31.

683 35 58
                                    

Rzucili nim o posadzkę, z wielkim hukiem. Wylądował na twarzy nieprzytomny.
Strażnik kopnął go w żebra. Wtedy uchylił lekko oczy.
-Widziałeś się z kimś?! -wrzasnął Dagür, a gdy nie otrzymał odpowiedzi uderzył go jeszcze mocniej.
-Mów!!! Komu mówiłeś by cię uratować, no komu?!-Thranduil uśmiechnął się złośliwe, ale tylko na tyle na ile było go stać.
-Ja nie muszę nikomu mówić. Oni sami podążą za swym panem i władcą-odparł dumnie, ale przypłacił za to kolejnym uderzeniem.
Jeknął pod nosem. W sumie nie zależało mu na ratunku. Oddałby wiele, by znów spotkać się z ukochaną żoną.
-No dobrze. Zginiesz więc na oczach swojej rodziny. Zabrać go.

***

Obie armie zebrały się pod twierdzą gotowe do walki.
Namessi czuła się odpowiedzialna za życie wojowników, oraz brata i ojca. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to wszyscy mogą zginąć. Oddychała głęboko. Podjechał do niej Elrohir.
Położył je rękę na ramieniu i uśmiechnął się z nadzieją.
-Będzie dobrze-szepnął cicho. Księżniczka westchnęła i chciała coś odpowiedzieć, ale nim zdążyła chociażby poruszyć wargami, wrota twierdzy zaczęły się otwierać.
-Już czas-pomyślała przymykając oczy.
Podniosła dłoń, by dać znak do przygotowania się łuczników. W jednej chwili, gdy opuściła palce, cięciwy rozprężyły się. Padli pierwsi żołnierze wroga, ale nieprzyjaciel nie pozostał dłużny. Walka na dobre rozgorzała. Oba wojska już nie długo znalazły się w bezpośrednim kontakcie, poprzez walkę na miecze, sztylet i wszystkie możliwe bronie.

-Elrohir!-Namessi zawołała syna Lorda z Imladris. Ten mimo iż był pochłonięty walką, odwrócił się przekonany, że młodej następczyni tronu coś się dzieje.
-Amaetham!(atakujmy razem)-powiedziała, a brat Elladana, mimo wielkiego zgiełku podbiegł do niej. Nie mieli już koni, które były zabite gdzieś wcześniej.
-Gurth goth nin!(śmierć naszym wrogom)-wykrzyknął Elrohir. Postanowili postawić wszystko na jedną kartę.
Albo się uda, albo wszyscy zginą.

Obaj elfowie znaleźli się w centrum bitwy. Byli tak pochłonięci walką, że na początku nawet nie usłyszeli głośnego rogu wrogich wojsk. Jednak już po chwili obie armie zatrzymały się i spojrzały w stronę najwyższego punktu twierdzy. Na górze ogromnej wieży ujrzeli widok, którego nie chcieli widzieć.
Nie tego się spodziewali.
Stał tam przywódca zbuntowanych i jego dwóch strażników. W jednym ręku podtrzymywał Thranduila, a w drugim dzierżył miecz.
Namessi stanęła zdruzgotana tym widokiem. Elrohir złapał ją za dłoń. Elfka nie wiedziała co ma robić. Jej ojciec mając pełno ran, ledwo się trzymał, co dopiero miałby walczyć.
-A teraz posłuchacie MNIE!-wykrzyknął Dagür.-Jak mniemam przybyliście tu po swego... Khm... Władcę. Jednak oddam wam go, jeśli się poddacie!

***

Elandiel biegł po schodkach prowadzących na wieżę. Gdy tylko Kathia powiedziała mu co się stało, niezwłocznie ruszył. Pomimo iż zakazał dziewczynie biec za nim, nie wiedział czy wykona jego prośbę. Od zawsze była krnąbrna i szalona.
Jednak teraz elf bał się najbardziej o ojca. Dopiero go poznał i już miał go tracić? Nie, nie mógł do tego dopuścić!
Elandielowi strasznie dłużyło się te czterysta stopni, ale w końcu dotarł na miejsce.
-Jeśli ktoś mi się sprzeciwi, król zginie-wakrnął Dagür przykładając do gardła Thranduila nóż. Elandiel postanowił działać spontanicznie. Rzucił się na strażników, ale byli od niego dużo starsi i silniejsi. Stojące na dole obie armie przestały walczyć między sobą i tylko patrzyły na scenkę, która odbywała się na wieży.
Elandiel już nie miał szans i przygnieciony do ziemi czekał na śmierć, którą jednak nie nadeszła. Jeden ze strażników padł martwy, drugi po chwili również.
-Kathia!-El zerwał się z ziemi dziękując w duchu, że jego dziewczyna przybyła.-Dobra, teraz mnie osłaniaj od schodów. Sam rozprawię się Dagürem.
-Jak chcesz kochany!-odparła w pośpiechu dziewczyna i zbiegła na schody. W tym czasie Elandiel mocniej chwycił swoje sztylety i ruszył na władcę zbuntowanych. Ten jednak z łatwością odparł atak młodego chłopaka.
-Jeden ruch, a on zginie-warknął.
-Walcz ze mną. Zostaw go w spokoju i walcz jak facet.
-Sam tego chciałeś, smarkaczu.
Walka zaczęła się. Kilkorgu elfom udało się już dostać do twierdzy, ślę zbuntowani to zauważyli i podążyli za nimi.
E

landiel zadał pierwszy cios. Oczywiście został odparty. Potem pojedynek się rozkręcił, a ale został przerwany przez wojownikiem obu stron, którzy wbiegli na wieżę. Elandiel wykorzystał ten moment i przykucnął koło swojego ojca. Chciał mu pomóc w jakiś sposób, jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, ten złapał go za dłoń.
-Baw. Drego! (Zostaw. Uciekaj!)
-Law. (nie) Jesteś moim ojcem i cokolwiek się działo, musimy to zmienić. Dlatego zostajesz ze mną! Z nami...-powiedział i delikatnie podłożył rękę pod jego głowę. Nagle Thranduil wyjął jego sztylet zza paska i rzucił nim nad chłopakiem. Prosto w serce Dagüra, który właśnie nachylił się nad młodym elfem by go zabić. Chłopak nawet tego nie zobaczył. Zawdzięczał ojcu życie. -H... Hanon le-mruknął cicho i z lekkim wysiłkiem podniósł ojca. Na szczęście znalazł się żołnierz, który mu pomógł i kilku osłaniających. Między innymi Kathia.

Po jakieś czasie walka zostałam wygrana przez siły dobra. Armia bez przywódcy nie dała sobie rady. Niestety Legolas i Vanyamë trochę się spóźnili i zaczęli szukać Thranduila. Jednak był taki rozgardiasz, że trochę im to zajęło. Spotkali po drodze kilku wojowników, którzy im powiedzieli, że stan zdrowia króla jest krytyczny i nie wiadomo, czy przeżyje noc.







Codzienna dawka elfozy dla MOD-MAJ i zeswirowanyelf😂😂
No i dla was wszystkich oczywiście! ♥ Mam nadzieję, że się podobało, w następnym rozdziale będzie raczej dużo więcej Vany i Leggyego. Do zoba!


Kroniki Ardy Where stories live. Discover now