamin z wypracowaniem na temat właściwości i wykorzystania trzepotki. Nim odeszła, pochyliła się jeszcze w stronę Theo i wyszeptała: - Myślałam, że jesteś głosem rozsądku w naszej grupie. – I wyszła.

Grayson z lubością przeciągnął się, aż strzeliło.

- Skoro wszyscy się rozchodzą, to ja też będę spadać. – Zaczął się podnosić z miejsca, ale Krukon złapał go za rękaw i posadził z powrotem przy stoliku.

- A ty dokąd? – zapytał – Czeka cię jeszcze randka z transmutacją. Sama przyjemność!

Reakcją Gryfona był jęk rozpaczy.

Cukierek albo PsikusWhere stories live. Discover now