Marmur

1.1K 52 8
                                    


Promienie słoneczne wtargnęły do pokoju, nie pytając mnie o zdanie. Już miałem zamiar wykrzywić twarz w grymasie, ale postanowiłem spojrzeć na zegarek, stojący na półce nocnej. Za pięć szósta. Nie jest źle, przecież za niecałe pół godziny miał zadzwonić budzik. Wygramoliłem się spod przyjemnie grzejącej pierzyny, a ta wylądowała na podłodze. "Później pościelę" - pomyślałem, wiedząc, że w rzeczywistości nigdy do tego nie dojdzie.
Żmudnym krokiem podszedłem do szafy. Nagle zabrzmiał dźwięk telefonu.
-Fifi? Obudziłem? Chyba wiesz jaki dzisiaj dzień?- entuzjastyczny głos Maćka zniwelował grobową ciszę, panującą w pokoju.
-Tu się zdziwisz. Tak się składa, że wiem. Dzisi...-  już miałem zamiar dokończyć, kiedy przyjaciel przerwał mi wpół słowa
- To świetnie. Wciskaj się w garnitur i jedziemy. Postaraj się być gotowym o 7:00 najpóźniej. Podrzucę Cię na peron i spadam, bo muszę dzisiaj załatwić kilka spraw. - zanim zdążyłem zaprotestować, połączenie zostało zakończone. Dobra, mam godzinę, bez problemu się wyrobię. Ponownie stanąłem przed wyborem ubrania na dzisiejszą podróż. Garnitur? Nie było takiej opcji. Prawie 7 godzin jazdy. Wybrałem zwykły biały T-shirt i dżinsy. Z szuflady wyciągnąłem pierwsze lepsze bokserki i  skarpetki. Szedłem boso, po zimnej podłodze, w stronę łazienki. Odruchowo zamknąłem drzwi na klucz. Długo już mieszkam sam, dlatego z przyzwyczajenia gdzie nie wejdę, zakluczam za sobą drzwi. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z gorącą wodą. Czekając aż spłynie strumień lodu, nuciłem pod nosem "Rubber Soul" Beatlesów. "Poranna kąpiel" - mruknąłem, czując, że woda nie zmieniła swojej temperatury od czasu, kiedy zaczęła lecieć. Po chwili wyszedłem spod prysznica z gęsią skórką. Wytarłem się, jak najszybciej mogłem i wciągnąłem na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Wyciągnąłem z szafki moją szczoteczkę. Myjąc zęby myślałem, po co właściwie jadę do tego Trójmiasta. Maciek uparł się, że potrzebuję odpoczynku, czasu do namysłu. Namysłu? Nad czym? Chyba pomyślał, że zamierzam pisać kolejny album. W pierwszej chwili chciałem mu wyperswadować, że na razie nie mam ochoty na publiczne tworzenie, ale pomyślałem, że odpoczynek nie jest złym pomysłem. Po umyciu zębów, ogoliłem brodę, zostawiając czarny wąs, i skorzystałem z toalety. Potem wydostałem spod łóżka walizkę. Pośpiesznie pakując najważniejsze rzeczy, spojrzałem na godzinę. Cholera, ile ja spędziłem czasu w tej łazience? Zapiąłem torbę, nie patrząc, czy wszystko zostało do niej włożone, i zszedłem na dół. Buty, gdzie są buty? Przypomniało mi się, że Nike zostawiłem na górze. Spojrzałem z niechęcią na czarne trampki. Nie znoszę wiązać sznurówek, tamte buty wystarczało wciągnąć na stopę. Samo zakładanie butów zajęło mi z trzy minuty. Wziąłem pod pachę kurtkę, a torbę zarzuciłem na ramię, zamykając drzwi.
- No, witam witam.- uśmiechnął się Maciek,otwierając szybę. Spojrzał z dezaprobatą na mój strój.- Garnitur w walizce?
-Ta.- skłamałem, wsiadając na przednie siedzenie.
-Jak tam poranek? Coś Ty taki zdyszany?- zapytał, jakby bez zainteresowania, więc spojrzałem na niego w ten sam sposób. Zrozumiał, że najwyraźniej mam zły dzień i już do końca drogi na dworzec wsłuchiwaliśmy się w  warkot silnika Mercedesa. Mężczyzna zatrzymał się z piskiem opon, po czym podał mi bilet i życzył miłego pobytu. Wyszedłem z samochodu, następnie spojrzałem na kartkę. „Przecież to bilet na pociąg, co z hotelem? Droga do hotelu? Jego nazwa? Cokolwiek."- pomyślałem. Nie miałem jednak czasu zapytać, ponieważ była 7:30, a na kwitku widniała godzina 7:35. No pięknie; dobiec na miejsce i znaleźć peron. Z pewnością zdążę- stwierdziłem już w biegu. Na szczęście- torba była lekka. Na nieszczęście- dlatego, że zawierała same bezużyteczne rzeczy.
