Rozdział 24

2.1K 141 25
                                    

-A jeżeli coś mu się stało?-drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy rozedrganymi od stresu palcami przeczesała swoje rozwiane przez wiatr włosy. -Co jeśli William coś mu zrobił? Mój Boże, co jeśli on go zabi...-urwała w połowie zdania, czując narastającą w jej gardle gulę. Przez większość nocy odchodziła od zmysłów i teraz, kiedy mijała już kolejna godzina, a Draco nie wracał i szukający go nauczyciele nie wracali z lasu, miała ochotę zwyczajnie się rozpłakać.

-Hej-Harry przygarnął ją do siebie, mocno przyciągając jej ciało do swojego torsu, tak, aby nie mogła dłużej chodzić w te i we wte, wzdłuż ściany pokoju. -Nic mu nie będzie, uspokój się...

Odetchnęła, czując jego delikatny dotyk na swoich włosach. Przed chwilą o wszystkim mu opowiedziała. Całą, szczegółową historię związaną z Williamem. Było jej wstyd. Zataiła wszystko przed najlepszym przyjacielem, powierzając wszystko Draconowi, który jakby nie patrzeć, od zawsze był jej wrogiem. Nie zdziwiłaby się, gdyby zraniła tym Harry'ego. To nie było sprawiedliwe. Mimo to, zdawał się wszystko rozumieć, nawet jeśli nie, nie podtrzymywał teraz tego wątku. Patrzył się na nią i najzwyczajniej w świecie tulił. Bez słów i niepotrzebnych wyrzutów. Kochany. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego najlepszego przyjaciela.

[...]

Siedzieli w Skrzydle Szpitalnym. Czekali na końcowy werdykt pani dyrektor, która przez większość nocy szukała Dracona, nie pozwalając Gryfonce nawet ruszać się z miejsca. Nie miała nawet chwili aby się umyć, czy przebrać. Została uwięziona w Skrzydle razem z panią Pomfrey. Siedziała na łóżku, w swojej złotej, zupełnie zniszczonej już sukience, poobdzierana i pobrudzona, z licznymi skaleczeniami. Jej włosy były zupełnie potargane, po pięknej fryzurze z poprzedniego wieczoru nie było śladu.

Westchnęła, kiedy poczuła na sobie współczujące spojrzenie Harry'ego po tym, jak wytarła spod oczu rozmazany tusz do rzęs i resztki wczorajszego makijażu. Wiedziała, że chciał ją pocieszyć i jej pomóc, ale nie potrafiła udawać, że czuje się lepiej, bo wraz z każdą minutą, jej stan się pogarszał. Siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach, próbując radzić sobie z narastającym napięciem. Draco wciąż był gdzieś w lesie.

Coraz to nowe łzy spływały po jej lekko zaróżowionych policzkach, niezależnie od tego jak usilnie starała się je powstrzymać. Bała się, że coś mu się stało i straciła go bezpowrotnie. Nie mogła się uspokoić. Nie kiedy coraz silniej docierało do niej, że kazał jej uciekać i poświęcił się dla niej.

Draco ją uratował. Nie wiedziała jeszcze tylko jaką cenę za to zapłacił.

-Hermiona, spokojnie-Harry jeszcze mocniej ją przytulił, kiedy wybuchła niepohamowanym szlochem, ale jego słowa i gesty, mimo tego, że tak łagodne i wręcz kojące, nie przynosiły jej upragnionej ulgi.

-Przepraszam, po prostu nie mogę znieść myśli, że coś mu się stało-w jej głosie dało się usłyszeć panikę. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nigdy nie sądziła, że troska o Malfoya może ją tak wykańczać.

Oddychała ciężko, starając się opanować szloch i bezustanne pociąganie nosem, kiedy drzwi nieoczekiwanie otworzyły się z impetem.

-No pięknie! Zostawiam cię na jedną noc, a ty już do Pottera!-wyraźnie zniesmaczony ton Malfoya sprawił, że odetchnęła głośno i nieco histerycznie, mimowolnie zaśmiała się przez łzy. Szybko podniosła głowę, spoglądając prosto w jego stalowoszare oczy.

-To ja może zostawię was samych-Harry wycofał się z pomieszczenia, nie spuszczając ze ślizgona podejrzliwego spojrzenia.

Draco pokiwał z wdzięcznością głową, a potem przeniósł wzrok na zdruzgotaną dziewczynę, cicho wzdychając. Cieszył się, że bezpiecznie dotarła do zamku.

Coś PrawdziwegoWhere stories live. Discover now