Dziesięcioletnia dziewczynka

102 21 15
                                    

Było już około dziesiątej nad ranem. Po przedmieściach szedł mężczyzna, na oko dwudziestoletni.
Twarz miał pociągłą, szare oczy głęboko osadzone, lekko garbaty nos i usta wygięte w
Wyglądał dziwacznie. Ubrany był w złocisty płaszcz, który sięgał prawie do ziemi i czarne spodnie.
Gdy szedł ulicą, wielu przechodniów się za nim oglądało. Stanowił niecodzienny widok.
W lewej ręce miał koszyk, w którym coś pobrzękiwało. Szedł pewnym siebie krokiem. Spoglądał hardo na każdego, kto mu się przyglądał.
Przybył do tego miasta tylko z jednego powodu. Nie lubił ciekawskich ludzi, a tu było ich pełno. Wolał swój świat, ale musiał tu przybyć. Pewna osóbka wezwała go we śnie, to nie zdarzało się często. Ona, bo to była dziewczynka nadawała się na jego następczynię. Oczywiście dopiero za kilkaset lat go zastąpi, ale musi się wiele nauczyć.

Dotarł do rynku. To tutaj miał ją spotkać.

Mężczyzna szedł powoli i przeszukiwał wzrokiem tłum. Dzisiaj była sobota, czyli dzień targowy, a co za tym idzie pełno ludzi. Trudno tu kogokolwiek znaleźć.

Głośny gwar rozmów irytował go.
Rozglądał się pomiędzy stoiskami. Tu mniej zwracał na siebie uwagę. Każdy był zajęty kupnem potrzebnego towaru, nie przyglądał się obcym przybyszom.
Jego wzrok nieustannie błądził między ludźmi.

Nagle przystanął.
Niedaleko ujrzał grupę dzieci, stały przy jednym ze stoisk z biżuterią. Przepychały się.
Ale ujrzał też ją, małą osóbkę. Stała dalej i zamyślona przypatrywała się temu wszystkiemu.

Ona wiedziała, że za chwilę sprzedawca towaru przegna ich, bojąc się kradzieży.
Nie miało sensu przyglądanie się biżuterii, skoro i tak nie można jej mieć.

Czarne, lekko falowane włosy były charakterystyczne przy tych jasnowłosych ludziach. Wyróżniała się z tłumu.

Jakby czując jego wzrok, odwróciła się w stronę mężczyzny. Gdy go ujrzała, jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Jej blada twarz kontrastowała z kruczoczarnymi włosami i czerwonymi ustami. Jednak uśmiech i zaczerwienione policzki sprawiały, że dziewczynka wydawała się piękna. Jej szare oczy błyszczały niesamowicie.

Nie podbiegła do niego, jak to czynią dzieci w jej wieku. Stała w bezruchu.

Sprzedawca ruszył w jej stronę. Przepychał się wśród ludzi, by dotrzeć do niej. Małej, dziesięcioletniej sierotki.

— Witaj, Aileen.
Dziewczynka tylko z uśmiechem skinęła głową.

— Co robimy? — spytała wreszcie po chwili ciszy.

— Gdzie twoja opiekunka? — zignorował jej pytanie. Aileen była z domu dziecka.

— Gdzieś tam — machnęła ręką w kierunku straganu z wypiekami.

— Poczekaj tu na mnie. Porozmawiam z nią.

— Dobrze — przytaknęła jedynie. Nie zadawała zbędnych pytań. Wyczuła, że teraz byłyby nie na miejscu i nie dostałaby odpowiedzi.

Patrzyła tylko w oddalającą się postać z zainteresowaniem.
Była ciekawa, jak rozpozna panią Hilde. Nie znał jej przecież, a ona nic mu o niej nie powiedziała.

Mężczyzna bez pośpiechu skierował się w stronę pulchnej, niskiej kobiety. Wiedział dokładnie, o którą chodzi. Była ubrana według najnowszej mody. Jaskrawo różowa suknia jeszcze bardziej okazywała jej otyłość. Czerwony kapelusz z kwiatami zasłaniał jej prawie całą twarz. Pulchne ręce trzymały koszyk ze świeżymi bochenkami chleba i ciepłymi bułeczkami.

Wybawiciel dziewczynki podszedł do kobiety.

— Przepraszam — rzekł uprzejmie — Czy pani Hilde Millison?

Sprzedawca snówWhere stories live. Discover now