5

256 61 16
                                    

Zawrzyjmy pakt.

— Wonho? — zapytałam, następnie pochylając się do przodu, by dostrzec jego twarz spod kaptura.

— Sprytna dziewczynka — zaśmiał się, pociągając kaptur lekko do tyłu, jednak nie zdjął go całkowicie.

Przyjrzałam się mu uważnie, mrużąc oczy.

W mroku nocy mignęły mi jego blond włosy i oczy. Czerwone oczy.

— Już zdążyłaś się mi przyjrzeć? — zapytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Spuściłam wzrok, wypuszczając powietrze z płuc.

— Skąd wiedziałeś o Hyungwonie? — rzuciłam cicho, splatając razem swoje dłonie.

Byłam w totalnej rozsypce, a imię przyjaciela ledwo przechodziło mi przez zaciśnięte gardło.

— Mam swoje sposoby — zaśmiał się, podchodząc do mnie bliżej. Jego oczy pobłyskiwały szkarłatnym kolorem, działając na mnie paraliżująco.

— To jak? — kontynuował, pochylając się lekko w moją stronę. — Zawrzyjmy pakt — ponowił swoją propozycję.

— Kim ty jesteś? — mruknęłam pod nosem. — Jesteś chory na umyśle, że wygadujesz takie bzdury?

Chłopak roześmiał się, przykładając dłoń do ust.

— Jesteś naprawdę zabawna — powiedział, chowając ręce do kieszeni bluzy. — Daję ci niepowtarzalną okazję. Przecież kochałaś Hyungowna. I chyba nadal go kochasz.

Wzdrygnęłam się na jego słowa.

— Okazję? Jaką okazję? — rzuciłam gorzko, oblizując wargi. — On nie żyje. Odszedł z tego świata na zawsze.

Blondyn zmierzył mnie wzrokiem, prychając.

— A czy coś stoi na drodze ku temu, żeby znów go tutaj przywrócić? — zapytał, przeczesując dłonią swoje włosy.

— Jesteś nienormalny, naprawdę — burknęłam, odwracając się do niego plecami, z zamiarem odejścia.

— Nie wierzysz mi? — zapytał, a jego głos przybrał twardy ton. — Mogłem cię zostawić, żebyś jednak zginęła pod kołami tego samochodu.

Odwróciłam się gwałtownie, wciągając ze świstem powietrze.

— To byłeś ty?! — krzyknęłam, otwierając szerzej oczy. Wonho kiwnął głową, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Zrobiło mi się ciebie szkoda, bo widziałem, jak miotałaś się w sali — odpowiedział, oblizując wargi.

— Kim ty do cholery jesteś... — rzuciłam, cofając się o krok. Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz bardziej nieswojo.

— Mówiłem już, zadajesz zbyt dużo pytań — rzucił, opierając się o barierkę. — Zawsze zadajecie zbyt dużo pytań. Taki chyba urok tej waszej ludzkiej rasy.

Ludzkiej rasy? — powtórzyłam po nim przerażona.

— Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? — fuknął sfrustrowany. — Laska, chciałaś popełnić samobójstwo na nawiedzonym moście, jak myślisz, kim, a raczej czym mogę być?

Przymknęłam oczy, starając się uspokoić.

Krąży o nim wiele legend. Most ten od zarania dziejów jest uznawany za nawiedzony. Ponoć objawiają się na nim anioły i demony, a wszystko to za sprawą samobójców, którzy masowo przychodzą tutaj odebrać sobie życie.

— Nawet jeśli zamkniesz oczy, to ja nie zniknę — usłyszałam szept Wonho przy swoim prawym uchu.

— Przestań! — krzyknęłam, odskakując jak oparzona.

— Nie mam zbyt wiele czasu — powiedział, spoglądając na swoje dłonie. — Więc musisz szybko podjąć decyzję. Zazwyczaj to ludzie wychodzą z inicjatywą zawiązania paktu, ale zawsze od reguły są wyjątki, prawda? — dodał, szeroko się uśmiechając.

Uszczypnęłam się w rękę, marząc, by był to tylko sen.

— Boże, czemu mi to robisz — jęknęłam, przygryzając wnętrze policzka. — Zaczynam słyszeć i wiedzieć rzeczy, które nie istnieją.

— Ponoć jesteś niewierząca — prychnął Wonho, przewracając teatralnie oczami.

Spojrzałam na niego, następnie potrząsając głową.

Zawrzyjmy pakt.

Przyłożyłam dłonie do twarzy, starając się wyprzeć z umysłu to uciążliwe zdanie.

— Yoona — rzucił chłopak, chwytając mnie z prawą dłoń. Jego dotyk parzył jak ogień. — Mam moc, którą mogę przywrócić Hyungwona z powrotem do życia. Czy jesteś w stanie zawrzeć ze mną pakt, by uratować tego, którego kochasz?

Wstrzymałam oddech, zatracając się w czerwonych tęczówkach chłopaka. Łypały na mnie niebezpiecznie, śledząc każdy, nawet najmniejszy ruch.

— Zawrzyjmy pakt — powiedziałam, nadal wpatrując się w jego oczy. Wonho uśmiechnął się łobuzersko, zbliżając swoją twarz do mojej.

— Jak sobie życzysz — odparł cicho, następnie łącząc nasze usta w pocałunku. Pocałunku, który miał to wszystko przypieczętować.

Nagle poczułam niemiłosierne pieczenie na szyi. Pod moim prawym uchem pojawiło się jakby wypalone znamię. Znamię w kształcie litery X.

— Wybrałaś szczęście ukochanej osoby, zamiast swojego — rzucił, delikatnie odsuwając się ode mnie.

Spojrzałam na niego zdziwiona, dotykając dłonią znamienia.

— Co masz przez to na myśli? — zapytałam, oblizując wargi.

Chłopak zaśmiał się tylko, kiwając głową na boki.

— Wszystkiego dowiesz się jutro — odpowiedział z uśmiechem. — Będziesz naprawdę zaskoczona — dodał, po czym rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko smugę czarnego dymu.

Rozejrzałam się wokół, starając się go zlokalizować, jednak chłopak naprawdę zniknął.

Wybrałaś szczęście ukochanej osoby, zamiast swojego.




~~~~~~~~~~~~~~

Cześć robaczki!

Przychodzę do Was z nowym rozdziałem!

Mam nadzieję, że się Wam spodobał ;;

Za wszystkie błędy przepraszam!

Buziaczki!

PactWhere stories live. Discover now