Lyanna
- Naprawdę widziałaś czaszki smoków?- spytała Lya z niedowierzaniem. Sybelle przytaknęła. Siedziały sobie właśnie w bożym gaju. Od czasu przybycia królewskiej rodziny minęło kilka dni. Przez ten czas zdążyła się już zaprzyjaźnić z księżniczką.
- W lochach jest ich mnóstwo. Do największej mógłby wjechać koń z jeźdźcem, zaś najmniejsze były wielkości kocich łbów.
- Obiecaj, że kiedy przyjedziemy do stolicy, pokażesz mi je.
Sybelle wzięła ją za ręce.
- Obiecuję - obie się uśmiechnęły. Nagle przez krzaki przedarło się wielkie cielkso. Był to Hodor.
- Hodor hodor hodor hodor hodor! - wrzeszczał, wymachując rekoma i biegając w kółko jak oszalały. Dziewczyny poderwały się z korzenia, na którym właśnie siedziały.
- Co się stało, Hodorze? - zawołała Lyanna. Ten rzucił się na nie i przerzucił je sobie przez ramię.
- Hodor!
- Co ty robisz?!
Zaczął biec, a dziewczyny spojrzały po sobie. Hodor nie przestawał hodorować.
- Coś się musiało stać! - Lyanna próbowała przekrzyczeć olbrzyma.
Chłopiec stajenny zaniósł je do komnaty brata Starkówny, Brandona i rozgorączkowany postawił na podłodze.
- Lyanno! - zawołała Catelyn, kiedy zobaczyła swą córkę. Wstała od łóżka i podbiegła do niej.
- Matko, co się stało?
Wtem dostrzegła, że łoże jest oblężone przez jej braci i siostry. Robb uspokajał małego Rickona, Sansa płakała, a Arya zaciskała pieści. Lya słyszała także wycie wilkorów. Gdyby bardziej się przysłuchała, usłyszałaby wycie swej Zimy.
- Bran spadł z wieży - powiedziała słabym głosem - Jest nieprzytomny, ale żyje.
Dama podeszła szybko do leżącego w łóżku Brana. Wyglądał normalnie, mogłaby nawet powiedzieć, że śpi, jednak kiedy odkryła kołdrę, zobaczyła, że jego nogi są powykręcane. Sansa wybuchnęła głośniejszym płaczem, a jej lekko wstrząśnięta, starsza siostra przyciągnęła ją do siebie i przytuliła.
- Hodorze, miałeś przyprowadzić tylko Lyannę - powiedziała Catelyn, mierząc Sybelle nieufnym spojrzeniem.
- Hodor - usprawiedliwił się olbrzym.
- Matko... - Robb spojrzał na swa rodzicielkę z dezaprobatą.
- Och, ja... przepraszam, lady Catelyn. Już stąd wychodzę - powiedziała szybko Belle i wycofała się za drzwi.
- To niemożliwe - rzekła błękitnooka - Tyle razy widziałam jak się wspinał. W czasie największych ulew. I nigdy nie spadł.
- Do teraz - powiedziała Catelyn ze smutkiem, wpatrując się w swe małe dziecko.
Lyanna siedziała w swojej komnacie, głaszcząc czarne futro Zimy. Odkąd ją znaleźli, zdążyła bardzo urosnąć, jak i jej rodzeństwo. Nie sprawiała kłopotów i ciągle kroczyła za swą panią, cicho jak cień. Nagle uniosła łeb. Kilka sekund po tym, rozległo się pukanie do drzwi. Lady Stark otworzyła je. Zobaczyła czarnowłosą postać o zielonych jak mech oczach. Weszła do jej komnat bez pytania i zamknęła za sobą drzwi, po czym odwróciła się do przyjaciółki.
- Wszystko w porządku? - spytała. Lya uśmiechnęła się smutno. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Sybelle mocno ją przytuliła - Muszę ci coś pokazać.
![](https://img.wattpad.com/cover/129167910-288-k54290.jpg)
YOU ARE READING
Two Swords ▼ Game of Thrones
FanfictionDwie młode dziewczyny. Dwa znamienite rody. Nie tak oczywiste jak mogłoby się wydawać. Setki powiązań, tajemnic, spisków i morderstw. Szczytem marzeń jest tu pozostać przy życiu. Miłość to słabość, a słabi nie mają racji bytu w tej grze.