rozdział VI

239 32 1
                                    

Odskoczyłam szybko do tyłu wytrzeszczając szeroko oczy. Dopiero po chwili to do mnie dotarło. Wpadłam na tego gościa sprzed sklepu. Specjalnie wszedł mi na drogę. Gdy sobie pomyślałam jak musiałam wyglądać, skacząc tak... Zrobiło mi się niedobrze. Patrzył na mnie rozbawiony, a ja nie byłam w stanie niczego zrobić.

— Znudziło ci się skakanie, KAPTURKU? — Był ode mnie wyższy o półtora głowy.

Myślałam, myślałam, ale... Mój umysł przestał pracować. Nie mogłam nic wymyślić, żadnej odpowiedzi... Co by zrobiła postać w książce?
Zebrałam w sobie całą odwagę, wyszukałam wszystkie nerwy i miałam nadzieję, że głos mi się nie załamie.

— A tobie siedzenie przed sklepem jak jakiś pijak...! — zaczęłam drżącym głosem. — Zejdź mi zdrogi! — Jego krzywa twarz wyrażała zdziwienie.

— Skąd ty się wogle wzięłaś?! — krzyknął za mną, ale już się nie odwracałam.

Mimo upału, zrobiło mi się chłodno, a moje poliki płynęły. Po raz pierwszy odważyłam się coś odpowiedzieć na takie docinki. Zawsze to było ponad moją odwagę, ale dzisiaj...

— Natalia?

Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia.

— Miałem nadzieję, że cię dziś spotkam.

Obok mnie pojawił się szczery do bólu Aleksander. Ręce miał trochę w piachu, a włosy sterczały we wszystkie możliwe strony. Wyglądał jakby przed chwilą wyszedł z lasu, co było bardzo możliwe.

— Właśnie wracam ze spotkania klubu. W sumie to, mogę ci o nim opowiedzieć i tak pewnie widzimy się dziś po raz ostatni - jutro idziemy już do szkoły. Pewnie tęsknisz za miastem, co?

— Tak właściwie to nie widzimy się po raz ostatni — przyznałam.

— Planujesz tu częściej przyjeżdżać?

— Raczej...

Niestety w słowo wszedł mi tamten chłopak z pod sklepu.

— Ty, Sakiewka, znasz Kapturka?

Alek uprzejmie odwrócił się do chłopaka i odpowiedział :

— Przykro mi Robson, ale nie wiem o kogo pytasz.

— No o nią! — Robson wskazał na mnie palcem.

— Tak, owszem. Masz coś do niej?

Duże wrażenie zrobiło na mnie to, że Alek mnie bronił, jednak jego mina wskazywała na to, że jest gotów się bić, a nie miałam najmniejszej ochoty oglądać bójki chłopców.

— To ja może już pójdę, bo chyba stwarzam problem... Cześć! — odwróciłam się na pięcie i odeszłam szybkim krokiem w stronę leśnej drogi.

^^^

Weszłam wykończona do domu. Na dworze zaczął się wielki upał i całe szczęście, że droga prowadziła przez las. Weszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Za chwilę dołączył się do mnie dziadek czekając, aż zdam relację ze szkoły.

— Dyrektorka pozwoliła mi iść jutro do szkoły. Zadzwonię zaraz do cioci i poproszę, żeby wysłała mi papiery z poprzedniej szkoły.

— To świetnie. A kupiłaś to o co prosiłem?

— Ups...

^^^

Przeglądałam się w lustrze podziwiając swój strój. Elegancka koszula w zestawie z idealnie wyprasowaną granatową spódniczką, świetnie współgrały. Orzechowe włosy uczesałam w dwa dobierańce, a na nogach miałam lekko znoszone trampki. Ostatni raz ułożyłam warkocze na ramionach i wzięłam do ręki nieduży skórzany plecak. Miałam w nim krótkie spodenki na zmianę, bo dziadek opowiadał mi o tym, że po szkole, niektórzy uczniowie po rozpoczęciu włuczą się po lesie, a później do niego przychodzą by najeść się owoców i "świętować" rozpoczęcie roku.
Zeszłam ostrożnie po skrzypiących schodkach i poinformowałam dziadka, że już wychodzę.

