Rozdział drugi: Duch Dusigrosza

10 1 0
                                    

Następnego dnia Hogwart zalało bladozłote światło późnojesiennego słońca. Uczniowie, pragnąc skorzystać z być może jednych z ostatnich w tym roku pogodnych dni, wylegli tłumnie na błonia. Wszyscy z podekscytowaniem rozmawiali o dzisiejszej uczcie z okazji Nocy Duchów.

Theo zmierzał w stronę cieplarni na popołudniowe zajęcia z zielarstwa, niosąc pod pachą kilka grubych, oprawionych w skórę woluminów. Zauważyła go blondwłosa Ślizgonka i podbiegła do niego.

- Cześć! Co tam? – zagadnęła Elise.

Krukon spojrzał na nią zza prostokątnych oprawek okularów.

- Dobrze, że jesteś. Potrzymaj na chwilę. – Wręczył jej książki, pod których ciężarem dziewczyna aż się ugięła.

- To wszystko na lekcje? – Wytrzeszczyła oczy, patrząc jak chłopak przeszukuje kieszenie spodni. – Nie wyglądasz na kogoś, co nosi takie ciężary...

- Sugerujesz ze jestem chuchrem?

- Sugeruję, że stawiasz wartości umysłowe ponad fizyczne.

- Dobra jesteś. – westchnął. – To głównie lektura dodatkowa. Nie chce mi się zanosić ich do dormitorium, więc noszę je ze sobą. O, znalazłem! – Wyciągnął starannie poskładaną karteczkę z drobnym pismem. – Obmyśliłem plan na dzisiejszą akcję. Reszta już dostała, a ta jest dla ciebie.

Ślizgonka rozłożyła ją i zaczęła czytać notatkę.

-Mamy się ubrać na ciemno? Po co?

- Żeby ciężej nas było zauważyć. Widzisz, ciemne kolory pochłaniają światło, a jasne je odbijają, co czyni je bardziej widocznymi. Z kolei...

- Dobra, dobra, rozumiem! – Przerwała mu, bo widziała, że przyjaciel zaczyna się rozkręcać i wróciła do instrukcji – Nieźle! – Gwizdnęła z podziwem. – Naprawdę, jestem pod wrażeniem. Ułożyłeś to wszystko wczoraj?

- Tak, jak już wyszłyście, a Grayson męczył się z pracą domową. Lubię mieć wszystko zaplanowane. – Zerknął na zegarek. – Idę, bo się spóźnię. Widzimy się na uczcie!

Elise przeczytała jeszcze raz informacje podane jej przez Theo. Uśmiechnęła się pod nosem. „No, szykuje się ekscytująca noc", pomyślała, po czym skierowała swoje kroki w stronę zamku.

***

Wielką Salę wypełniał gwar rozmów. Pomieszczenie oświetlały setki (jeśli nie tysiące) lewitujących świeczek. Nad głowami uczniów latały nietoperze, a na stołach obok latarni, wyciętych z dorodnych dyń, znajdowały się paszteciki dyniowe, kociołkowe pieguski, cukrowe czaszki, całe krocie ciast, deserów i innych smakołyków, których nadmierne spożycie może zaowocować niekontrolowanym rozwojem próchnicy i wizytą u dentysty.

Przy takim ogromie słodyczy Abbey czuła się jak w niebie. Z radością raczyła się łakociami, licząc na to, że odciągną jej uwagę od czekającej na nią nocnej wyprawy i (prawdopodobnego) spotkania z duchem. Niezależnie jednak od ilości pochłoniętych słodkości, w żołądku wciąż czuła nieprzyjemny ciężar. To tylko nocny wypad, próbowała się pocieszyć, ale i to nie pomagało. Marzyła tylko o tym, żeby już było po wszystkim albo jeszcze lepiej – by cała ta sytuacja okazała się tylko snem. Kiedy uczta dobiegła końca, Puchonka zapakowała w serwetkę nieco dyniowych pasztecików i kilka czekoladowych żab. Na później będą jak znalazł, pomyślała i pokrzepiona udała się do pokoju wspólnego Huffelpuffu.

***

Nocą szkoła tonęła w mroku. Idąca korytarzem Elise, trzymała przed sobą różdżkę, której koniec był źródłem bladego światła. Jasnoniebieski blask sprawiał, że na zbrojach i posągach kładły się głębokie cienie, które dodawały figurom grozy.

Cukierek albo PsikusWhere stories live. Discover now