17.Kwiat, z którego może wyrosnąć drzewo

2.6K 225 150
                                    


Zajadając w pośpiechu swoje śniadanie, rudowłosy mężczyzna biegł w kierunku mieszkania Kageyamy. W ten przepiękny, niedzielny poranek wszystko musiało wyjść beznadziejnie. Nie dość, że niedługo obaj mogą się spóźnić na trening, to jeszcze musiał po drodze wdepnąć w kałużę, która jakimś cudem znalazła się na chodniku. Coś mu mówiło, że dzisiaj takiego szczęścia będzie więcej.

Zatrzymał się dopiero przy klatce Tobio. Kilka razy zadzwonił, ale kiedy ten nie zareagował chciał jak najszybciej do niego zadzwonić. W tym samym czasie czarnowłosy wybiegł najszybciej jak mógł z klatki i wpadł na swojego chłopaka. Było to dosyć niecodzienne powitanie, ale nie mieli na to czasu, zważywszy, że została im tylko godzina. A samochodem dojeżdża się tam jakieś 40 min. Ale był jeszcze inny problem, w postaci małego, strachliwego rudzielca, który zanim wszedł do samochodu, bał się i czekał tak kilka minut, aby podnieść siebie na duchu.

Kolejny tego dnia pech nadszedł bardzo szybko. Obaj mężczyźni utknęli w korku, który był niewyobrażalnie wielki. Hinata z każdą minutą czuł się gorzej w samochodzie, nawet można rzec, że świrował. Co chwilę wyglądał za okno, albo kręcił się na fotelu, dając tym samym znak czarnowłosemu, że on dłużej tak nie wytrzyma. Sprawa skomplikowała się dopiero wtedy, gdy rudowłosy chciał uciec oknem, które swoją drogą było zamknięte. Z tego braku świeżego powietrza zaczął być coraz bardziej nieznośny.

-Utkniemy tu na zawsze...-zaskomlał kolejny raz, opierając ze zdenerwowania czoło o szybę z boku.

-Zaraz na pewno ruszymy.

-A co jeśli tu zostaniemy?! Już nigdy nie zobaczę chłopaków ze starej i nowej drużyny i...-jego wypowiedź została przerwana nagłym pocałunkiem Tobio. Po dłuższej chwili oddał pocałunek. Tym gestem Kageyama trochę uspokoił dwudziesto trzylatka. Ale zrobił to, ponieważ nie mógł już patrzeć, jak jego miłość życia wariuje na sam widok samochodu.

-Nie utkniemy tu.-dłonie cały czas miał na kierownicy, za to twarz nadal była blisko twarzy Shouyou.

Brązowooki wpatrywał się z ciekawością w spokojne, granatowe oczy, które z bliska wydawać by się mogły przerażające. Jednak on znał je bardzo dobrze i wiedział, że taki wzrok oznacza miłość. Doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, że jego chłopak pomaga mu jak tylko może. Ale coś w głębi serca mu mówiło, że to dopiero początek tego wszystkiego. Nagle korek zrobił się mniejszy i Kageyama ruszył do przodu. A Hinata w tym czasie przyłożył swoją rękę do jednej z rąk na kierownicy, aby dalej być spokojnym o ten zmniejszający się konwój samochodowy.

***

Shouyou wpadł do szatni, cały zdyszany i zmęczony, a Tobio w tym czasie probował zaparkować samochód. Wszyscy jednak byli zajęci pocieszeniem płaczącego w kącie Haru. Niebieskowłosy miał wokół siebie ogromną ilość mokrych husteczek, których przybywało. Brązowooki podszedł do wszystkich z pytającą miną.

-Co mu się stało?-zapytał, a wszyscy zwrócili wzrok na niego.

-My także nie wiemy.-odezwał się Hosokawa.-Kilka minut temu wpadł tu z płaczem i nie chce nic powiedzieć. Wyłapaliśmy tylko pojedyncze słowa takie jak: znowu, miłość i wstyd.

-Acha... a co z treningiem?

-Jest za godzinę.

Krzycząc na siebie w duchu próbował wyciągnąć z torby treningowej telefon, aby powiadomić Tobio o ich obecnej sytuacji. Jednak kiedy już mu się to udało, zauważył, że bateria jest rozładowana. Kolejny pech tego dnia. Shouyou westchnął i powoli podszedł do płaczącego Haru. Niebieskowłosy widząc zbliżającego się rudzielca od razu poderwał się na nogi i przybliżył się do niego, sprawiając, że trochę się stresował.

Looking for happiness // KageHinaWhere stories live. Discover now