Rozdzial 1

11.1K 437 22
                                    

- Piotr... muszę odejść. Po prostu się zwalniam.
- Ale nic z tego nie rozumiem... dostałaś coś ciekawszego, lepiej płatnego?
- Nie.. po prostu nie mogę dłużej pracować. Musze skoncentrować się na ważniejszych sprawach, zorganizować sobie życie, poukładać w głowie i sercu.
- Czekaj, czekaj... Nie zbyjesz mnie takimi frazesami. Co jest grane? Nie sądzisz, że  znamy się wystarczająco długo żebym zasługiwał na szczerość?

- W porządku... - z zamierzonej postawy bezemocjonalnej organizatorki życia, powróciłam do bardziej naturalnej pozycji, mimo wszystko zagubionej przyszłej mamy. - Jestem w ciąży...

- O cholera! - Piotr niemal krzyknął chowając usta za piramidą złożonych dłoni.

- To i tak powściągliwa reakcja... Ja nie mogłam uwierzyć znacznie dłużej, nie mówiąc o zaskoczeniu. Zresztą zanim nie zauważę rosnącego brzucha i nie poczuję ruchów dzieci, nadal będę oceniać sytuację jako abstrakcyjną.

- Czekaj... dzieci?

- No tak... to ciąża bliźniacza.

- Meg, udał ci się ten wyjazd jak nie wiem co - kręcił głową nadal nie bardzo rozumiejąc co zaszło w moim życiu.

- Nie mam pojęcia jakie uczucie jest właściwe: żal że trafiłam na tak słaby męski egzemplarz, czy radość z zostania matką.

- Aż tak?

- Nie chcę wdawać się w szczegóły... Niemniej muszę chwilowo zatrzeć ślady. Nie chcę być kojarzona z tym miejscem, mieszkaniem... Jednym słowem uciekam z Warszawy. Ojciec dzieci na pewno będzie mnie szukał, a nie mam najmniejszej ochoty widzieć się teraz z kimkolwiek z Nowego Yorku.

- Nadal nie widzę związku z rzuceniem pracy. Dostarczysz do kadr zwolnienie chorobowe i możesz się oddać zakupowemu szaleństwu między regałami dziecięcej odzieży. Natomiast nie pozwolę odejść tak dobremu pracownikowi. Poza tym, gdybyś jednak cierpiała z nudów zawsze bez oporów będę mógł ci przesłać mailem kilka zadań dla rozrywki. Możesz milczeć ile ci się spodoba, ale odezwij się jak tylko za nami zatęsknisz. Zwyczajnie chcę żebyś miała do czego wracać.

- Nie sądziłam, że tyle w tobie wrażliwości...

- Umiem rozpoznać kiedy kpisz - groźnie spojrzał na mnie, ale na koniec posłał pokojowy uśmiech.

- Musisz mi tylko coś obiecać, nigdy nie wspomnisz komukolwiek kto się tu pojawi i zapyta o mnie, że masz ze mną kontakt. Wiem, że Martin ma swoje sposoby, a niestety nie mam pewności co do tego na ile przyjemne, że będzie mnie usilnie szukał. Postara się wykorzystać wszystkie ścieżki i dotrzeć we wszystkie miejsca związane ze mną.

- Co zamierzasz?

- Póki co, wieczorem wyjeżdżam do Poznania. Brat po mnie przyjeżdża. Dziś oddaję zresztą jego znajomej klucze, która wynajmie ode mnie mieszkanie. Mam poza tym plan doskonały, ale tym nie będę się chwalić...

- Szybko się uwinęłaś jak na drugi dzień pobytu w ojczyźnie... Aż tak ci ten Martin zalazł za skórę?

- Nie masz pojęcia...

- Uważaj na siebie. Cieszę się, że wróciłaś mimo wszystko... nie pasujesz do Ameryki.

- Mało kto pasuje... - nostalgicznie westchnęłam. - Uciekam. Dzięki Piotr...

- Nie masz zupełnie za co.

- Mam... Fajnie, że trafił mi się ludzki szef - rozchmurzyłam twarz wychodząc z gabinetu. Z małym żalem, że muszę odłożyć moje zawodowe życie przechodziłam do windy.

- Gośka?!?! - usłyszałam za plecami charakterystyczny głos rozpromienionej Darii.

- Nieee... - próbowałam zażartować nadal stojąc tyłem.

Miłość po rosyjsku / Część IIDonde viven las historias. Descúbrelo ahora