Żyrandol

496 30 0
                                    

Przebudziłem się nagle, myśląc, że to już ranek. Udało mi się podnieść z łóżka. Otarłem z czoła krople potu. Ręce wciąż mi się trzęsły. Odsłoniłem zasłony, a blask księżyca oświetlił całą sypialnię. Nie spoglądając na zegarek, wiedziałem, że jest środek nocy, jednak nie miałem ochoty już spać. Ciągle budzony koszmarami, nie chciałem zamykać oczu. Wtedy usłyszałem czyjś głos. Nie, nie czyjś. Dobrze wiedziałem do kogo należy. Zacząłem nerwowo krążyć po pokoju, obsłuchując każdą ścianę po kolei. Doszedłem do okna, dźwięk dobiegał z pomiędzy koron drzew. Drzew? Nie, to zupełnie nie to. Ptaki? Być może mewy. Sam już nie wiem. Gdyby ktokolwiek teraz zobaczył moje poczynania, uznałby mnie za chorego na głowę. W końcu doszło do mnie, że niepokojące dźwięki dochodzą zza drzwi, przynajmniej tak mi się wydawało. Przekręciłem lekko zardzewiały, pachnący metalicznie, klucz.
Rozejrzałem się, lecz widać było tylko ciemną otchłań korytarza. Szedłem niepewnie do przodu, a głos nieprzerwanie brzmiał w przestrzeni.  Nagle obsunęła mi się stopa. Momentalnie uderzyłem całym ciałem o chłodne podłoże. Schody. Mogłem to przewidzieć. Ramię rozbolało mnie, jakby ktoś wciąż mnie kopnął z całej siły. Ledwo zdążyłem się podnieść i znów usłyszałem ten głos. Mimo pulsującego bólu, postanowiłem dowiedzieć się skąd dobiegają dźwięki.
W pewnym momencie korytarz się rozszerzył. Teraz znajdowałem się w ogromnym holu. Rozejrzałem się uważnie. W czterech kątach, stały cztery posągi i miałem wrażenie, że wszystkie cztery mnie obserwują. Jednak nie mogła to być prawda, ponieważ ich oczy wypełniała pustka. Wyprostowana sylwetka o sztywnej pozie. Bóstwa stojące w statyczny sposób. Idealne, młode twarze, zgrabne, zdrowe sylwetki i lekkie, tajemnicze uśmiechy.Tym właśnie charakteryzowała się architektura archaiczna- grecka. Cała recepcja była zapełniona zdobionymi wazami. Ornamenty rozmieszczone pasami, wzory wypełniają prawie całą powierzchnię ścian naczynia, podkreślając jego kształt.
Kiedyś ludzi otaczały piękne budowle, kolumnady i świątynie. A teraz? Na każdym kroku supermarkety, neonowe szyldy, obnażone kobiety na billboardach, w powietrzu nieprzyjemny swąd. Moje oczy nie są w stanie tego oglądać, kocham sztukę, spokój i ciszę. Mógłbym już na zawsze zostać w tym hotelu. Doprawdy zachwycające.
Nawet nie zorientowałem się, że głos przestał się odzywać. Postanowiłem więc zwiedzić hotel.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to drzwi różniące się stylem od reszty hotelu. Pobrzmiewał  stamtąd cichutka muzyka. Wszedłem do środka, gdzie od razu uderzyła we mnie fala głośnego basu. Masa ludzi siedziała przy stolikach. Jeszcze przed chwilą myślałem, że jestem w tym hotelu sam.
Podszedłem do baru. Usiadłem na wysokim stołku i rzuciłem:
-Lagavulin- barman przez chwilę zastygł w miejscu. Ni stąd, ni zowąd zaczął nawijać o tym, jak wiele dostaje teraz ofert pracy, myśli o zmianie lokalu. Potem temat przeszedł na sprawy rodzinne. Opowiadał mi, jak to kiedyś żył na wsi, ale ja już dawno przestałem słuchać. Sączyłem whiskey, obserwując kobietę w białej sukni. Miała krótkie blond włosy, uwydatnione kości policzkowe i usta pomalowane intensywnie czerwoną szminką. Już miała sięgać po drinka, kiedy jakiś facet złapał ją za nadgarstek. Chyba jej mąż. Oboje byli młodzi, pewnie tuż po ślubie. Siedzieli wraz z jakimiś staruszkami przy stoliku. Starszy mężczyzna  podał młodszemu swój portfel i wyszedł wraz z partnerką, zostawiajac dzieciom wolną wolę i banknoty.