Prawie zleciałem ze schodów, usiłując przeskakiwać po 2 stopnie na raz. Tymczasem starsza Pani, idąca przede mną,  krok za krokiem przystawala na każdym schodku, dysząc ciężko przy tym. Peron był zapełniony spóźnionymi ludźmi. Wypełniała go dusząca woń kurzu, fast foodów i dymu z papierosów. Co prawda  na kolumnie, tuż obok zegaru, wisiał dość duży zakaz- zakaz palenia. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi.  Każdy z osobna rozpychał się łokciami, myśląc tylko o tym, jak obrać najszybszą drogę. Starałem się jak najsubtelniej wchodzić w przesmyki między nimi.
Udało mi się wsiąść do pociągu. Szedłem wzdłuż wąskiego korytarza, zaglądając raz po raz za szyby przedziałów. Tu zasłoniete firany, banda nastolatków, obżerający się faceci, tam z kolei babka z wnukiem, małżeństwo z dzieciakami. Zacząłem wątpić, że został jakikolwiek  wolny przedział. Po chwili zauważyłem jeden, jedyny, który pozostał pusty. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu, przesuwając trzeszczące drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu na pierwszym fotelu, tuż pod drzwiami spał mężczyzna o gęstej brodzie i atramentowych włosach, pomiędzy którymi można było dostrzec siwe pasma. Ubrany w hebanowy tweed, pod którym miał, zapiętą pod samą szyję, starą, flanelową koszulę. Na dłoniach można było dostrzec liczne blizny. Niby staruszek, jednakże nazbyt  miło nie wyglądał.
Usiadłem więc po przeciwległej stronie pomieszczenia, kładąc torbę przy oknie. Dlaczego? Na wypadek, gdybym zasnął, a tajemniczy gość chciałby zobaczyć co się w niej kryje. Ale również niezła z niej poduszka.  Zerknąwszy ostatni raz na tajemniczego pasażera, zamknąłem powieki i wybełkotałem "Na przyszłość będę starał się latać". 
Przebudził mnie donośny głos.
-Cola, piwo!- powtarzał na okrągło-Chrupki, kawa, herbata! - ogłaszał dalej. Wydawał tak jazgotliwe dźwięki, że w życiu nic bym u niego nie kupił. Jednak wszedł do naszego przedziału. Miał ostre rysy twarzy.  Na sama myśl o jedzeniu skręcało mi się w żołądku. Ostatnim zjedzonym przeze mnie posiłkiem był wczorajszy obiad. "Która tak właściwie jest godzina?" -pomyślałem. Wyjąłem z kieszeni komórkę. 3,5 godziny katorgi za mną.
Enigmatyczny starzec spokojnie, aczkolwiek dosyć szybko zareagował, gdy wózek z jedzeniem przekraczał próg naszego przedziału.
-Won. - rzekł stanowczo, poprawiając krawat. Usiadł i zmierzył mnie wzrokiem. Jego oczy miały w sobie niesamowity chłód. Obawiałem się, że zacznie prowadzić pospolitą rozmowę o poglądach politycznych, religijnych, lub o mojej sytuacji materialnej.  On jednak zadał mi tylko jedno pytanie, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi.
-Wiesz co jest moim największym pragnieniem? - nikt mnie nigdy tak nie zaskoczył. O co  mu chodzi? Nie wygląda na człowieka, który zwierza się przypadkowym ludziom.
-Chcę mieć duży dom, pełen cudzych żon. - w tamtym momencie ogarnęła mnie fala niepokoju, zacząłem przeraźliwie bać się gościa. Wcześniej myślałem, ze jest w średnim wieku, tymczasem teraz wyglądał co najwyżej na 30. Uwydatnione żyły, mięśnie wyrywające się spod skóry, to wszystko sprawiało, że czułem się słaby w stosunku do niego. Wziąłem telefon, wpisałem kod: 4-8-2-2. Podróżny wciąż łypał na mnie wzrokiem, a krzaczaste brwi i wysokie czoło marszczył groźnie. Spojrzałem ponownie w ekran telefonu; sześć nieodebranych od Adama. Wiedziałem, że w końcu zacznie do mnie wydzwaniać- już coś planuje. Zostawił mi wiadomość, którą natychmiast odsłuchałem.
