12

237 55 34
                                    

Grzebałam niemrawo widelcem w śniadaniu, wpatrując się za okno.

Nie widziałam Wonho od ponad tygodnia.

Nie odpowiadał na moje wiadomości ani telefony. Z dnia na dzień zaczęłam coraz bardziej się martwić.

— Coś się stało? — z zamyślenia wyrwał mnie zaciekawiony głos mojej mamy.

— Nie, czemu? — uśmiechnęłam się niemrawo, pociągając nosem.

— Jesteś jakaś taka... — zaczęła, uważnie się mi przyglądając. — Nieobecna.

— Wydaje ci się — zaśmiałam się, upijając łyk kawy. — Po prostu ostatnio nie czuję się najlepiej, to wszystko.

— Może się przeziębiłaś? — odezwał się tata, unosząc wzrok znad gazety.

— Ja myślę, że to wcale nie jest przeziębienie — rzuciła moja rodzicielka, wymieniając z tatą porozumiewawcze spojrzenia. — To trochę inna choroba, zwana miłością — dodała, puszczając do mnie oczko.

Wyprostowałam się jak struna, prawie krztusząc się napojem.

— Mówiłam! — zawołała, klaszcząc w dłonie, jakby właśnie trafiła szóstkę w totka.

— Mamo — jęknęłam, przewracając oczami.

— Powiedz kochanie, czy to ten przystojny, muskularny blondyn? — zapytała, trzepocząc rzęsami.

— O Boże, zaczyna się — mruknął tata, ukrywając się za gazetą.

Dzięki tato.

— Mamo, przestań — burknęłam, odstawiając kubek na stół.

Nagle mój telefon zabrzęczał. W błyskawicznym tempie odblokowałam go, odczytując wiadomość.



Od Wonho:

Wyjdź przed dom.



Poderwałam się do góry, wpadając jak strzała do przedpokoju.

— Yoona! — zawołała moja mama z kuchni. — Gdzie tak pędzisz?

— Nieważne, zaraz wrócę! — odkrzyknęłam, naciągając na siebie bluzę z kapturem.

Schowałam telefon do kieszeni, biorąc głęboki wdech.

Z jednej strony cieszyłam się, że wrócił, jednak z drugiej byłam na niego piekielnie wkurzona.

— Wonho! — zawołałam, gdy tylko go zobaczyłam. Chłopak stał do mnie tyłem, z założonymi rękami. Na dźwięk swojego imienia odwrócił się, smutno na mnie spoglądając.

— Gdzie ty, do jasnej cholery byłeś? — rzuciłam, podchodząc bliżej. — Nie mogłeś mnie jakoś uprzedzić, że znikniesz? Wiesz, jak się martwiłam?! — dodałam, po chwili jednak zasłaniając usta dłonią.

— Oh, martwiłaś się? — zapytał, przekrzywiając głowę w bok. Odwróciłam wzrok, nie chcąc na niego patrzeć.

Yoona, ty paplo!

— Najpierw na mnie naskakujesz, masz wielkie pretensje, a teraz mówisz, że się martwiłaś? — kontynuował, zmniejszając dzielącą nas odległość.

— Pomyliłam się — powiedziałam, spoglądając na niego. Dziś jego oczy były puste. Tęczówki zaś były czarne jak noc.

Nie był zły.

— Oh, pomyliłaś się — sarknął, oblizując wargi.

— Tak, pomyliłam się. Yumi też miała czerwone oczy, tak jak ty — odparłam, wypuszczając powietrze z płuc. — Myślę, że to nie ty ją przysłałeś. To nie ty to zaplanowałeś.

PactWhere stories live. Discover now