Prolog

5.2K 245 278
                                    

Monotonny i niezwykle irytujący dźwięk skrobiącego po papierze pióra wypełniał pomieszczenie od samego południa. Gdy niespodziewanie go zabrakło i w komnacie zaległa upragniona cisza, dziewczyna, siedząca przy zawalonym pergaminami stole, poczuła się dziwnie osamotniona, jakby straciła dobrego przyjaciela. Drgnęła niespokojnie, próbując skupić błąkające się wokół nadchodzącego wydarzenia myśli na rzeczywistości. Uniosła skonsternowany wzrok na znajdującego się po przeciwnej stronie mężczyznę, który natarczywie jej się przyglądał. Surowe oblicze preceptora wyrażało jedynie zniecierpliwienie, jakby to nieoczekiwane opóźnienie w zaplanowanych obowiązkach niweczyło cały jego dzienny grafik.

— Panno Amherst, czas upłynął. — Lakonicznym, ale pełnym nabytej dostojności ruchem wskazał na stojącą obok klepsydrę. — Proszę się nie krępować i mówić.

Elena Amherst zerknęła na poplamione atramentem dłonie, które wyglądały, jakby zawzięcie pisała odpowiedź na zlecone przez mężczyznę zadanie, podczas gdy leżąca przed nią kartka papieru była dołująco pusta. Nic nie zapisała, nawet nie pamiętała, jak brzmiało pytanie. Nieznacznie, starając się nie zdradzać swego skrępowania, zmarszczyła brwi. Odłożyła mimowiednie obracane między palcami pióro na blat i ułożyła splecione ręce na kolanach. Wyniosła postawa i nieprzejrzany wyraz twarzy niezawodnie ukrywały zakłopotanie dziewczyny.

— Panno Amherst. — Zniecierpliwiony głos mężczyzny rozbrzmiał w pomieszczeniu niczym zwiastun czekającego magnatkę upokorzenia. — Czy twoje milczenie mam poczytywać jako odpowiedź?

— Zależy, jak rozumiesz to milczenie — odparła Elena zdumiewająco opanowanym głosem jak na odczuwane podenerwowanie, skrywane pod narzuconą przez zajmowaną pozycję maską.

Siedziała wyprostowana, z naturalnym wdziękiem i pewnością siebie, choć miała ochotę skulić się pod wpływem przeszywającego spojrzenia mężczyzny. Przybył do Stormlake — największej na południu kraju prowincji — dokładnie przed rokiem, na wezwanie opiekuna Eleny, zarządzającego w jej imieniu na podległych Amherstom terenach do czasu osiągnięcia przez nią pełnoletniości. Preceptor przejął pieczę nad ostatnim etapem kształcenia młodej magnatki i zaczął właściwie przygotować ją do objęcia samodzielnej władzy. A przynajmniej tak to miało wyglądać. Elena odnosiła jednak wrażenie, że rola wsławionego bakałarza ograniczała się do stawiania przed nią niemożliwych do urzeczywistnienia wyzwań, zadawania niestworzonych pytań i zawziętych prób udowodnienia jej, że nie nadaje się do rządzenia. I może faktycznie się nie mylił, ale ona była zbyt uparta, by przyznać mu rację.

— Jak wyraz twojej bezsilności — rzekł mężczyzna z przyklejonym do warg pobłażliwym uśmiechem. — Czy tak właśnie się zachowasz, gdy poddani zwrócą się do ciebie o pomoc lub radę?

— Nikt nie będzie pytał mnie o takie rzeczy. — Zacisnęła schowane pod stołem dłonie w pięści, by opanować narastającą w niej irytację. — Głodującym i żyjącym w niedostatku ludziom niepotrzebne są naszpikowane niezrozumiałymi słowami wypowiedzi, lecz faktyczne, stanowcze działanie, których nikt tu nie podejmuje.

— Niczego nie rozumiesz, panno Amherst. — Pokręcił głową z udawanym smutkiem. — Od pierwszego naszego spotkania próbuję wytłumaczyć ci obowiązujące w świecie, do którego chcesz wstąpić, żelazne zasady, a ty nadal ich sobie nie przyswoiłaś. Twój brat...

— Nie żyje! — krzyknęła Elena, niesiona niepowstrzymanym jak gwałtowna burza gniewem. Wbiła przepełnione furią zielone tęczówki w niezrażonego jej wybuchem mężczyznę. — Ani on, ani mój ojciec, zostałam tylko ja. Może nie jestem najlepszym wyborem, ale jedynym, jaki wam pozostał.

Mocno przygryzła dolną wargę, chcąc, by ból odciągnął jej myśli od tkwiącego w pamięci niczym drzazga wspomnienia. Nie mogła się go pozbyć, mimo że przysparzał jej tylko niewyobrażalnego cierpienia.

Dream of Power | ZOSTANIE WYDANE Where stories live. Discover now