Rozdział 13

490 41 9
                                    



Erick nie odezwał się do mnie przez kolejne dwa tygodnie. Strasznie mi go brakowało. Pierwsze kilka dni to była jakaś udręka. Zero wiadomości, rozmów czy jego dotyku. Tego ostatniego brakowało mi najbardziej. Początek był najgorszy, potem jakoś się przyzwyczaiłam. Jedynym plusem tej sytuacji, było to, że osoba, która zrobiła nam zdjęcie, nie miała już, jak mnie szantażować. Niezmiernie się z tego cieszyłam.

Po tym, jak wygarnęłam wszystko Nickowi, więcej go nie zobaczyłam. Przeżyłam szczęśliwe czternaście dni bez tych dwóch facetów. I właściwie to byłam zadowolona. Wychodziłam na zakupy z koleżankami, rozmawiałam z Ashley i chodziłam do kina. Nie musiałam martwić się natarczywym sąsiadem, czy, że przypadkiem powiem o jakimś kłamstwie Erickowi.

Morderstwa, jak na razie ustały, ale rodzice zakazali mi wracać samej wieczorami do domu. Słyszałam, że policja jest o krok do rozwiązania sprawy. To jakiś absurd, żeby po naszym mieście grasował morderca, a odpowiednie służby jeszcze go nie złapały.

Zamknęłam książkę, słysząc dzwonek mojego telefonu.

— Dzień dobry Ashley — przywitałam się wyniośle.

— Witam, panno Martin. Dzwonię w sprawie dzisiejszego wieczoru — zaczęła, a ja westchnęłam.

Ostatnio blondynka wszędzie mnie wyciągała. W zasadzie to odzwyczaiłam się już nawet od książek i seriali. Teraz w wolnym czasie wychodziłam ze znajomymi. Proszę, jaka społeczna się zrobiłam.

— Co z nim? — spytałam zaciekawiona.

— Zabieram cię na ognisko do Petera.

Ucieszyłam się. Lubiłam pieczone kiełbaski.

— Zależy, kto będzie.

— Dziewczyny

— Jakie? Jeśli Amanda to nie idę. Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału — przerwałam jej w połowie.

— Wyjechała — oznajmiła, a ja odetchnęłam z ulgą. — Same fajne osoby. Kilku chłopaków, nasze dziewczyny. Peter ma za domem sporo miejsca. W dodatku nie ma jego rodziców.

— Jadę — odparłam, ciesząc się na spotkanie.

— Dobrze. Wpadnę po ciebie. Wrócimy z kimś, bo pewnie będzie alkohol.

Doskonale zdawała sobie sprawę, że ja raczej go nie tknę. Problem w tym, że nie mam prawa jazdy. Nadzwyczajne, jak na mój wiek, ale po prostu się boję. Na razie nie jest mi potrzebne. Nasze miasto jest małe i wystarczą mi nogi.

— Okej. O której? — spytałam, kierując się w stronę szafy.

— Za godzinkę.

— Tak szybko? — pociągnęłam za białe drzwiczki. — Może trzeba coś kupić na to ognisko?

— Dopiero znalazłam chwilę. Wiesz, moja siostra chciała, żebym obejrzała z nią jakiś serial i nie miałam czasu. Nie, nie trzeba nic kupować. Dobra, pogadamy potem. Będę niebawem, hej.

— Pa — pożegnałam się i położyłam telefon na biurku. Zostawiając otwartą garderobę, zbiegłam po schodach.

— Mamo — zawołałam, nie wiedząc, gdzie mogę ją znaleźć. Kobieta siedziała w kuchni i przeglądała coś na telefonie.

— Tak?

— Wychodzę za godzinę — poinformowałam, sięgając po sok.

— Wrócisz późno? Weź klucz. Idziemy razem z Graysonami na miasto.

Dwoje ludzi, jedna przeszkodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz