Rozdział XI

462 36 5
                                    

Uwaga: Ten rozdział będzie pisany z perspektywy Kylo Rena. Chcę tym urozmaicić historię i pokazać w nieco innym świetle jego postać. Mam nadzieję że się Wam spodoba. Osobiście mam radochę z pisania jego stylem wypowiedzi. Zabawne ale i dosadne.
~ Volpisia

____________________________________________________________________

- On ma rację. Raven, idź ze szturmowcami, niech pokażą ci pokój. Potem do Ciebie przyjdę. Gdzie kapitan Phasma?- spytałem rozglądając się do okoła.
- Na rozkaz generale.- jak zwykle, niezawodna i jako jedyna na tym statku wykonuje dobrze swoją robotę. Czemu nie zatrudniamy samych fachowców?
- Zaopiekuj się nią. Ma na imię Raven. Wyznacz jej pokój i takie tam. Wiesz co robić. Idźcie już.
Tak na prawdę nie chciałem jej odsyłać, ale plany jakie ubzdurał sobie Hux, mają pozostać ściśle tajne póki nie zmieni zdania na ten temat. Zanosiło się znów na jakiś irracjonalny plan mający osłabić jakaś malutką, nic nie ważną komórkę rebeliantów. Nie po to przystąpiłem do Najwyższego Porządku, aby latać po jakiś dziadowskich planetach i gasić ogniska. Snoke obiecał, że będę wzywany tylko w sprawach najwyższej wagi, a nie do błachostek. Rany, muszę coś wreszcie z tym zrobić, bo dłużej tak chyba nie wytrzymam.
-Dobra, nasze najnowsze dane z Lothal potwierdzają, że mamy tam do czynienia z rebeliantami. Są dość aktywni i ponosimy przez nich dość duże straty materialne. To co się udało, zabrałem stamtąd jednak oni nie przestają działać.- Hux gadał jak nakręcony. Jak można w kółko siedzieć i czytać te głupie raporty. Papierkowa robota nie jest dla mnie. Chociaż jemu pasuje ten styl.
-I co w związku z tym? To nie możesz nic z tym zrobić?- popatrzył na mnie gniewnym spojrzeniem. Znów uraziłem jego dumę. Standard. Poklikał coś na klawiaturze poczym odpaliła się cała baza na Lothal. Nie dostrzegłam tam niczego niepokojącego. Wszystko stało jak powinno. Wymownie przekręciłem głowę aby mi z łaski swojej powiedział, czego ode mnie oczekuje. Mogłem się co do tego domyślić.
-Rebelianci kilkakrotnie forsowali wschodnią bramę. Żadnej innej. Oni planują coś większego. Bardziej efektownego...- nie chciało już mi się słuchać tej jego nudnej paplaniny toteż uciąłem krótko:
-I mam rozumieć, że mam się tym zająć, bo twoi ludzie to porażki dydaktyczne i do niczego się nie nadają.- tamten aż poczerwieniał ze złości.
-Ja sobie takie teksty wypraszam Ren. Pamiętaj, nie ty jeden otrzymujesz rozkazy od Najwyższego Wodza i tak, chcę abyś się tym zajął. Nie mam zamiaru tracić więcej czasu na wymyślanie jakiś strategii, aby pokonać tych szczeniaków.
-Kiedy mam tam lecieć?
-Jak najszybciej. A tylko jedna uwaga, nie bierz tej swojej uczennicy. Ona nie ma żadnego doświadczenia związanego z wojną jaka się teraz toczy. Lepiej dla niej jak zostawisz tu, na statku.- uśmiechnąłem się pod maską. Jaki on jest naiwny. Myśli, że ją tu zostawię? Tu to może i nie, ale na statku tak. Jakby coś poszło nie tak będzie mogła zawiadomić flotę.
Po odprawie postanowiłem udać się do mojej kajuty. Raven była w dobrych rękach, dlatego nie musiałem się o nią martwić. Wszedłem do pokoju, zdjąłem hełm i rzuciłem go w kąt pomieszczenia. Położyłem się na łóżku. W ciągu kilku godzin zyskałem padawana i dostałem dyplomatycznego kosza. Dawno nie miałem tak nieudanego dnia. Jeszcze ten cały palant Hux. Ten to zepsuł by dzień nawet trupowi. Wpatrywałem się w sufit i zastanawiałem co począć z tą idiotyczną misją. To się robi już śmieszne. Muszę pogadać o tym z Najwyższym Wodzem. Jak na moje życzenie, światła przyciemniały a na samym środku pokoju pojawił się hologram mojego mistrza - Snoke'a. Natychmiast podniosłem się z posłania i uklękłem przed wyświetlaną postacią.
-Panie...- rzuciłem uroczyście schylając się jak najniżej.
-

Star Wars: Potęga zakonu RenWhere stories live. Discover now