Odszedłem od baru, rozglądając się po pubie. Wszedłem w strefę dla palących. Przy stoliku w rogu kilkanaście mężczyzn grało w karty. Popijali przy tym wyborową, próbując przekroić krwiste befsztyki, niekoniecznie dobrej jakości. Łysy zgarnął całą wygraną, ciesząc się głupek. Brunet obok niego momentalnie zbladł. Stracił wszystko. Na środku stolika leżał portfel, kilka stów i biżuteria. Od każdego gracza coś wartościowego. Tylko brunet miał tego pecha, że zagrał va bank.
Inny facet co chwilę spoglądał w ekran telefonu.
-Co ty robisz? Co chwilę widzę cię z telefonem.
-Sprawdzam, czy Anka nie dzwoniła.
-Przestań być takim frajerem. Każdy z nas przez to przechodził, tylko za pierwszym razem jest niezręcznie.
-Nie dzwoniła i nie pisała. Raczej się nie domyśla?
-Wyluzuj! Brak wiadomości- brak zobowiązań.- powiedział, po czym podał koledze kieliszek.
Och, panowie są w delegacjach- pomyślałem- przecież, rzecz jasna.
W innym kącie stało kilkudziecięciu instrumentalistów. Najwyraźniej mieli przerwę, skoro słyszałem tylko muzykę elektroniczną. Wirtuozi przewracali stronice nut, energicznie ze sobą rozmawiając. Próbowali ustalić w którym momencie wejść mają wiolonczele, czy przyszła pora na jazz, czy może klasykę.
-Wystarczy! Przestańcie ciągle gadać. Gęby wam się nie zamykają, a te wasze dyskusje i tak do niczego nie prowadzą. Wystarczy się wysilić i poćwiczyć. - wygarnął dyrygent wszczynając kłótnię. Mimo tego, że zaczęli się sprzeczać , było widać że są świetnymi artystami. Nie każdy się awanturował. Niektórzy jeździli delikatnie smyczkiem po strunach, udając, że grają na prestiżowym koncercie. Rytmicznie się kołysali na boki. Przymrużając oczy, ćwiczyli swoje partie.
Pozostałą przestrzeń zajęli ludzie ogarnięci szaleństwem. Spoceni mężczyźni rozpinali koszule, a kobiety podwijały bluzki. Nieznajome twarze pełne emocji. W tłumie rozpoznałem jednak pewną osobę. Jako jedyny nie tańczył, stał z tylu. Opierał się o ścianę  i patrzył mi prosto w oczy.
Owinął mnie chłód i ogarnął niepokój. Odwróciłem głowę w stronę okna. Obserwowałem krople deszczu obijające się o szyby. Oddałbym wszystko, żeby znajdować się w zacisznym miejscu. Po co wszedłem do tego baru? Roztargniony złapałem barmana za łokieć:
-Kojarzy pan może tego mężczyznę?- kiwnąłem głową
-Tego?-wskazał palcem
-Tak, tego co stoi na końcu.
-Nie widziałem go jeszcze, pewnie dzisiaj się zameldował. - tyle to nawet ja wiedziałem. Zapytałem więc kelnera o to samo, na co on wydukał:
-Jaki mężczyzna? Nie chciałbym pana martwić, ale tam nikogo nie ma. - Rzeczywiście, miał rację, nikogo tam nie było.
Miałem mętlik w głowie. Wyleciałem z pomieszczenia, ciężko dysząc. Oparłem się o ścianę obok wejścia do baru.
Nagle zobaczyłem znanego mi już portiera. Zatrzymałem go:
-Panie Cieszyński, pozwoli Pan na sekundkę.
-Tak?
-Kto tu wpuścił tego typa z brodą? Mam wrażenie, że mnie śledzi- powiedziałem czując się jak półgłówek
-To jeden z naszych gości, mówił, że się znacie.
-Co?
-Zapisał Was nawet na wspólne zajęcia. - odparł, unosząc kąciki ust.
-Jakie zajęcia?- zapytałem, po czym dodałem zrezygnowany- Chociaż, wie Pan co; nieważne, idę się przejść.
- Panie Szcześniak w taką pogodę? Przecież leje.

MarmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz