26509

565 93 39
                                    

Byłaś niewinnym aniołem.

Sama nie wiem jak to się stało. Byłaś różą, przepraszałaś Boga za siebie i mnie, a później kładłaś się obok spoglądając na moją rozmarzoną twarz, spod długich rzęs, szepcząc cicho ,,dobranoc.''

W jednej chwili zaczęłaś dramatycznie usychać.

Twe oczy ze szmaragdów, stały się bezdusznymi diamentami, pełnymi łez. Nie wiedziałam czemu to wszystko się dzieje, dlaczego Bóg cię nie wysłuchał. Dalej nie wiem, jestem tylko głupim człowiekiem, nie powinnam tego od siebie wymagać.

Ty nie tylko cierpiałaś, lecz również raniłaś. Codziennie liczyłam ilość wypalonych papierosów przez ciebie. Raz był trzy, czasem pięć, bądź siedem. Nawet nie wiesz ile wylałam łez, po tym jak krzyczałaś na mnie za to, że cię po prostu kocham.

Bardzo lubiłam te dni, kiedy siadałaś na przeciwko mnie i opowiadałaś poematy o tym jak mnie poznałaś. Kochałam to jak swobodnie żartowałaś o sobie, miałaś coś, do czego ja dążyłam od dziecka - dystans.

Poranki kiedy wypijałaś ze mną kawę i wymieniałaś się ze mną szczęściem. Takie małe chwile ukształtowały nasze, błogie życie.

Kiedy cię spotkałam byłaś beztroska, słodka i ambitna. Taka, jaka ja zawsze chciałam być. Piegi rozproszone na twojej twarzy, zawsze mnie do ciebie przyciągały. Pachniałaś jak miętowa guma, ten zapach pamiętam najlepiej, był tak niezwykle kuszący. Już na pierwszym spotkaniu zaraziłaś mnie wszystkim co kochałaś, szczególnie swoją bezgraniczną miłością do Marco Polo. Miałaś niezwykle cięty język, mi to nigdy nie przeszkadzało, nie wiem jak innym. Potrafiłaś też cudownie śpiewać, gdy na karaoke zaśpiewałaś jakąś piosenkę Adel, czułam ciarki na całym ciele i jeszcze większą chęć pocałowania cię. Żałuję do tej pory, że tytuł tej piosenki wyleciał mi z głowy, zostawiając niesamowity niesmak. Lubiłam również twoją dumę, dla innych irytująca, dla mnie niesamowicie kojąca. Wolałam słuchać twoich przechwałek, niż karcić się i trudzić by wymyślić coś, co ci zaimponuje.

Spotkanie ciebie było błogosławieństwem.

Niestety, wszystko zaczęło się w swoim tempie burzyć. Wyciągnęłaś z naszej relacji czułość, bez której nie było tak samo.

Gdy wracałaś z pracy, czasem burknęłaś do mnie jakieś miłe słowo. Jednak dawałaś mi znaki, mówiące o twojej samotności. Gdy próbowałam się do ciebie zbliżyć, kończyło się na tym, że ja zbierałam kawałki potłuczonego szkła, szlochając cicho i obserwując jak ty uradowana rozmawiasz z kimś przez telefon, by odwrócić swoją uwagę ode mnie. Każdy wieczór kończył się tym, że ja otulona rozpaczą obserwowałam przez okno ludzi i cicho prosiłam w środku, by ktoś mnie zauważył. Nie miałam nikogo, oprócz ciebie i twojego rozrastającego się bólu.

Nie chciałam wykrzyczeć ci prawdy, jednak ty wiedziałaś, że kiedyś to zrobię. Poczułaś moje cierpienie, pochłonęłaś je i nie narzekałaś. Chciałaś bym zapomniała, niestety nie potrafiłam. Nie mogłam, również dać ci ciepła i miłości, próbowałaś coś ze mnie wykrzesać, jednak to kończyło się jak miliony innych spraw - płaczem. Może to ja byłam problemem? Nie wiem.

Nie wiem czemu zaczęłam cię krzywdzić.

Nie wiem czemu mówiłam ci za dużo prawdy.

Nie wiem czemu cię kochałam.

Po tym wszystkim zostały tylko mgliste wspomnienia. Odeszłyśmy do Michała Anioła i twoich starych miłości. Zaczęłyśmy czcić stare zwyczaje i prosić innych o więcej szczęścia.

Zostało mi z tego, tylko zapach miętowej gumy.

miętowa guma; gxg ✔Where stories live. Discover now