🐺ROZDZIAŁ 41🐺

15.2K 823 355
                                    

Stałem przed szafą. Dziś był pogrzeb mojej mamy.
Zdjąłem z wieszaka czarną koszulę. Położyłem ją na oparciu krzesła i zacząłem zdejmować bluzkę. Spojrzałem na swój brzuch gdzie zdążyła zrobić się już mała oponka i westchnąłem cicho. Przynajmniej już tak nie wymiotowałem.
Założyłem na siebie koszulę, lecz zanim zdążyłem pozapinać guziki, mój telefon zaczął dzwonić.
Zabrałem go z szafki i odebrałem połączenie od MOJEGO Dylana.

- Słucham.

- Nie mów słucham. - zachichotał, a ja nadal nie wiedziałem o co mu z tym chodzi - Wziąłeś witaminy? - spytał.

- Tak. - odparłem, próbując jedną ręką zapiąć guziczki, ale mi to nie wychodziło.

- A te drugie leki? - zapytał.

- Również. - potwierdziłem.

- A na pewno dobrze się czujesz?

- Dylan...- jęknąłem - Nic mi nie jest. - przewróciłem oczami.

- Martwię się, bo to jednak długa droga do Los Angeles, a ty jesteś w ciąży. O! Zadzwonię do Sary i spytam czy możesz podróżować na tak długi dystans!

- Dylan! To dopiero czwarty tydzień, a nie ósmy miesiąc! - zirytowałem się - Przestań panikować! - ochrzaniłem go.

- Ale i tak zadzwonię i się spytam dla pewności. Będę u ciebie na jedenastą! Kocham cię, MÓJ wilczku! - cmoknął w słuchawkę.

- Ja ciebie też, panikarzu ty MÓJ. - zaśmiałem się.

Zakończyłem połączenie i zapiąłem w końcu guziki w mojej koszuli.

- Thomas?! Ktoś do ciebie! - usłyszałem krzyk Kate z dołu.

Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu, bo kto mógłby do mnie przyjść? Dylan i reszta stada zawsze wchodzili jak do siebie.

Zszedłem na dół i z niedowierzaniem spojrzałem na osoby stojące przede mną.

- Och...kochanie. Dowiedzieliśmy się co się stało i wpadliśmy na chwilę by zobaczyć jak się czujesz. - powiedziała ze zmartwieniem Helen i przytuliła mnie do siebie mocno.

Byłem mile zaskoczony. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Bardzo się cieszę z waszych odwiedzin. - odrzekłem gdy Helen mnie puściła.

Harold nie bawił się w jakieś męskie podawanie dłoni tylko tak jak jego żona, uściskał mnie mocno.

- Tak nam przykro. Gdybyś czegoś potrzebował to zawsze możesz się do nas zwrócić. - zapewniła mama Dylana.

- O każdej porze dnia i nocy. - dopowiedział jej mąż.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do nich.

- A gdzie mój syn? Czemu go z tobą nie ma? Czy on aby na pewno o ciebie dba? - spytał Harold.

- Dba i to za bardzo. - oznajmiłem.

- No mam nadzieję. - odparł.

Zaprosiłem ich do kuchni i zrobiłem herbatę, a ciocia Kate poczęstowała ich ciasteczkami. Kobiety zaczęły rozmawiać o gotowaniu, więc się nie udzielałem, bo potrafiłem tylko odgrzać coś lub odsmażyć. Ewentualnie zrobić kanapki lub sałatkę.

Rozmawiałem więc z Haroldem, który opowiadał mi o jakimś klubie golfowym z którego go wyrzucono gdy już piąty raz trafił w głowę piłeczką kogoś z grupy.

Ich wizyta przebiegła w bardzo miłej atmosferze. Naprawdę ich lubiłem. Nawet szalony temperament ojca mojego alfy.

Gdy wychodzili musiałem obiecać im, że niedługo ich odwiedzimy z Dylanem, bo inaczej spokoju by mi nie dali, ale nie przeszkadzało mi to, raczej cieszyło.

You're Only Mine! (Dylmas) A/B/OWhere stories live. Discover now