Rozdział 22

341 22 43
                                    

Poranny chłodny wiatr obudził parę kochanków, którzy leżeli ledwo przykryci kocem. Słońce rozpromieniło całą komnatę. Czuli, że dziś ten dzień będzie dla nich chwilą odpoczynku. Bynajmniej zapowiadał się dobrze...

- Dzień dobry moje serce.- Pocałował ją w czoło.

- Dzień dobry.- Uśmiechnęła się do niego.

- Co dziś robimy?

- Nic.- Wtuliła się w niego.

- Nie możemy tak po prostu tu leżeć. Wstawaj.

- No Ty nie możesz tu leżeć cały dzień, ale ja tak.- Pokazała mu język.

- No co za dziecko.- Zaśmiał się.- Mnie język będziesz pokazywać?- Rzucił się na nią i zaczął łaskotać.

- Nie! Przestań!- Śmiała się na cały głos.- Tylko nie tu! Proszę Cię przestań!- Śmiała się dalej.

- A jak nie to co?- Zatrzymał się na chwile i spojrzał jej w oczy.

- A jak nie...- Wgryzła mu się w wargi.- Możesz przestać marzyć o kolejnej nocy ze mną kochanieńki.

- Sądzę, że nie wytrzymasz tego. To będzie bardziej kara dla Ciebie niż dla mnie.- Uniósł jedną brew.

- Prześwietliłeś mnie. Ty przebiegły.- Chwyciła jego twarz dłońmi i złączyła ich usta w długim namiętnym pocałunku.- Może udamy się dziś do miasta?

- O nie! Jesteś świeżo po lecznicy i dziś to ja zajmę się Tobą najlepiej jak potrafię.

- O ile dobrze pamiętam jestem Sułtanką...

- A ja twoim kochankiem i będę dbać o Ciebie i twoje zdrowie. Nigdzie nie jedziesz. Najwyżej możesz wyjść do ogrodów.

- Wiesz jak bardzo Cię kocham?- Pocałowała go.- Najbardziej na świecie. Dziękuję codziennie Allahowi, że mi Ciebie zesłał.

- A ja dziękuję, że ktoś taki jak Ty mnie pokochał.

Kemankes połączył ich usta w długim namiętnym pocałunku. Zaczął schodzić z nimi coraz niżej, aż ktoś zaczął się dobija do drzwi.

- Ahh...- Opadł obok.

- Sułtanko wszystko dobrze? Proszę otwórz drzwi przeniosłem lekarstwo.

- To Haci... Pójdziesz mu otworzyć chce zobaczyć jego minę.- Uśmiechnęła się.

Kemankes wstał z łóżka założył dolną część ubrania i ruszył ku drzwiom. Odchylił drzwi tak aby Haci go zobaczył, wyciągnął rękę i zabrał mu leki.

- Dziękujemy, Haci.- Uśmiechnął się szyderczo.

***

Mężczyznę ten widok tak się zaskoczył, że aż go zamurowało. Nie wymusił z siebie słowa i stał tam jeszcze pięć minut. Gdy nagle podeszła do niego Lalezar.

- Wszystko w porządku?

- Idę do Mekki, bo za te wszystkie grzechy to ja się nie wymodlę do śmierci. O Allahu...- Machnął na to wszystko rękami i udał się do kuchni.

Lalezar wiedziała co mógł zobaczyć. Na pewno był to Kemankes.

- Biedny Haci.- Pomyślała.- Przewrażliwiony jest. Jest niczym pies ogrodnika, sam nie może to drugiemu nie da.- Zapukała do drzwi.

***

- Czego on znowu chce?- wstała z łóżka i podeszła do drzwi.- A to ty, wejdź.

- Nie ma takiej potrzeby. Przyszłam powiedzieć, że twój syn chce Ciebie widzieć.

Prawdziwe UczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz