Zieleń, która niesie śmierć.

3.8K 341 84
                                    

Harry powoli odwrócił głowę w stronę znanego głosu. Z lekką obawą i dystansem przyglądał się, jak dwójka czarodziejów podchodzi do niego. Cały czas miał wrażenie, jakby jego umysł otaczała gęsta mgła. Momentami było tak źle, że nie potrafił rozpoznać twarzy.

Na widok Syriusza, skulił się w fotelu i zakwilił cicho. Bał się, że jego ojciec chrzestny będzie na niego wściekły. Przecież zabił Regulusa, Łapa miał pełne prawo go nienawidzić, tak samo jak Snape.

– Hej, szczeniaku... – Głowa Harry'ego eksplodowała bólem. Skomląc i kwiląc przycisnął dłonie do uszu chcąc zagłuszyć kpiący głos w jego głowie.

Znów dasz się na to nabrać? Popełnisz ten sam błąd co ja?! Mało ci jeszcze śmierci?! Mało osób umarło przeze mnie?! Chcesz do tego dołożyć jeszcze tych, których sam będziesz miał na sumieniu?! Miałeś się nie przywiązywać!!! Obiecałeś mi! – krzyczał.

– Hej Al, wszystko w porządku? – Mógł jedynie patrzeć bezradnie, jak Syriusz się do niego zbliża. Uniósł ręce do twarzy i zaskomlał cicho. Wspomnienie odbiło się echem w jego umyśle.

– Proszę, nie bij... – szepnął ledwo słyszalnie, lecz na tyle by będący tuż przy jego twarzy animag go usłyszał.

– Al... Nie skrzywdziłbym cię... Merlinie, szczeniaku... co oni ci zrobili... Nigdy nie podniósłbym na ciebie ręki... – Black wydawał się być przerażony samą sugestią, że mógłby zrobić coś równie potwornego.

Oszukują! Kłamią! Wszyscy tak robią! Tamci też obiecywali, że chcą jedynie twojego dobra! Nikt nie będzie się o ciebie troszczył! Jesteśmy dziwadłem! Mordercą! My nie potrzebujemy troski! Powinieneś być wdzięczny, że nie utopili nas zaraz po urodzeniu! – syczał głos. Harry zaniósł się płaczem i skulił w ciasny kłębek.

– Błagam... Ja już nie chcę... To boli... Przestańcie! – Wraz z ostatnim krzykiem szyby w oknie eksplodowały. Szkło poleciało w ich stronę, ale z niewiadomych przyczyn szczelinie omijało trójkę dorosłych. Kilka odłamków wbiło się w ramiona i dłonie Harry'ego, który nadal płacząc chronił nimi twarz. Inne porozdzierały mu koszulkę i pozostawiły płytkie, ale długie cięcia na skórze.

Niemal w tej samej chwili do pokoju wpadł Draco.

– Mamo! Prosiłem, żebyś nie przychodziła do Ala sama! Dlaczego przyprowadziłaś tu kogokolwiek?! – oburzył się, a potem w sekundzie znalazł przy rówieśniku.

– Ci... Już dobrze. Zaraz to naprawimy. Nic się nie stało... Nikt cię nie skrzywdzi...– szeptał obejmując drżące ciało Pottera.

– Ja... nie... chciałem... – wyrzęził chłopak.

– Ci... Wiem. Nic się nie stało. To nie twoja wina. – Draco posłał dorosłym czarodziejom wymowne spojrzenie. Remus machnięciem różdżki naprawił okna i złapał Syriusza za ramię.

– Będziemy na dole, jeśli Alphard poczuje się na siłach – powiedział spokojnie, chodź w jego złotych oczach wciąż błyszczał szok i obawa o szesnastolatka. Cała trójka wyszła cicho zamykając za sobą drzwi i pozostawiając dwójkę Ślizgonów samych.

– Al? W porządku? – Draco spojrzał na Harry'ego zatroskanym wzrokiem. Chłopak powoli skinął głową.

– Będę musiał wyciągnąć to szkoło, dobrze? – Kolejne potwierdzenie było jeszcze mniej pewne.

– Nie skrzywdzę cię, Al. Nie mógłbym – zapewnił Malfoy. Harry przez chwilę wpatrywał się w przeciwległą ścianę pustym wzrokiem.

– Wiem o tym. To ja krzywdzę wszystkich wokół – szepnął, nawet nie starając się ukryć goryczy w swoim głosie. Draco spojrzał na niego z naganą i zmusił do podniesienia głowy.

Oczy które spoglądają w dal.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz