Prolog

9.1K 580 232
                                    

      Dyskusję w skrzydle szpitalnym przerwała szamotanina pod drzwiami. Poppy Pomfrey machnęła różdżką w tamtym kierunku i jej oczom ukazały się dwie drużyny zawodników quidditcha – Gryfoni i Puchoni. Wiedziała, że był mecz i na pewno przybędą do niej poszkodowani, tak jak zwykle, ale nie spodziewała się ich tak wcześnie. Przecież rozgrywka zaczęła się niecałe pół godziny temu. A mimo to Potter już był wprowadzany do sali i z kimś się wykłócał. Tym kimś okazał się Puchon – Zachariasz Smith, który pomagał iść koledze ze swojego domu. Pomfrey rzuciła ostatnie spojrzenie Snape'owi i mruknęła coś, że dokończą rozmowę później. Severus skinął głową i wyszedł, mijając skłócone drużyny. Niby ich ostatni rok, a w ogóle się nie zmienili, jeśli chodzi o sportową rywalizację.

     - Na Merlina, czy wyście zgłupieli do końca? – Pielęgniarka wskazała uczniom dwa wolne łóżka. Potter z grymasem bólu na twarzy został położony na jednym z nich przez Weasleya i Deana Thomasa. – Nie potraficie grać spokojnie?

      Jak na zawołanie wszyscy zaczęli tłumaczyć sytuację, tyle że bez ładu i składu, chaotycznie i głośno. Poppy wystraszyła się, że obudzą portret tej starej zrzędliwej uzdrowicielki w jej gabinecie, więc rzuciła na nich zaklęcie wyciszające. Jedynie Smithowi i Thomasowi postanowiła zostawić głos. Kiedy Puchon opowiadał, podeszła do rannych chłopców, by zbadać ich obrażenia i postawić wstępną ekspertyzę.

     - Wie pani, że Potter jest jakimś dzikusem na boisku. Inaczej nie grzałby tak często łóżka tutaj.

     - Ej, a Finch-Fletchley niby taki grzeczny, co? – oburzył się Dean. – Harry przynajmniej ma czym się chwalić, bo nie wiem czy zauważyłeś coś przez tę swoją dumę, ale Harry jest najlepszym zawodnikiem w całej szkole. Gdyby Justyn trzymał się od niego z daleka, to nic by się nie stało.

     - Ale Potter wyciągnął różdżkę, każdy by się zdenerwował. Justyn nie jest niczemu winien.

     - Hm, a jak myślisz, dlaczego? Ostatnio ktoś go zaatakował.

      Pomfrey przywołała do siebie Eliksir Przeciwbólowy dla Justyna, który miał guza na głowie, i podawszy mu go, odwróciła się do skłóconych chłopców. W międzyczasie jeszcze wygoniła uczniów z sali. Weasley nie był zadowolony, ale na migi pokazał Harry'emu, że jeszcze tu wróci.

     - Czy dowiem się wreszcie, co się stało? – zapytała lekko zirytowana ich dziecinnym zachowaniem. Musiała znać szczegóły, by lepiej zająć się Potterem i Finch-Fletchleyem. – Niech jeden mówi, a drugi siedzi cicho i się nie wtrąca.

      Mogła się spodziewać, że będzie to niemożliwe. Dlatego uciszyła kolejną osobę, i badając nieprzytomnego już Pottera, nakazała mówić Zachariaszowi. W międzyczasie nalała do trzech naczyń wywaru z prawoślazu i mięty pieprzowej, po czym podała to nowo przybyłym i odeszła na chwilę do trzeciego pacjenta.

     - Wie pani, na początku było spokojnie, ale biedni Gryfoni przegrywali i Potter postanowił się popisać swoimi umiejętnościami – wycedził zgryźliwie, mrużąc oczy. – Justyn też chciał złapać znicza, więc zaczęli się ścigać i wtedy ktoś nasłał na nich tłuczka... Ale niech pani sobie wyobrazi, że to był trzeci tłuczek. Mogę się założyć o dziesięć galeonów, że to jakiś stuknięty i zdesperowany uczeń z sektora Gryffindoru. Tylko że najwyraźniej nie wiedzieli, że z Pottera taka płochliwa beksa.

     - Panie Smith, proszę wyrażać się z szacunkiem – upomniała go, wracając, i nalała do pucharu dwie miarki Szkiele-Wzro, gdyż wykryła u Harry'ego uraz w kręgosłupie i złamane żebro.

     - Dobrze, przepraszam. – Ale w jego głosie nie było słychać ani krzty skruchy. Kontynuował jednak opowieść. – Jak więc mówiłem, Potter wystraszył się tłuczka i przez to Justyn też spanikował i zderzyli się w locie. Nikt z drużyny nie zdążył ich złapać, bo byli po drugiej stronie boiska. I co z tego, że żaden z nich – tu kiwnął w stronę obrażonego Deana – nie widział tego zajścia ani nie słuchał tego, co mówiłem? Oni są mądrzejsi. I mnie też się oberwało, chociaż nic nie zrobiłem!

      Jednak Pomfrey domyślała się, że Smith ich jeszcze dodatkowo sprowokował swoimi słynnymi komentarzami. Bulwersował się dalej, ale ona przeszła do innego pacjenta, ignorując chłopaka. Po czasie jednak podszedł do niej z zapytaniem, czy zdejmie z reszty zaklęcie wyciszające. Zanim zdążyła odpowiedzieć, on przyjrzał się uczniowi, który spał w najbardziej oddalonym miejscu w skrzydle szpitalnym.

     - To Malfoy? – zapytał, z zaciekawieniem wyciągając szyję ponad ramieniem pielęgniarki. Ona jednak szybko zasłoniła kotary przy łóżku Ślizgona i odesłała Smitha do wyjścia. Po drodze jeszcze zdjęła zaklęcie z Thomasa i jego również wywaliła za drzwi. Wybrali zły dzień na dokładanie jej zmartwień – jej nerwy były już wystarczająco zszargane tym, co usłyszała rano od Dumbledore'a i Snape'a. A to ledwo początek września! Strach pomyśleć, co wydarzy się w ciągu tego roku.

Światło mroku || DrarryWhere stories live. Discover now