-Felipe, no będzie draka.- burknął z niezadowoleniem Jedynak. Wzruszyłem ramionami, następnie zablokowałem komórkę i wsadziłem ją do tylnej kieszeni. Odruchowo zerknąłem na lewo, obcy zasnął.
Nagle szyny głośno zaskrzypiały. Pociąg nareszcie wjechał do Trójmiasta. Pierwszy przystanek. Pociągnąłem za klamkę od okna. W jednej chwili do pomieszczenia wkradł się chłód morza. Podziwiając widoki, czułem wolność. Mój przystanek, w końcu.  Zgarnąłem swoją torbę i mijając nieznajomego, wyszedłem z pociągu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Postanowiłem skorzystać z internetu i  znaleźć nocleg. Jednak, gdy chciałem odblokować urządzenie, nie chciało się włączyć- cholera, rozładowany. Byłem zmuszony zagadać do kilku ludzi. Po kilkunastu minutach stałem przed ogromnym hotelem. Wtedy uderzyła we mnie myśl: Dlaczego nie zapytałem, skąd możemy się znać? Dlaczego nie poprowadziłem z nim żadnej konwersacji? Wszędzie widziałem twarz nieznajomego.
Zwykle hotele mają piękne, przeszklone drzwi. Ten miał zdobione, mahoniowe. Popchnąłem je z całej siły. Wtedy moim oczom ukazał się ogromny hol. Rozejrzałem się uważnie. Mój wzrok zatrzymał się na stojącym w rogu obdartym fotelu. Uznałem, że dobrym pomysłem jest usiąść właśnie tam i zastanowić się, co dalej. Jednak zanim zdążyłem to zrobić, podszedł do mnie wysoki, szczupły portier:
- Pan Szcześniak, dobry wieczór, czekaliśmy na pana. Zameldowaliśmy pana w pokoju 515.
- Nie mam rezerwacji żadnej, także...- przerwałem mu, będąc zaniepokojonym całą sytuacją.
- Proszę, zapraszam do windy. Zdajemy sobie sprawę że przed panem ogrom pracy, niemniej zachęcam pana do uczestniczenia w życiu naszego hotelu. Za kilka dni odbywa się wieczorek taneczny, obecność o-bo-wiąz-ko-wa. - wieczorek taneczny?
- No nie wiem, zobaczę...- przypomniało mi się, że przecież mam rozładowany telefon- Nie ma pan czasem ładowarki do takiego telefo...
- Nie. Zachęcamy gości do niekorzystania z technologii.
- Super. - będę bez telefonu i kontaktu z rzeczywistością, naprawdę szykuje się niesamowity wypoczynek.
- Voilà. Pański pokój, a oto klucz, i video powitalne. Dobranoc, i powodzenia.
Odebrałem więc klucz i kasetę, po czym wszedłem do windy. 4 piętro, nie było trudno znaleźć pokój. Otworzyłem drzwi. Nawet nie zainteresowałem się specjalnie wyglądem pomieszczenia.  Wystarczyło, że znalazłem łazienkę. Spojrzałem w lustro- nie wiedziałem kogo tam widzę. Przemyłem twarz zimną wodą i przebrałem w czyste ubrania. Nie miałem ochoty na zabawę w urządzanie pokoju. Włożyłem więc wideo powitalne do odtwarzacza, stojącego na półce nocnej. W drodze do łóżka  jeszcze zajrzałem przez okno. Nocna mara spowiła miasto.  Położyłem się na łóżko, szczelnie opatulając się kołdrą. "Chcę mieć duży dom pełen cudzych żon"- głos grobowego pasażera, wciąż pulsował mi w głowie. Chcąc o wszystkim zapomnieć, wcisnąłem na pilocie guzik, który uruchomił video:

A więc znalazłeś się w hotelu "Marmur"
Zażywaj słońca oraz jodowanego powietrza
Ciesz się szumem drzew, bulgotaniem morza
I niestworzonym krzykiem lokalnego ptactwa
Cicho tam!
Porywa cię wieczorna melancholia?
Udaj się do sali bankietowej
I poznaj współtowarzyszy turnusu
Nie rób głupstw Filip, masz tu wypocząć!- poczułem ukłucie w żołądku, skąd znają moje imię?
Bogata oferta alkoholowo-gastronomiczna
Niecodzienna architektura
Brak rozkojarzającej technologii
Obowiązkowa psychoterapia, kursy tańca
Nierobienie głupstw
Wykwintne wieczory z wykwintnymi gośćmi
Witaj w hotelu "Marmur"!

MarmurWhere stories live. Discover now