— Sprawdź jeszcze pocztę! Rano widziałem listonosza.

Wzięłam więc odpowiedni klucz z wieszaka i pobiegłam do skrzynki pocztowej. W środku były dwa listy. Jeden dla mnie! Od... Rodziców?

Wróciłam niedowierzając do domu i usiadłam przy kuchennym stole. Rozdarłam kopertę i przeczytałam na głos list.

— Chyba o czymś zapomniałaś. Kochamy cię - Rodzice. — W oku zaczęła błąkać mi się łza.

— Co to? — zapytał dziadek, biorąc kartkę do ręki. — To chyba dokumenty z twojej starej szkoły.

Spojrzałam na jego ręce.

— Tak...

Spakowałam kartki do plecaka i wybiegłam z domu. Rozpoczęcie roku zaczynało się za piętnaście minut. A droga zajmuje przynajmniej dwadzieścia.
Gdy zbiegłam ze stromej drogi, zwolniłam. Byłam zdyszana, a na dworze było parno. Nieliczni uczniowie, dopiero wychodzili z domu i szli szybkim kierunkiem do szkoły.

Wśród nich był również Robson, więc trzymałam się z tyłu w bezpiecznej odległości. Był ubrany w czarne szorty i wygniecioną koszulę. Włosy ku mojemu zdziwieniu umył, co z pewnością było interwencją ze strony jego matki. Obok niego kroczył ten sam chłopczyk co wczoraj.

W końcu ukazał się budynek szkoły. Niby wszystko wyglądało tak samo, ale jednak wszędzie było o wiele żywiej, przez co straciłam trochę pewność siebie, bo tak naprawdę to nikogo tu nie znałam.

Pierwszaczki wchodziły już razem z rodzicami do szkoły, by zająć w auli pierwsze miejsca. Wokoło stali uczniowie w grupach. Nie było ich zbyt wielu, jak na podstawówkę z gimnazjum.

Pierwszy dzwonek zabrzmiał z budynku szkoły i wszyscy ruszuli w stronę auli. Wmieszałam się w tłum, zauważając, że jakieś dwie dziewczyny coś szepczą między sobą, przyglądając się mi. Jedna z nich była wysoka i Szczupła, biały croptop oraz czarna miniówka, dobrze podkreślały jej idealną figurę. Druga zaś była niska, około trzy centymtry odemnie wyższa. Bląd włosy miała uczesane w kok. Czarna sukienka ukazywała jej szczupłą figurę, a okulary kujonki podkreślały rysy twarzy.

Myliłam się. Wszyscy nie kierowali się na aulę, tylko na boisko, które znajdowało się na tyłach szkoły. Tam na podeście stała dyrektorka z mikrofonem i już zaczynała przemowę. Później ogłosiła które klasy mają się kierować do jakich sal i powoli wszyscy się rozeszli.

Gdy weszłam do swojej klasy, w środku były dopiero zaledwie dwie osoby. Usiadłam w przed ostatniej ławce przy oknie i obserwałam, ludzi z mojej nowej klasy. Wchodzili i po kolei zajmowali swoje miejsca. Gdy Alek mnie zobaczył, przez chwilę miał minę, jakby zobaczył ducha, ale zaraz się uśmiechnął i zajął miejsce za mną.

— Co ty tu robisz? Przyszłaś na jeden dzień do szkoły? — zapytał z zapałem.

— Może jakieś cześć na powitanie? — zaśmiałam się.

— Cześć. To mów o co biega.

— Nie zdążyłam ci powiedzieć...  No bo ja się tu przeprowadziłam.

— Czemu nie powiedziałaś wcześniej?

— No mówię, na początku, nie wiedziałam, że jedziesz też tam gdzie ja, a wczoraj Robson nam przerwał...

— Nic nie szkodzi. Ale nie mogę uwierzyć! Będziemy chodzić razem do klasy! Będę mógł Ci o wszystkich opowiedzieć! — ekscytował się chłopak. — Naprzykład... O, o wilku mowa.

______________________________________

Co sądzicie o tym rozdziale? Mam nadzieję, że wam się podoba 😊 Niedługo kolejny.

AwokadoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz